Kluczem jest specjalizacja Pamiętamy
o weteranach
Wszyscy jesteśmy obdarowani
34 25
18
MIESIĘCZNIK
www.sw.gov.pl lipiec 2020 nr 266 rok XXIII ISSN 2545-1847 cena 3,50 zł
S Ł U Ż B Y W I Ę Z I E N N E J
7
Czapki
z głów 8
od redakcji
Słowo, które się w tym wydaniu Forum powtarza najczęściej, to najpewniej „pomoc”
– o tym głównie piszemy. Czasy takie, że więziennicy pomagają w czasie służby i pracy, a także po godzinach. Wielu inwestuje w działalność charytatywną nie tylko swój czas, ale i pieniądze. W dodatku to się udziela!
Setki, a nawet tysiące uczestniczących w #GaszynChallenge, walczą o życie dzieci, któ
re jeszcze parę miesięcy temu byłyby skazane na śmierć, a teraz mają szansę – bardzo kosztowną, wartą miliony. Tytuł naszego tematu miesiąca mówi sam za siebie. Czapki z głów przed tymi spośród naszych czytelników, którzy szyją maski i drukują przyłbice, pompują i pakują, ratują i wspierają, organizują pomoc i szukają zaginionych!
W tym numerze piszemy o więziennikach – tylko nielicznych, bo wszyscy nie zmiesz
czą się na łamach – którzy najlepiej, jak potrafią, robią swoje. Wymyślają programy i aktywności, prowadzą terapię, dbają o tysiące osadzonych w polskich więzieniach.
Zaglądamy też do zagranicznych jednostek, które borykają się z tym, czym żyje cały świat – bezpieczeństwem epidemicznym. Rozmawiamy ze związkowcami – nie tylko o koronawirusie. Psycholog radzi, żeby uważnie rozglądać się wokół i widzieć dobro.
A ultramaratończyk z Grudziądza potwierdza, że dobre myśli pomagają na długich dy
stansach.
Przed miesiącem groziła nam susza. Teraz na okładce funkcjonariusz walczący z powo
dzią. Tak, więziennicy są dobrzy na wszystko. Zawsze gotowi.
Irena Fedorowicz redaktor naczelny Więziennicy w #GaszynChallenge
spis treści
Olimpiada w Potulicach
42
WYDARZENIA
4 Msza w święto patrona 4 Egzaminy w więzieniach 5 Czas działać
5 Szkolenia oddziałowych 5 Walczyli z żywiołem
SŁUŻBA DLA INNYCH 6 Pompki warte miliony 17 Klub w Wołowie 17 Z aresztu do dzieci 17 Paka pełna dobra 18 Pamiętajmy o weteranach
TEMAT MIESIĄCA:
POMAGAJĄ PO GODZINACH 8 Czapki z głów!
ROZMOWA MIESIĄCA 11 Dać ludziom, czego potrzebują
ZAWSZE GOTOWI 13 Taka seria
LUDZIE
14 Człowiek z dronami DOBRE PRAKTYKI 20 Do dzieła!
NASZE SPRAWY 24 12 pytań 36 Tylko dla dobra 37 Wierzę w związki 42 Najlepszy Sierżant Klawiś 42 Olimpiada w Potulicach
PSYCHOLOG RADZI
25 Wszyscy jesteśmy obdarowani Z KRAJU
26 Krew i nadzieja dla Pawła
BOHATEROWIE SPRZED LAT 27 Wychowawca od komiksów
ZE ŚWIATA
30 Co wirus zmienił w więzieniach PENITENCJARYSTYKA 32 Terapia w Goleniowie 33 A kiedy wyjdą na wolność…
34 Kluczem jest specjalizacja PASJA SPORTOWA 38 Miej w głowie dobre myśli
HISTORIA
40 Obława Augustowska LIPIEC 2020 r.
www.dialtech.pl
tel. 61 82 09 900, 606 627 801
KOMFORT PRACY SŁUŻBY WIĘZIENNEJ
W służbie krwi
17
Człowiek z dronami
14
Okładka:
Bochnia, szer. Andrzej Leszczyński z Zakładu Karnego w Nowym Wiśniczu fot. Marcin Kalinowski
fot. archiwum fot. Wojciech Czyżowicz
wydarzenia
Msza w święto patrona
Egzaminy
w więzieniach
29 czerwca w Bazylice Świętego Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu w War
szawie odbyła się uroczysta msza święta we wspomnienie liturgiczne św. Pawła
Apostoła, patrona polskich więzienni
ków. Eucharystia była sprawowana w in
tencji funkcjonariuszy i pracowników Służby Więziennej, aby Bóg obdarzał ich mocą i natchnieniem w wypełnianiu obo
wiązków dla dobra ojczyzny i bliźnich.
Mszę świętą koncelebrowali ks. bp Henryk Ciereszko, biskup pomocniczy archidiecezji białostockiej i ks. Adam Jabłoński, Naczel
ny Kapelan Więziennictwa. Ceremonia
rzem był ks. Jan Pol, kapelan z Centralnego Zarządu Służby Więziennej.
Ministra Sprawiedliwości reprezen
tował Mirosław Przybylski, Dyrektor
Departamentu Wykonania Orzeczeń i Probacji w Ministerstwie Sprawiedliwo
ści, a Dyrektora Generalnego Służby Wię
ziennej – zastępcy: płk Artur Dziadosz, płk Andrzej Leńczuk i ppłk Krzysztof Stefa
nowski.
Obecni byli przedstawiciele związków zawodowych, jednostek penitencjarnych, kapelani, funkcjonariusze i pracownicy oraz przyjaciele naszej formacji.
Więziennicy modlili się o zbawienie swo
ich zmarłych kolegów i koleżanek, a także przez wstawiennictwo Dobrego Łotra za skazanych, aby czas ich izolacji stał się pozytywną i trwałą przemianą życia.
Liturgii towarzyszyła asysta honorowa.
Oprawę muzyczną zapewnił Reprezenta
cyjny Zespół Wokalny Służby Więziennej.
Płk Artur Dziadosz wraz z przedstawi
cielem resortu złożyli kwiaty w Kaplicy Katyńskiej przed pomnikiem poświę
conym Polakom pomordowanym w Ka
tyniu, Charkowie, Twerze, Miednoje, Bykowni, Kuropatach i innych miejscach zbrodni katyńskiej.
APJ zdjęcia Piotr Kochański
Tak jak w uczniowie w całej Polsce, osadzeni kształcący się w przywięziennych placów
kach edukacyjnych przystąpili w czerwcu do matury i do egzaminów potwierdza
jących kwalifikacje zawodowe. Przy 20 jednostkach penitencjarnych funkcjonuje 18 Centrów Kształcenia Ustawicznego.
W 11 zorganizowano maturę, do której przystąpiło 71 spośród 93 absolwentów.
W drugiej połowie czerwca odbyły się państwowe egzaminy zawodowe. Zda
wało je w tej sesji 298 spośród 325 ab
solwentów kwalifikacyjnych kursów za
wodowych. W każdym z CKU zachowano
dystans społeczny między zdającymi, którzy posługiwali się własnymi przybo
rami do pisania.
23 czerwca część pisemną egzaminu pań
stwowego zdawało 20 słuchaczy kwali
fikacyjnego kursu zawodowego stolarza w Oddziale Zewnętrznym w Stawiszy
nie. Do części praktycznej przystąpiła tam mniej liczna grupa skazanych, gdyż niektórzy opuszczają już jednostkę peni
tencjarną. Oni dokończą proces edukacji na wolności.
Absolwenci więziennych szkół otrzyma
ją świadectwa nie zawierające informa
cji o tym, że zostały uzyskane w czasie wykonywania kary pozbawienia wolno
ści. W związku z pandemią zakończony rok szkolny był specyficzny – od poło
wy marca osadzeni kształcili się w try
bie zdalnym. Służba Więzienna, dbając o wysoki poziom kształcenia i jakość szkolenia praktycznego, kieruje się kla
syczną maksymą Non scholae, sed vitae discimus – „Uczymy się nie dla szkoły, ale dla życia”.
red.
zdjęcie archiwum
wydarzenia
Ponad 20 funkcjonariuszy z Zakładu Karnego w Nowym Wiśniczu pomaga
ło strażakom oraz mieszkańcom Bochni i Łapanowa po tym, jak w trzeci weekend czerwca część Małopolski znalazła się pod wodą. Ulewne deszcze spowodowa
ły wezbranie rzek i potoków, a woda za
lała budynki. W Bochni funkcjonariusze ujarzmiali potok Chodenicki, a w Łapa
nowie porządkowali zalane przedszko
la, sklepy i plebanię. Kiedy zamykaliśmy to wydanie Forum, prognozy wciąż nie były pomyślne.
red.
zdjęcie Marcin Kalinowski
„Nie moja wina, ale moja kara” (Not my cri- me, still my sentence) to kampania realizo
wana corocznie przez ogólnoeuropejską organizację Children of Prisoners Europe (COPE) oraz Małopolskie Stowarzysze
nie Probacja. Ma ona na celu wspieranie oraz wzmacnianie wysiłków podejmo
wanych na rzecz ochrony praw dzieci, których rodzic odbywa karę pozbawienia wolności.
Walczyli z żywiołem Czas działać
Szkolenia
oddziałowych
Od 2 czerwca w Centralnym Ośrodku Szkolenia Służby Więziennej w Kulach trwa cykl szkoleń specjalistycznych dla oddziałowych. W pięciu edycjach zostanie przeszkolonych 666 funkcjo
nariuszy. Zajęcia odbywają się zdalnie, w formie warsztatów za pośrednictwem wideokonferencji. Uczestnicy poszerzą i utrwalą swoją wiedzę oraz umiejęt
ności zawodowe w różnych sytuacjach,
także we współdziałaniu z innymi działa
mi. W pierwszej edycji szkolenia uczest
niczyło 86 funkcjonariuszy, pełniących obowiązki na stanowiskach oddziało
wych albo przewidzianych do służby w oddziałach mieszkalnych. Szkolenia specjalistyczne o takiej samej tematyce prowadzone są też w OSSW w Suchej.
tekst i zdjęcie Paulina Ryś-Gonera W tym roku dokumentem przewod
nim kampanii jest „Czas działać” (It’s time to act), dziecięca wersja Zaleceń Komitetu Ministrów dla państw człon
kowskich, dotyczących dzieci rodziców osadzonych w zakładach karnych, na
pisanych przez dzieci i młodzież z całej Europy, która korzysta ze wsparcia or
ganizacji członkowskich zrzeszonych w COPE.
Szacuje się, że ponad 2 miliony dzieci w Europie mają ojca lub matkę w więzie
niu. Co roku w czerwcu COPE prowadzi społeczną akcję „Nie moja wina, ale moja kara”, aby zwrócić uwagę na potrzeby i prawa dzieci osadzonych. red.
służba dla innych
i osadzeni zbierali na rzecz Wojtusia pla
stikowe nakrętki. I tak „napompowano”
koło pomocy, że z początku niewyobra
żalna kwota 9 mln zł, po 123 dniach re
alnie zasiliła konto Wojtusia. #Gaszyn Challenge okazał się sukcesem ponad miarę oczekiwań, dlatego zebrana nad
wyżka będzie przekazana na leczenie innych chorych dzieci.
Kim jest Wojtuś
Ma półtora roku i cierpi na rdzeniowy za
nik mięśni typu 1. Jego rodzice mówią, że choroba SMA sprawiła, że ich syn więk
szość życia spędził na OIOM-ie, nie jest Najdroższy lek świata kosztuje 9 mln zł,
ale akcja tak się rozkręciła, że tę ogrom
ną sumę udało się przekroczyć. Stało się tak również za sprawą wyzwania wymy
ślonego przez strażaka z Gaszyna w woj.
łódzkim, które w szybkim tempie objęło różne służby, wśród nich więzienników wszystkich okręgów SW.
Zasady #GaszynChallenge są proste: no
minowani muszą w ciągu 48 godzin zro
bić 10 pompek, nagrać i opublikować film z przebiegu zadania. Jeśli tego nie zrobią, wpłacają po 10 zł, a jeśli zrobią, przeka
zują pięć złotych. Można więcej.
I tak, nominowana do wykonania zadania jednostka w Kluczborku przekazała wy
zwanie m.in. Zakładowi Karnemu w Sie
rakowie Śląskim i Aresztowi Śledczemu w Opolu. Funkcjonariusze z Opola podali dalej „pałeczkę” zakładom karnym w No
wym Wiśniczu i Brzegu, a ci z Sierakowa nominowali strzelecką „jedynkę”. Wkrót
ce w wyzwaniu wzięły udział wszystkie jednostki opolskiego OISW. Nominowani przez policjantów i strażaków funkcjona
riusze i pracownicy Centralnego Ośrod
ka Szkolenia Służby Więziennej w Kulach do dalszego udziału w #GaszynChallen
ge wyznaczyli więzienników z: Ośrodka Szkolenia Służby Więziennej w Suchej, Zakładu Karnego w Łupkowie i Ośrodka Doskonalenia Kadr Służby Więziennej w Olszanicy. I tak z każdym dniem akcja zataczała szersze kręgi. Pompki robili więziennicy z Inowrocławia, Koronowa, Bydgoszczy, Białegostoku, Warszawy i Poznania, a pieniędzy na ratowanie chłopca z każdą chwilą przybywało.
Dodatkowo w krakowskim areszcie przez kilka tygodni funkcjonariusze
już w stanie samodzielnie oddychać ani przełykać. W Stanach Zjednoczonych od kilkunastu miesięcy dostępna jest no
watorska terapia genowa, ale lek kosztu
je ponad 2 miliony dolarów, czyli ponad 9 mln złotych. Jednak dla Wojtusia i in
nych dzieci z SMA to ogromna nadzieja na życie. Problem jest taki, że lek trzeba podać przed ukończeniem drugiego roku życia dziecka, a najlepiej jak najszybciej po otrzymaniu diagnozy, żeby choroba ukradła mu jak najmniej zdrowia.
ESK zdjęcia archiwum jednostek
W całej Polsce funkcjonariusze i pracownicy Służby Więziennej
z jednostek nominowanych do #GaszynChallenge robili pompki i wpłacali pieniądze na lek dla półtorarocznego Wojtusia Howisa z Galewic, chorego na rdzeniowy zanik mięśni (SMA). Na początku czerwca, po czterech miesiącach od uruchomienia zbiórki na siepomaga.
pl, na ratowanie chłopca zebrano ponad 10 mln złotych!
Pompki
warte miliony
Więcej o Wojtusiu:
https://www.siepomaga.pl/wojtus
Zbiórki dla innych dzieci:
https://www.siepomaga.pl/gaszynchallenge
Zakład Karny w Sierakowie Śląskim
służba dla innych
APARATY SAMOINKASUJĄCE tel. 61 82 09 900, 606 627 801 www.dialtech.pl
TELEFONIA DLA OSADZONYCH
KOMFORT PRACY SŁUŻBY WIĘZIENNEJ
temat miesiąca: pomagają po godzinach
To był impuls. Gdy od koleżanki dowie
działa się, że potrzeba rąk do szycia ma
seczek, zgłosiła się od razu. Maszynę miała. Umiejętności też. O tym, czy wy
starczy jej czasu, nie myślała. Właśnie ogłoszono pandemię, wszędzie brakowa
ło środków ochrony, trzeba było działać.
Razem z dwudziestoma paniami zaczęła szyć maseczki – dla mieszkańców Szcze
cinka i instytucji, w których tych masek brakowało.
Wolontariat to wolność
– Szyłam w domu. Przed pracą, po pracy, w każdej wolnej chwili – mówi szer. Be
ata Pik, na co dzień strażniczka w dziale ochrony w Zakładzie Karnym w Czar
nem. – Myślę, że spod mojej ręki wyszło kilkaset masek.
Materiały dostawała z fundacji Dobre Rzeczy. Do jej domu przywoził je ktoś z wolontariuszy. A ona szyła – o świcie, popołudniami i w nocy. Na jedną maskę
potrzebowała około pół godziny. Bo naj
pierw trzeba było stworzyć szablon, od
rysować, wyciąć, a potem zaprasować troczki do wiązania maski, materiał pod
łożyć z dwóch stron i przeszyć tak, by zo
stawić kieszonkę na filtr.
– Nie było łatwo. Na początku dzieci trochę marudziły, że tylko szyję i szyję, ale potem starsza córka też się nauczy
ła i mi pomagała – opowiada Beata Pik.
– A jak wieść o tym, że szyję maski cha
rytatywnie rozeszła się u mnie w pracy, uczyłam szyć również osadzonych.
To było szybkie szkolenie. Jeden dzień wystarczył, żeby pojęli obsługę maszyn, drugiego pokazała osadzonym mężczy
znom jak szyć maseczkę.
– Wypracowali bardzo fajną linię produk
cyjną – opowiada. – Jeden pan rysował szablon, drugi wycinał, trzeci zaprasowy
wał, kolejni siedli przy maszynach.
Te maski, podobnie jak te szyte przez funkcjonariuszkę w czasie wolnym
od pracy, trafiały w hurtowych ilościach do wszystkich potrzebujących – pra
cowników Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, ratowników medycznych, miejskiego szpitala, przychodni, funkcjo
nariuszy Straży Miejskiej oraz do osób prywatnych. Dostali je również kierowcy komunikacji miejskiej, pracownicy banku, a także firmy, w których brakowało za
bezpieczeń dla pracowników. Do szcze
cineckiej grupy Dobre Rzeczy, która koordynowała całe przedsięwzięcie od strony logistycznej, spływały potem podziękowania i wyrazy uznania. „Jeste
ście niesamowite!”, „Jest moc”, „Czapki z głów”, „Chwała wam za to, co robicie!”,
„Jesteście takimi cichymi bohaterami walki z koronawirusem” – pisali ludzie.
Lidia Pieńkos, prezes fundacji odpowia
dała: „Wolontariat to wolność. Jest ekipa nie do zdarcia. Dzięki za ciepłe słowa”.
– Nie lubię się chwalić, bo zrobiłam to z potrzeby serca – mówi Beata Pik.
Wieczorem, w nocy i w dni wolne, na mniejszą i większą skalę, przy maszynie, drukarce albo telefonie. Funkcjonariusze Służby Więziennej pomagają, bo czują, że tak trzeba.
Czapki z głów!
Zespół terapeutyczny z Koronowa
temat miesiąca: pomagają po godzinach
– Ale te wszystkie słowa wdzięczności są bardzo miłe. Czuję się doceniona.
Troska na miarę
W szycie maseczek po godzinach włą
czyli się też funkcjonariusze Oddziału Te
rapeutycznego Zakładu Karnego w Ko
ronowie, którzy postanowili wesprzeć bydgoskie szpitale. Brak umiejętności nie był dla nich problemem. W sześciooso
bowym zespole wystarczyły dwie oso
by, które potrafiły obsługiwać maszyny.
Kpt. Karolina Kozłowska, kierownik dzia
łu terapeutycznego i sprawczyni całego zamieszania, szyła nocami, bo jak mówi, nie potrafi nic nie robić i uważa, że mia
rą człowieczeństwa jest wielkość jego troski o drugiego człowieka. Do maszy
ny usiadła też szer. Justyna Walenczy
kowska, inspektor ds. terapii zajęciowej
i specjalistka od spraw beznadziejnych.
Z kolei Robert i Violetta – wychowawcy, uczestniczyli w akcji krojąc materiały, angażując przy tym najbliższych. Joan
na – psycholog, której maszyna do szycia nie jest obca, kroiła, fastrygowała i razem z Wojciechem – też psychologiem – za
opatrywali zespół w troczki, poszukiwali nici i tasiemek.
Za zgodą płk. Tomasza Sitkiewicza, dy
rektora Zakładu Karnego w Koronowie, zespół terapeutyczny zaapelował do za
łogi o wsparcie ich inicjatywy i przeka
zywanie akcesoriów pasmanteryjnych, tkanin i różnego rodzaju taśm, by moż
na było ruszyć z produkcją pełną parą.
Jeszcze przed Świętami Wielkiej Nocy pierwsza partia maseczek trafiła za po
średnictwem koordynatora bydgoskiej akcji do oddziałów szpitalnych w formie darowizny. Kolejne obdarowane miejsca to Hospicjum im. J. Popiełuszki w Byd
goszczy, Dom Pomocy Społecznej w Ko
ronowie i Wojewódzki Szpital Dziecięcy im. J. Brudzińskiego w Bydgoszczy.
– Energii do pracy jest dużo, motywacja nie słabnie, a i materiału mamy jeszcze wystarczająco. Łącznie, personel oddzia
łu terapeutycznego przekazał już prawie 450 szt. samodzielnie uszytych maseczek – mówiła w maju Karolina Kozłowska.
Budzik co pół godziny
Bezczynnie nie chciał też siedzieć por.
Piotr Łoziński, który na co dzień jest wychowawcą oddziału penitencjarnego w Zakładzie Karnym w Wołowie. Mówi,
że zaczęło się banalnie. Na rynku brako
wało środków ochrony, a jego żona, która ma firmę transportową, potrzebowała przyłbic dla swoich kierowców. Wtedy usiadł, włączył drukarkę 3D wyproduko
wał pierwszą sztukę, korzystając z mo
delu udostępnionego przez Czechów w internecie. A potem poszło. Pierwsza partia trafiła właśnie do kierowców, ko
lejne do harcerzy.
– Ich wolontariusze jeżdżą w karetkach, a w firmie żony pracują dwie harcerki – opowiada Piotr Łoziński. – W ten spo
sób oni dowiedzieli się o mnie, a ja o nich.
Skontaktowałem się z ich komendantem i zaoferowałem pomoc. Jego ludzie brali wydrukowane przez mnie przyłbice i roz
dawali wszędzie tam, gdzie jeździli.
Początki były czasochłonne. Wyprodu
kowanie jednej przyłbicy trwało cztery godziny. Z czasem funkcjonariuszowi udało się zredukować ten czas do dwóch godzin – drukował wówczas model opra
cowany przez Szwedów i bardzo popu
larny w USA, który zakłada się jak oku
lary. Dziś druk jednej przyłbicy trwa pół godziny. Zamiast jednej drukarki ma już trzy – drugą kupił sam, trzecią dostał od harcerzy.
– Od początku pandemii wyprodukowa
łem około 1300 sztuk i nie zamierzam przestać – mówi funkcjonariusz. – Pierw
szy etap akcji obejmował swoim zasięgiem przede wszystkim powiat wołowski, ale nasze przyłbice używane są już we Wro
cławiu i w innych miejscach na terenie województwa dolnośląskiego. Mówię Wychowawca z Wołowa
nasze, bo gdyby nie pomoc Harcerskiej Organizacji Wychowawczo-Patriotycznej
„Cichociemni”, nie udźwignąłbym tego.
Harcerze odciążyli go najpierw w roz
wózce przyłbic, a potem także w produk
cji – pokazał im, że wystarczą nożyczki, dziurkacz i wydrukowana ramka, żeby z okładek A4 do bindowania dokumen
tów zrobić przesłonę. Oprócz tego z ich pomocą zorganizował zbiórkę na zakup materiałów oraz części eksploatacyjnych do drukarek. Bo po pierwsze materiału idzie mnóstwo, a po drugie przy takim obciążeniu sprzęt musi być regularnie serwisowany. Drukarki chodzą non stop.
W dzień wolny od pracy funkcjonariusz ustawia sobie przypomnienie w zegarku co pół godziny. To sygnał, że jeden wy
druk się skończył i trzeba nacisnąć przy
cisk, by rozpocząć kolejny.
– W taki dzień jestem w stanie wydruko
wać około sto przyłbic. W tygodniu mniej, bo zaczynam dopiero po pracy – mówi.
– Cieszę się, że mogę w ten sposób poma
gać. Dziś już może nie brakuje środków ochrony, ale ceny są zabójcze. Niektóre instytucje mają tak napięty budżet, że nie stać ich na kupno. My nie sprzedajemy.
My rozdajemy.
Dziecko płacze!
Por. Marcin Mikita jest funkcjonariuszem działu techniki, informatyki i łączności w Zakładzie Karnym w Opolu Lubelskim.
Należy do różnych grup majsterkowych na Facebooku i tam zainspirowali go ludzie, którzy drukują przyłbice. – Wie
działem, że drukarkę 3D ma mój kolega ze studiów i poprosiłem go o wydrukowa
nie kilku sztuk – opowiada. – Kiedy je do
stałem, postanowiłem, że też sobie kupię taką drukarkę. Odkąd do mnie dotarła,
nie stygnie. Ta, którą kupiłem, kosztu
je ok. 1 tys. zł i do drukowania przyłbic sprawdza się idealnie. Wyprodukowałem już i nieodpłatnie przekazałem kilkadzie
siąt sztuk.
Pierwsze trafiły do jednostki porucznika, kolejne do samorządu i Policji w Opolu Lubelskim, do Ośrodka Pomocy Społecz
nej w Dęblinie, a także do ratowników medycznych. Przydały się też podczas egzaminów w szkole, w której pracuje żona funkcjonariusza. – W drukarce 3D
„tuszem” jest filament, który wygląda jak gruba żyłka do podkaszarki spalino
wej – tłumaczy „drukarz”. – Jego blisko kilogramowa szpula kosztuje ponad 70 zł i można na niej wydrukować ok. 30-40 przyłbic. Filament jest wcią
gany do środka drukarki i tam topiony.
Potem dysza warstwa po warstwie, mili
metr po milimetrze buduje i „drukuje” to, co się zada drukarce. W wyniku pandemii wielu drukarzy 3D udostępniło za darmo projekty przyłbic. Z nich korzystam. Ścią
gam projekt i otwieram w programie, któ
ry tłumaczy model przestrzenny na język drukarki. Ona nie rozumie, że dostaje do wydrukowania np. kubek, ale rozumie komunikaty: przesuń konkretną dyszę z punktu A do punktu B i wypuść odpo
wiednią ilość filamentu. Dopiero wtedy realizuje zadanie warstwa po warstwie.
Jedna przyłbica drukuje się ok. 2,5 godzi
ny. To trwa i hałasuje, zwłaszcza w nocy.
Dźwięk pracującej drukarki przypomina płacz dziecka, a nasze młodsze ma dwa latka, więc żonę już kilka razy ten dźwięk poderwał z łóżka.
Wsparcie na telefon
– A gdyby tak zgłosić się z pomocą psy
chologiczną? – pomyślała mjr Anna
Pyszniak, kierownik oddziału terapeu
tycznego Aresztu Śledczego w Kielcach.
W prasie przeczytała, że Wojewódzki Szpital w Kielcach w związku z sytu
acją epidemiologiczną chce uruchomić specjalną linię wsparcia dla personelu medycznego. Zadzwonili do niej następ
nego dnia po tym, jak wysłała zgłosze
nie. Wpisała się w grafik, podała swój telefon – chodziło o to, by całe dnie były obstawione, by nie zostawiać medyków, pielęgniarek i wszystkich, którzy pracują w służbie zdrowia, bez pomocy. Na po
czątku telefony milczały.
– Zakładałam, że tak będzie – mówi Anna Pyszniak. – Wszyscy byli w stanie goto
wości, zmobilizowani do działania. Ale
wiadomo, z biegiem czasu sytuacja bę
dzie się stabilizować, stres zacznie pusz
czać i potrzebne będą takie interwencje.
Po dwóch miesiącach telefon zaczął dzwonić. Najczęstszy problem to bardzo silny stres, zaburzenia snu, natrętne my
śli, lęk o rodzinę. Czasem wystarczy jed
na rozmowa, innym razem potrzeba ich kilka. Wszystko zależy od problemu.
– Nie stać mnie było, żeby zakupić na przykład sprzęt do szpitali, ale na szczęście mam takie doświadczenie i wiedzę, które mogą się przydać – mówi psycholog. – Dlatego postanowiłam się włączyć. Inaczej nie potrafię i nie mogę pomóc. Znam osoby, które pracują w służbie zdrowia i wiem, jak przeżywa
ły i stresowały się od początku pandemii.
Wiem też, że ta sytuacja może ujawnić zespół stresu pourazowego. Chcę im po
móc. Chcę, żeby czuli się bezpieczni i wie
dzieli, że ktoś się nimi opiekuje. Jeśli będą chcieli skorzystać, ja jestem.
Anna Krawczyńska, ESK zdjęcia archiwa bohaterów
temat miesiąca: pomagają po godzinach
Psycholog z Kielc
rozmowa miesiąca
Pandemia uwolniła w ludziach chęć dzielenia się z innymi. Funkcjona- riusze i więźniowie szyją maseczki, robią przyłbice…
– Bardzo dobrze jest pomagać, jeśli wy
pływa to z serca. To odstresowuje, po
zwala odreagować po ciężkiej pracy.
W czasie pandemii pomaganie szczegól
nie zbliżyło nas do siebie. Jesteśmy bar
dziej otwarci, współpracujący i wspiera
jący innych. Cieszy mnie, kiedy ludzie się cieszą. Ostatnio, jak rozwoziliśmy paczki dla seniorów – niektórzy płakali, nie wie
rzyli, że to dla nich.
Pół życia spędził pan na pomaganiu innym.
– Więcej nawet… (śmiech).
Ma pan to w genach?
– Trochę po ojcu i dziadku. Ojciec pro
wadził miejscowy klub Honorowych Dawców Krwi przy PCK, a dziadek był strażakiem ochotnikiem. Mówią, że je
stem trochę jak oni – taki pomost dla in
nych. Pierwszy raz oddałem krew mając 18 lat, i od tego się zaczęło moje poma
ganie innym. Krew ratuje życie. Moje 52 litry z groszem, też.
Jest też pan wiceprezesem mal- borskiego oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża. W 2018 r.
przekazaliście 400 ton żywności po- trzebującym!
– To był najtrudniejszy rok, ale daliśmy radę… Zajmujemy się nie tylko żywie
niem ludzi, choć to jest nasze sztanda
rowe działanie. Unijny Program Opera
cyjny Pomoc Żywnościowa realizujemy
od 2014 roku. Zaczynamy we wrześniu, a w roku następnym w czerwcu go zamy
kamy. Tak było przez te wszystkie lata.
Ten rok jest ostatni. Podpisaliśmy już umowę na dostarczanie żywności 800 osobom.
Kogo karmicie?
– Najuboższych, osoby bezdomne, rodzi
ny wielodzietne z Gdańska, Sztumu, Mal
borka, okolicznych wiosek. Są to ludzie potrzebujący wsparcia, społeczność mar
ginesowa, też nasi starzy bywalcy, bez dachu nad głową. To ogrom tragedii, ubó
stwo. Działamy na podstawie skierowań Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej (MOPS). Towar przywozimy z magazynu Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej, a ludzie przychodzą do pomieszczenia PCK. Pokazują skierowanie i dowód oso
bisty, a my wydajemy im żywność. Jedną paczkę w miesiącu.
Groszek z marchewką, fasola biała, makaron jajeczny, gołąbki w sosie pomidorowym…
– Jest też kukurydziany makaron bez
glutenowy, filet z makreli, konserwy drobiowe i mięsne, pasztet i mód, sok jabłkowy, mleko – 17 różnych produk
tów. Ludziom najbardziej zależy na cu
krze, oleju i mleku. Cieszą się z gołąb
ków i konserw. Ser żółty też dobrze schodzi, ale nie można wybierać. Są przydziały. Na jedną osobę w tym roku przypada miesięcznie 4 kg cukru, 9 li
trów mleka, 4 litry oleju, 4,5 kg makaro
nu itd. Tego towaru robi się naprawdę dużo, jeśli rodzina jest np. dziewięcio
osobowa.
Są tak liczne rodziny?
– Najliczniejsza była 14-osobowa z Pie
kła pod Sztumem. Przyjeżdżały stam
tąd trzy zamężne siostry, każda z nich miała gromadkę dzieci: jedenaścioro, dziewięcioro i czwórkę. Ta z jedenaścior
giem dzieci mieszkała z mężem i babcią.
Kiedy odbierali żywność, tego towaru był ogrom! Ale pewnie w takiej rodzinie wszystko w moment znika! Są też herbat
niki – dzieci je uwielbiają.
Jak wygląda odbiór żywności?
– Jeśli ktoś jest w trudnej sytuacji i uzy
skuje odpowiednio niskie dochody (1402 zł w przypadku osoby samotnie gospo
darującej i 1 056 zł na osobę w rodzinie), dostaje skierowanie z MOPS i przychodzi z nim do naszego punktu. Czasem zbie
rają się ludzie z wiosek, ktoś przyjeżdża samochodem z przyczepą i odbiera dla sąsiadów.
Skąd ludzie wiedzą, że mają przyjść po żywność?
– Informujemy o tym na stronie interne
towej PCK w Malborku oraz na drzwiach naszego magazynu i w MOPS-ie. Wyda
jemy żywność w ustalonym porządku.
Dać ludziom, czego potrzebują
Ze st. sierż. sztab. Jarosławem Wodzińskim, starszym oddziałowym w malborskim więzieniu, który od 28 lat udziela się charytatywnie, od pięciu lat jest wiceprezesem Rejonowego Oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża w Malborku, a także przewodniczącym Zarządu Okręgowego NSZZ FiPW w Gdańsku i rekordzistą Służby Więziennej pod względem ilości oddanej krwi, rozmawia Agata Pilarska-Jakubczak.
Jarosław Wodziński zaczął trzydziesty rok służby, od dwóch lat jest na etacie związkowym i nie pełni służby na pierwszej linii
rozmowa miesiąca
Czasem ktoś chce dostać paczkę, choć nie ma go na liście w danym dniu. Przy
chodzi i krzyczy: „jak to nie wydasz?, „no co ty!”, „to mi się należy!”, „za co pienią
dze bierzecie?!”. Ale to raczej przeszłość.
Teraz wygląda to bardziej kulturalnie. Po
mogły kamery-atrapy.
Kto należy do obsługi?
– Jest nas około dwudziestu zapaleń
ców, czynnych funkcjonariuszy i eme
rytów z zakładów karnych w Malborku i Sztumu oraz z aresztu w Gdańsku.
Koledzy i dwie koleżanki. Sami chcemy pomagać. Nikt nas do tego nie zmusza, nie namawia. Przy wydawaniu żywności pracujemy w czasie wolnym, przed noc
kami lub w sobotę, czasem cały dzień:
od 7 do 16. Pomoc w Gdańsku miała trwać dwa miesiące, a było to 10 mie
sięcy. Ściągałem stamtąd kolegów, aby daleko nie musieli dojeżdżać. Pamię
tam, jak w pięć osób obsłużyliśmy trzy tysiące ludzi! Gdańskie Centra Pomocy Rodzinie przysłały wszystkich w jednym dniu. Potem się to unormowało: ludzie przychodzili według dzielnic i obsługa stała się łatwiejsza.
Jak pomagacie w czasie pandemii?
– Rozwozimy żywność po domach.
W marcu, kwietniu i maju odwiedzaliśmy po ok. 400 osób w miesiącu. Obsłużenie 15 rodzin zajmuje nawet dziewięć go
dzin. Jeździmy zwykle po dwóch, bo tak jest wygodniej i bezpieczniej. To duży stres widzieć, w jakich warunkach cza
sem ludzie żyją. Wrażenie trochę podob
ne do tego z początku służby. Pamiętam dzień przyjęcia do pracy. 1 czerwca 1991 roku, sobota. Sztum. Oprowadzili mnie
po jednostce. Kraty, cele, izolacja… Szok.
Oddział pierwszy w kształcie krzyża – stare prawdziwe więzienie! Ale czas robi swoje, powoli, powoli wszystko się zmie
nia, również nasze nastawienie.
Kto pokrywa koszty transportu pa- czek?
– My sami, jeździmy własnymi samocho
dami. Program nie uwzględnia dowozu.
W czasie pandemii zgłosiły się do PCK firmy z propozycją zapewnienia trans
portu, i tak stało się np. w Gdańsku, ale nie w Malborku. Jeden przedsiębiorca przekazał środki na paczki dla senio
rów, inny dał pieniądze dla tych, którzy podczas pandemii stracili pracę – 100 zł na paczkę dla malborczyka. My te paczki
kompletujemy, zbieramy adresy i rozwo
zimy. Kiedy przygotowaliśmy sto paczek dla seniorów (po 60 zł każda), myślałem, że to dużo, ale okazało się, że i dwieście byśmy dali radę rozdać.
Dlaczego pan to robi?
– Taki już jestem. Nie mam za to pie
niędzy. Daje mi to satysfakcję, zbieram doświadczenia, poznaję nowych ludzi.
Nieraz żona narzeka: „gdzie ty łazisz?”, kiedy zejdzie mi więcej godzin. Ale można to pogodzić i zadbać, by nie ucierpiała ro
dzina. Jak się chce, to można. Uważam, że trzeba się dzielić, nie można być samolub
nym. Lubię być w ruchu. Mam to we krwi.
Może to te geny? Organizujemy też zloty krwiodawców, i mnóstwo innych rzeczy.
Myślę, że moja krew za parę dni czy ty
godni uratuje komuś życie, bo to lekar
stwo, którego niczym nie można zastąpić.
Ta myśl sprawia mi radość.
zdjęcia archiwum
Poza Mateuszem, funkcjonariuszem z Za
kładu Karnego w Rzeszowie, pozostali pełnią służbę w jednostce w Kluczborku.
Zatrzymał sprawcę kradzieży
Ppłk Zbączyniak czekał na żonę, która poszła do apteki, kiedy zauważył, że z pobliskiej stacji benzynowej wybiegł młody mężczyzna, a za nim pracownicy stacji usiłujący go dogonić. Po chwili odpuścili.
– Patrzyłem, dokąd pobiegł ten chłopak i podjechałem samochodem tak, żeby za
jechać mu drogę – relacjonuje dyrektor.
– Wysiadłem z auta, a wtedy on rzucił we mnie skradzionym na stacji czteropa
kiem piwa. Uchyliłem się, więc we mnie nie trafił, a potem podbiegłem, chwyci
łem go i obezwładniłem. Leżał na ziemi i nie stawiał większego oporu.
Wkrótce zjawiła się żona dyrektora i we
zwała na miejsce policjantów, w których ręce podpułkownik przekazał złodzieja.
Kajetan Zbączyniak podkreśla, że funk
cjonariusze Służby Więziennej są w swo
ich jednostkach szkoleni do odpowied
niego reagowania w różnych nagłych sytuacjach. Wielu z nich w czasie wolnym aktywnie spędza czas, tym samym zacho
wując sprawność fizyczną. Sam dyrektor czynnie uprawia sport, gra w siatkówkę i ćwiczy crossfit, a przez 10 lat treno
wał brazylijskie ju-jitsu, najpierw jako Rekordzista Służby Więziennej – oddał ponad 52 litry krwi
Ppłk Kajetan Zbączyniak
W trzech różnych sytuacjach, które im się ostatnio przytrafiły, zareagowali natychmiast:
dyrektor kluczborskiej jednostki
ppłk Kajetan Zbączyniak złapał
złodzieja, plutonowy Aleksander
Mączka najpierw ratował, a potem
zatrzymał pijanego kierowcę,
natomiast dwaj st. szer. Bartosz
Kabała i Mateusz Orzechowski
odpowiedzieli na wołanie
o pomoc.
zawsze gotowi
zawodnik, później jako założyciel i tre
ner klubu Sportowego BJJ Vencedores.
O tym sprawca kradzieży zapewne nie wiedział. – Do zdarzenia na stacji podsze
dłem bez strachu – mówi podpułkownik.
– Podjąłem decyzję i zadziałałem od razu.
Później opisywały to lokalne media.
Mieszkam w Lublińcu, to moje miasto, wcześniej pracowałem w świetlicy śro
dowiskowej i znam różnych łobuzów, nie boję się ich.
„Zabezpieczył” pijanego kierowcę
Plut. Aleksander Mączka był na swojej posesji, kiedy usłyszał dźwięk gwałtownego hamowania i uderzenia. – Wybie
głem na drogę i zobaczyłem, że auto osobowe uderzyło w betonowy płot – wspomina. – W samochodzie znajdo
wał się mężczyzna: przytomny, ale się nie ruszał. Byłem gotowy udzielić mu pierw
szej pomocy, ale narzekał tylko na bóle w klatce piersiowej. Musiał mocno ude
rzyć w kierownicę, bo nie był zapięty w pasy bezpieczeństwa. Funkcjonariusz wyczuł od kierowcy zapach alkoholu, wyłączył silnik, wyjął kluczyki ze stacyjki,
zabezpieczył miejsce zdarzenia i zadzwo
nił na nr alarmowy 112. Zanim po kilku minutach na miejscu pojawiła się poli
cja, Aleksander Mączka monitorował stan zdrowia mężczyzny. Okazało się, że prowadził samochód bez uprawnień do kierowania pojazdem i miał ponad promil alkoholu w wydychanym powie
trzu. W związku z tym grozi mu do 2 lat pozbawienia wolności oraz min. 5 tys. zł grzywny. – Jechał drogą krajową nr 11, stwarzając realne zagrożenie – dodaje plutonowy. – Dobrze, że nikt akurat wte
dy nie szedł chodnikiem, bo zanim spraw
ca z impetem uderzył w płot, przejechał przez chodnik dla pieszych.
Pobiegli na ratunek
Dwaj starsi szeregowi, Bartosz Kabała z Zakładu Karnego w Kluczborku i Ma
teusz Orzechowski z jednostki w Rze
szowie, wracali z zakupami do miejsca zakwaterowania. Był środek dnia, a oni już myśleli o wieczornej służbie. Obaj od kilku dni przebywali w Tarnowie, gdzie w mościckiej jednostce odbywali prakty
ki w ramach kursu podoficerskiego. – Na
gle w drzwiach małej piekarni pojawiła się ekspedientka i zaczęła krzyczeć: „Po
mocy! Pomocy!” – wspomina Bartosz Ka
bała. – Akurat przechodziliśmy na pasach przez jezdnię, jakieś 50 metrów od niej, i natychmiast pobiegliśmy w stronę pie
karni.
– Mijaliśmy ludzi, którzy byli bliżej; nie
daleko jest dworzec PKS, więc wokół znajdowało się przynajmniej kilkanaście osób – dodaje Mateusz Orzechowski.
– I nikt poza nami nie zareagował na wo
łanie o pomoc. Jakby wszyscy udawali, że nie słyszą.
Rzucili torby z zakupami przy drzwiach i wbiegli do piekarni. Okazało się, że w sklepie zasłabła starsza kobieta – w tamtej chwili jedyna klientka. Straciła przytomność, a ekspedientka nie wie
działa co robić, wybiegła na zewnątrz
i wzywała pomocy. Kiedy funkcjonariu
sze ułożyli kobietę w pozycji bocznej bez
piecznej i wezwali pogotowie, ta zaczęła odzyskiwać przytomność. Wkrótce starsi szeregowi przekazali ją zespołowi pogo
towia ratunkowego, który zabrał starszą panią do szpitala na badania.
Dyrektor rzeszowskiego zakładu przy
znał Mateuszowi Orzechowskiemu urlop nagrodowy. Z kolei Dyrektor Okrę
gowy Służby Więziennej w Opolu wy
różnił podległych mu funkcjonariuszy, a osobiście pogratuluje im, kiedy prze
staną obowiązywać obostrzenia związa
ne z pandemią.
Elżbieta Szlęzak-Kawa zdjęcia Zbigniew Piekielny, Aleksander Mączka, Maciej Słysz, KPP w Kluczborku
Plut. Aleksander Mączka St. szer. Mateusz Orzechowski
St. szer. Bartosz Kabała
Są tam, gdzie dzieje się coś nieprzewidzianego. Akurat jadą na służbę czy robią zakupy w sklepie i… ratują czyjeś życie, łapią złodziei albo zatrzymują pijanych kierowców. Sami mówią skromnie, że zrobili tylko to, co zrobić należało. W cyklu „Zawsze gotowi” prezentujemy sylwetki funkcjonariuszy i pracowników Służby Więziennej, którzy nie zostali obojętni i pospieszyli z pomocą.
Taka seria
Poza majsterkowaniem, które jest jego hobby od dzieciństwa, uwielbia też bie
gać, nurkować, jeździć na nartach i snow
boardzie. Ukończył trzy maratony i dwa ultramaratony, ale kiedy dwa lata temu urodziło mu się drugie dziecko, biegowe uzależnienie poszło w odstawkę. Marcin Mikita jest też honorowym krwiodawcą.
W ciągu kilku ostatnich lat podzielił się z innymi ponad 10 litrami krwi. Mówi skromnie, że to dar, który można dać od siebie, a nic nie kosztuje. Na początku pandemii kupił drukarkę 3D. Produkuje na niej przyłbice i bezpłatnie je rozdaje (więcej na s. 10). Angażuje się też w lokal
ne wydarzenia kulturalne. Wykorzystuje swoje umiejętności i drony, dzięki którym pokazuje inny wymiar rzeczywistości wi
dzianej z lotu ptaka.
Użyteczna pasja
Jest pierwszym mundurowym w rodzi
nie, który został zatrudniony w Służbie Więziennej. Zanim w 2008 r. do niej trafił, studiował informatykę i pracował w Poli
cji. – Zawsze mnie ciągnęło do munduru – przyznaje – więc kiedy w moim mieście, dosłownie za miedzą, powstał Zakład Karny w Opolu Lubelskim, skorzystałem z okazji. Zostałem funkcjonariuszem
w dziale techniki, informatyki i łączności.
Kiedy rok temu w jednostce zaplanowa
no specjalistyczne ćwiczenia, dyrektor zakładu postanowił wykorzystać drono
wą pasję porucznika Mikity. Dwa bezza
łogowe statki powietrzne uczestniczyły w zaplanowanych podczas ćwiczeń epi
zodach i z góry rejestrowały ich przebieg.
– Jeden z moich dronów transportował spoza jednostki ładunek z niezidentyfi
kowaną substancją, którą zrzucał na spa
cerniak – wyjaśnia porucznik. – W tym przypadku dron wysypywał mąkę, ale wezwana na miejsce specjalistyczna jed
nostka straży pożarnej musiała ją trakto
wać jak substancję potencjalnie groźną:
szybko zabezpieczyć teren i wykorzystać do jej zneutralizowania sprzęt odkaża
jący. Potem dron wylądował w pobliżu więziennej kuchni, gdzie zostawił małą paczkę. Jeden wykonywał symulowane zadanie, a drugi dron wszystko dokumen
tował z powietrza.
Porucznik cieszy się, że jego pasja okazu
je się użyteczna. Niedługo po tych ćwi
czeniach komendant miejscowej policji poprosił go o pomoc z poszukiwaniach zaginionego chłopca. Młody człowiek wyszedł z domu w nocy i nie dawał znaku życia. Rano jego rodzice wezwali pomoc,
w którą zaangażowało się wiele służb.
Także Marcin ze swoim dronem. – Do
brze, że cała akcja odbywała się w ciągu dnia, bo w dronach nie mam zamontowa
nej kamery termowizyjnej – tłumaczy.
Kierujący działaniami poszukiwawczy
mi wyznaczył porucznikowi spory teren do przeszukiwania. Kiedy dron fragment po fragmencie przeczesywał wyznaczo
ny obszar, w zupełnie innym miejscu, chłopiec szczęśliwie się odnalazł.
W czerwcu Marcin Mikita spakował swój latający sprzęt i pojechał w okolice Józe
fowa nad Wisłą na ćwiczenia lokalnych Wojsk Obrony Terytorialnej. – Zostałem zaproszony przez ich dowódcę i na miej
scu dostałem konkretne wytyczne.
Z dronem poszukiwałem m.in. zagubio
nych ludzi. To było wyzwanie i ciekawe doświadczenie.
Hobby z marzenia
Zawsze lubił majsterkować. Wymarzył sobie, a potem sam zbudował od podstaw
ludzie
Człowiek z dronami
Jest wykwalifikowanym operatorem bezzałogowego statku powietrznego. Ze swoimi dronami uczestniczył
w specjalistycznych ćwiczeniach w więzieniu, w manewrach Wojsk Obrony Terytorialnej, a także w poszukiwaniach zaginionego chłopca.
Człowiek wielu pasji, niosący innym bezinteresowną pomoc – por. Marcin Mikita, funkcjonariusz działu techniki, informatyki i łączności
w Zakładzie Karnym w Opolu Lubelskim.
maszynę latającą – quadrocoptera. Wy
posażył go w profesjonalną kamerę, przez którą oglądał świat z nieba. Tak do
szedł do swojego pierwszego drona, po
tem do drugiego, a do trzeciego skomple
tował już części. Jednak najpierw na tym pierwszym „składaku” z podpiętą kamerą GoPro trzeba było nauczyć się latać, czyli umieć go okiełznać i skutecznie nim ste
rować.
– Nie było łatwo – wspomina Marcin.
– Uczyłem się nim latać na odludziu, żeby nikomu nie zagrażać. Bo niebo tyl
ko z pozoru wydaje się puste. Trzeba na wszystko uważać. Teraz drony mają tak dużo czujników i tak rozbudowane systemy GPS, że praktycznie mogą latać samodzielnie. Można nawet puścić drąż
ki i odejść, a dron będzie się utrzymywał w miejscu. Ja ćwiczyłem bez systemów
wspomagania i najmniejszy nawet po
dmuch sprawiał, że dron uciekał razem z wiatrem. Te doświadczenia bardzo przydały się na egzaminie, kiedy zdoby
wałem świadectwo kwalifikacji na bezza
łogowe statki powietrzne. Chciałem mieć uprawnienia pozwalające na komercyjne latanie w miejscach niedostępnych dla ludzi, którzy nie posiadają takiego „prawa jazdy na drona”.
Egzaminy, jak zapewnia porucznik, nie odbywają się „na GPS-ie”, tylko w trybie ATTI, gdzie wszystkie czujniki są wyłą
czone. Trzeba więc zaprezentować takie umiejętności, żeby sobie poradzić bez wspomagaczy. Teraz Marcin Mikita może latać dronem o ciężarze do 5 kg, czego zgodnie z prawem nie mogą robić osoby obsługujące drony latające rekreacyjnie.
Wyjaśnia, że im cięższy dron, tym więcej
restrykcji odnośnie miejsc do latania, wysokości, na jakie można go wznosić oraz odległości, jakie trzeba zachować od przeszkód i ludzi. Na niebie może się zdarzyć, że drona zaatakuje ptak. Nie
bezpieczny jest też silny wiatr. – Bo kiedy jego prędkość jest większa niż ta, którą rozwija dron, może się nie udać wrócić w miejsce startu, bo wiatr drona zdmuch
nie – tłumaczy porucznik. – Nie jesteśmy jedynymi użytkownikami przestrzeni po
wietrznej, bo latają tam paralotnie, mo
tolotnie, helikoptery. Trzeba mieć oczy dookoła głowy.
Inna perspektywa
Marcin poza swoim pierwszym „składa
kiem” ma profesjonalny dron Mavic 2 Pro, który rozwija prędkość do 75 km/h.
Kręci nim filmy i robi zdjęcia z lotu
ludzie
ludzie
ogromnym wrażeniem. Nieraz mnie za
chęcają, żebym wydał kalendarz: Opole Lubelskie z lotu ptaka. I kiedyś to zrobię, ale na razie brakuje mi czasu.
Swoją pasję łączy z bezinteresownym zaangażowaniem w lokalne wydarzenia kulturalne. Kręcił m.in. ujęcia do filmu
„Przybysze” w reżyserii Krzysztofa Rycz
ka pokazywanego podczas 13. Festi
walu Filmów Niezależnych FILMOFFO w Opolu Lubelskim. Jednym z aktorów był w tym filmie mł. chor. Marcin Ryczek, kolega porucznika z jednostki. – To film ptaka. Ma już także skompletowane
części, z których zbuduje tzw. racera – drona wyścigowego, który przekracza 100 km/h. Porucznik zdobył też szereg umiejętności przydatnych w dronowej pasji. Potrafi samodzielnie montować filmy i obrabiać zdjęcia. Mówi, że dla wielu ludzi efekty pracy drona bywają zaskakujące. – Ja już się przyzwycza
iłem do oglądania zdjęć i filmów poka
zujących świat z tej innej perspektywy, ale ludzie często są zaskoczeni. Nagle widzą wszystko szerzej, wyżej i są pod
offowy, opowiadający o przybyszu z ob
cej planety, w którym wykorzystano m.in.
ujęcia, jakie mój dron zrobił lecąc nad la
sem – precyzuje funkcjonariusz. – Innym razem, z koordynatorką PCK, zrobiliśmy przy współudziale dzieci ze szkoły pod
stawowej nr 1 pracę konkursową „żywy krzyż”. Każde dziecko trzymało poziomo nad głową czerwoną kartkę, a ja z dro
na to dokumentowałem. Współpracuję także z kolegą z miejskiego portalu Opol
ska TV. Rok temu nakręciliśmy zdjęcia do filmu „Wakacje z duchami” o naszych lokalnych zabytkach, m.in. o pięknym pa
łacu Lubomirskich w Niezdowie. W filmie wykorzystano sporo ujęć, których nikt dotąd nie zrobił.
Podobnych akcji porucznik ma za sobą już kilka. Podkreśla, że bardzo lubi takie inicjatywy. Oprócz tego należy do kil
ku internetowych grup majsterkowych, bo od techniki jest uzależniony. – Te grupy zrzeszają np. „drukarzy” 3D, czy dronowych zapaleńców – wyjaśnia Mar
cin. – Ostatnio moje pasje zeszły tro
chę na drugi plan, bo teraz po powrocie ze służby trzeba się najpierw zająć dzieć
mi i poświęcić czas rodzinie.
Elżbieta Szlęzak-Kawa zdjęcia archiwum bohatera
Dron
– bezzałogowy statek powietrzny, który może odbywać lot autonomiczny (samodzielnie, z użyciem autopilota lub innego systemu na pokładzie) lub zdalnie sterowany (kierowany przez operatora drona) poza zasięg wzroku.
Dokumentacja ćwiczeń w jednostce
Por. Marcin Mikita podczas manewrów WOT
służba dla innych
Pół roku temu przy wołowskim zakładzie karnym powstał Klub Honorowych Daw
ców Krwi „W służbie Krwi”, w którym jak dotąd zarejestrowano 19 osób. W czerw
cu dołączyło do nich kolejnych 11 z nowo utworzonego koła HDK przy Zakładzie
Tysiąc maseczek ochronnych z Aresztu Śledczego w Łodzi trafiło do dwóch placó
wek opiekujących się dziećmi. 500 sztuk funkcjonariusze przekazali do Domu Dziecka dla Małych Dzieci. Łódzkie Ho
spicjum dla Dzieci Łupkowa dostało kolejnych 500 maseczek. Wszystkie zo
stały uszyte przez osadzonych w ramach programu resocjalizacyjnego „Pomagam”
realizowanego w Areszcie Śledczym w Łodzi. Maszyny do szycia i mate
riały zostały sfinansowane z środków
Funkcjonariusze i pracownicy Zakładu Karnego w Koronowie oraz Aresztu Śled
czego w Bydgoszczy zorganizowali zbiór
kę napojów, słodyczy, a także artykułów biurowych oraz puzzli, klocków i gier planszowych dla dzieci i młodzieży – pa
cjentów Oddziału Psychiatrycznego Szpi
tala Uniwersyteckiego nr 1 im. A. Jurasza w Bydgoszczy. Wielka paka powstała
Karnym w Głogowie. W ciągu sześciu miesięcy ta trzydziestka dwukrotnie wsparła Regionalne Centra Krwiodaw
stwa i Krwiolecznictwa organizując w czerwcu w Wołowie i Głogowie akcje poboru krwi. Poza nimi wszyscy starają się oddawać krew regularnie. Wołowską akcję wsparła nawet matka karmiąca.
Kpt. Krystyna Nowak mimo urlopu ma
cierzyńskiego oddała krew, bo w banku brakowało krwi jej grupy.
Logo klubu, na prośbę funkcjonariuszy, stworzył niezwiązany ze służbą Jarosław Kochmański.
oprac. ESK zdjęcia Wojciech Czyżowicz
Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej – Fundusz Sprawiedliwości, a przekazanie odbyło się w ramach programu Resort Sprawie
dliwości Pomaga.
W łódzkim areszcie trwała w czerwcu także zbiórka plastikowych nakrętek w ramach akcji „Zakrętaki”, którą organi
zowało hospicjum z ulicy Łupkowej. Spra
wuje ono całodobową opiekę nad nieule
czalnie chorymi dziećmi i dorosłymi. Jako pierwszy ośrodek w Polsce stosowało
w odpowiedzi na apel Stowarzyszenia Ła
two Pomagać. Tworzy je grupa pań, które z potrzeby niesienia dobra inicjują i orga
nizują akcje charytatywne na rzecz cho
rych dzieci. Zaangażowanie kujawsko
-pomorskich więzienników wpisuje się w akcję Resort Sprawiedliwości Pomaga.
Agnieszka Dzimińska zdjęcie Robert Trojan
wentylację mechaniczną u dzieci z prze
wlekłą niewydolnością oddechową w warunkach domowych. Hospicjum to prowadzi domowe leczenie respirato
rem u pacjentów z niewydolnością odde
chową, zapewniając całodobową pomoc lekarsko-pielęgniarską, zajęcia rehabili
tacyjne oraz opiekę psychologiczno-pe
dagogiczną.
tekst i zdjęcia Michał Pietrasik
Klub w Wołowie
Z aresztu do dzieci
Paka pełna dobra
służba dla innych
– Tu nie chodzi o posiłki, dla nas ważne jest zainteresowanie ze strony tak wie
lu osób – przyznaje 92-letnia Krystyna Marcinkiewicz, uczestniczka Powstania Warszawskiego. Wtóruje jej kpt. Feliks Waśkiewicz. Ma 96 lat, też powstaniec.
– Ja zasadniczo jestem przyzwyczajony dawać, a nie brać – podkreślał kilkakrot
nie podczas kilkugodzinnej rozmowy.
– Ciągle żyję wspomnieniami o tych, któ
rzy oddali za mnie życie. I nie jestem żad
nym bohaterem, tylko dzieckiem wojny.
Szpak przynosi paczki
O godzinie 11.45 wyjeżdżamy z dzie
dzińca Centralnego Zarządu Służby Wię
ziennej. W samo południe ze stołecznej
restauracji Gruby Josek odbieramy sześć porcji obiadowych. Lądują w czarnym pojemniku-termosie. – Dziękujemy, że nam pomagacie, gdybyśmy mieli bazo
wać na wolontariuszach, byłoby ciężko – mówi Zbigniew Kowalewski ze Stowa
rzyszenia Zachowania Pamięci o Armii Krajowej „Szpak”, który wydaje nam po
siłki.
„Szpak” od kilku lat organizuje ak
cję świąteczną „Paczka dla bohatera”.
W marcu przygotowywali tegoroczną wielkanocną edycję, ale koronawirus pokrzyżował ich plany. – Szybko pod
jęliśmy decyzję o zawieszeniu tej akcji i zorganizowaliśmy internetową zbiórkę pieniędzy na posiłki dla kombatantów
– opowiada Kowalewski. Od Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Repre
sjonowanych w ramach otwartego kon
kursu ofert dostali dotację. Była celowa, więc mogli ją przeznaczyć tylko na obia
dy dla kombatantów. Żeby zadbać rów
nież o ich rodziny, zorganizowali zbiórkę internetową. Pieniądze przekazują też darczyńcy. Obecnie w całej Polsce jedze
nie otrzymuje 320 osób, w samej War
szawie – 130.
Kiedy odbieramy dania dla naszych pod
opiecznych, w drzwiach restauracji mi
jamy się z żołnierzami Wojsk Obrony Terytorialnej i funkcjonariuszami Straży Granicznej. Robią to samo, co my. Obiady dla bohaterów rozwożą także: Geografia Wojskowa, IX Brygada Wsparcia Dowo
dzenia Dowództwa Generalnego Rodza
jów Sił Zbrojnych, X Pułk Samochodowy.
– Ci ludzie są wdzięczni za to, co robimy, a jeszcze bardziej, kiedy dowiadują się, że reprezentujemy Służbę Więzienną – mówi Bartosz, kierowca, który codzien
nie wspólnie z kolegą Rafałem z ramienia naszej służby dostarcza obiady sześcior
gu kombatantom.
– Mój mądry dowódca mówił: „Żołnierzu! Nie bądź głupi,
nie daj się zabić”, dlatego przeżyłem – mówi kpt. Feliks Waśkiewicz, przedwojenny drużynowy do zadań specjalnych, powstaniec, instruktor lotnictwa. Łączniczka Krystyna Marcinkiewicz do dziś jest wdzięczna niemieckiemu lekarzowi, który amputował jej rękę po bombardowaniu.
Bohaterowie powiedzieli to naszej reporterce, która odwiedziła ich w ostatnich dniach maja. Do 19 czerwca Służba Więzienna brała udział w akcji „Nie zapomnij o nas, Powstańcach Warszawskich”.
Pamiętamy
o weteranach
służba dla innych
Kapitan Feliks
Pierwszym odbiorcą jest Feliks Waśkie
wicz. – Coraz wcześniej przyjeżdżacie – starszy pan wita nas w sportowym stroju, na ręku obok zegarka ma opaskę fitness. Obiad stawia w kuchni, odgrze
je go później w mikrofalówce. Prowadzi do salonu, sam idzie do drugiego pokoju
przebrać się. Po dziesięciu minutach wra
ca dopinając guziki munduru żołnierza Armii Krajowej.
– Ojczyzna dała mi mundur, żebym god
nie reprezentował moje środowisko – mówi przyjmując postawę zasadniczą.
Zaczyna opowieść o tym, jak w wieku ośmiu lat został zuchem, potem harce
rzem i podharcmistrzem, jak na kolanach bagnetem szukał min przeciwpiechot
nych, jak uciekł z obozu koncentracyjne
go na Majdanku, jak ratował ludzi i sam kilka razy uszedł z życiem, a także o tym, jak w czasach stalinowskich siedział w celi śmierci. Teraz jest opiekunem cmentarza w Wawrze, gromadzi relacje kombatan
tów. Trzy komputery, drukarka, smartfon – w utrwalaniu historii technika przydaje się bardzo. A Feliks Waśkiewicz nowości się nie boi, bo sam jest wynalazcą.
Łączniczka Krystyna
– Dzisiaj jest ryż, pieczony kurczak i kro
jony w kostkę gotowany burak – Krystyna Marcinkiewicz pokazuje pojemnik dostar
czony przez więzienników. – Zadzwoniła do mnie pani, że będę dostawała obiady, ucieszyłam się. Miałam już przygotowane jedzenie na najbliższy weekend, więc po
prosiłam, żeby mi je dowożono od ponie
działku – wspomina. Nasi funkcjonariusze pomagają jej przy rozpakowaniu opako
wania, bo nie ma lewej ręki.
Pani Krystyna mówi o sobie, że jest dziewczyną z Powiśla. W kwietniu 1943 r. została łączniczką i członkiem Polskiej Armii Ludowej. – Wtedy wszy
scy młodzi chcieli coś robić, żeby tym
Niemcom dokuczyć – opowiada. W Po
wstaniu Warszawskim była od 1 sierp
nia do 6 września 1944 r., kiedy została ranna i straciła lewą rękę. Miała 17 lat.
– Rozpętało się piekło. Niemcy strze
lali, ratowaliśmy wszystko, co się dało – wspomina. Na dom, w którym ukrywała się z ponad czterdziestoma innymi oso
bami, spadły bomby. Ocalały tylko cztery osoby, wśród nich pani Krystyna.
Pomógł jej ojciec koleżanki. Wyciągnął ją z budynku i na plecach zaniósł do punktu medycznego przy ul. Tamka 30. Tam za
opiekował się nią dr Jerzy Rowiński, płk Wojska Polskiego. Cudem udało jej się trafić do Ołtarzewa, gdzie rękę amputo
wał jej inny lekarz... Niemiec. – Jestem mu ogromnie wdzięczna, że zrobił to tak profesjonalnie. Zostawił mi kikut, który ułatwia mi życie – mówi drżącym głosem.
Po pół roku z koleżanką wróciły na miej
sce masakry. Widok był przerażający.
Wszystkie ciała leżały w tych samych miejscach, co podczas bombardowania.
Ona miała szczęście. Wojna zabrała jej rękę i oko, ale życie darowała.
Po wojnie pani Krystyna, dziewczyna z Powiśla, przez 36 lat pracowała w naj
bardziej warszawskiej z fabryk – w We
dlu, gdzie była kierownikiem działu torci
ków wedlowskich i wafli. Mieszka sama, sąsiadów już prawie nie ma.
– Jestem wdzięczna wszystkim, którzy chcą coś zrobić dla nas, starych ludzi – mówi pani Krystyna z uśmiechem. – Dla wielu osób taki obiad, to wielka rzecz.
Aneta Łupińska zdjęcia Piotr Kochański
Obiad dla Bohatera
20 maja Służba Więzienna włączyła się w akcję „Nie zapomnij on nas, powstań
cach warszawskich”. Codziennie dostar
czaliśmy ciepłe posiłki kombatantom do ich mieszkań na terenie Warszawy.
Więziennicy odpowiedzieli na apel gru
py działaczy społecznych o to, by po
móc uchronić kombatantów przed ko
ronawirusem, ponieważ starsze osoby znajdują się w grupie podwyższonego ryzyka. Akcja była częścią ogólnopol
skich działań Ministerstwa Sprawiedli
wości i Służby Więziennej Resort Spra
wiedliwości Pomaga.
dobre praktyki
Kpt. Ewa Gimińska, wychowawczyni ds.
kulturalno-oświatowych w Oddziale Ze
wnętrznym w Lublińcu Zakładu Karnego w Herbach mówi, że najważniejszy jest proces twórczy, nie poziom prac pla
stycznych. I jeszcze, że warsztat narzuca treść pracy. Trzeba uzasadnić, dlaczego wybrało się konkretne elementy. Pro
gram resocjalizacyjny, który opiera się na twórczości plastycznej, autorka na
zwała „Do dzieła”. Ma pomóc osadzonym w uwalnianiu i odreagowaniu emocji. Nie od dziś wiadomo, że arteterapia, czyli le
czenie sztuką, jest dobrą formą pracy te
rapeutycznej w więzieniach.
– To metoda, która umożliwia wyrażanie wewnętrznych napięć w sposób twórczy i pozwala przepracować trudne emocje – mówi Ewa Gimińska. – Daje im ujście, reguluje je, uświadamia.
Nie chodzi o to, by uczestniczące w pro
jekcie kobiety zostały artystkami, ale by ich twórczość wykorzystać jako na
rzędzie do zmiany. Obcowanie ze sztuką ma je zainspirować, a tworzenie wła
snych kreacji – pobudzić do przemyślenia
tego, co w sobie noszą, a czego często nie chcą albo nie potrafią wyrazić słowami.
To ma być spotkanie z samym sobą.
– Gdy inni widzą nasze zajęcia, a potem prace, zwykle komentują: „bawicie się jak w szkole” – opowiada wychowawczyni.
– A to nie tak. Na zajęciach kobiety prze
lewają emocje na papier lub inne środki plastyczne i nie ma znaczenia, czy ktoś wykona lepszą, czy gorszą pracę. Ważne jest uwolnienie od cierpienia, odreago
wanie zablokowanego napięcia, stłumio
nych emocji, skrępowanych myśli i wy
obrażeń. To takie katharsis.
Lista uczuć
Program podzielony jest na siedem sesji.
Każda trwa średnio dwie godziny. Spo
tkania miały być prowadzone w grupie, ale z powodu pandemii odbywają się indywidualnie albo w obrębie celi. Plus jest taki, że podczas pracy jeden na jeden można dużo więcej przekazać, odchodzi element skrępowania czy wstydu przed odkrywaniem siebie. Minusem jest brak inspiracji grupy.
– Zanim zaczęły się warsztaty plastyczne, chciałam wprowadzić osadzone w temat emocji. Dlatego na pierwszych sesjach w formie wykładów i warsztatów kobie
ty uczyły się nazywania, rozróżniania i redukowania emocji, właściwej komu
nikacji oraz przyjmowania asertywnych postaw. Te zajęcia opierają się na opra
cowanym przez Norwegów programie
„Motywator” – opowiada Ewa Gimińska.
– Wykorzystałam gotowe karty ćwiczeń, które są fantastycznym narzędziem.
Przykładowo, temat pierwszy: „Jakie znamy uczucia, kiedy i w jakich okolicz
nościach występują?”, był okazją do tego, by ponazywać różne emocje i uczucia.
Wychowawczyni mówiła osadzonym, że jeśli je znamy i potrafimy porządkować, lepiej sobie z nimi radzimy. Trochę jak w chorobie: wiem co mi dolega, mogę przeciwdziałać. Pomocny w odkrywaniu różnych stanów emocjonalnych i stwo
rzeniu listy uczuć był model „sygnalizacji świetlnej” opracowany w Motywatorze.
Najpierw osadzone miały powiedzieć, co czują, gdy stoją na świetle czerwonym albo żółtym, a co, gdy zapala się zielone.
I tu pojawiały się odpowiednio: złość, strach, smutek, rozdrażnienie, spokój, ra
dość. Dalej rozmawiały o tym, co zrobić, jak pokierować sobą, by w różnych ży
ciowych sytuacjach nie dojść do światła czerwonego, czyli apogeum złości albo gniewu.
– Bo wiadomo, gdy się człowiek na żółtym wyrwie, zaraz zapala się czerwone i może dojść do tragedii – tłumaczy Ewa Gimiń
ska. – Analogia do sygnalizacji świetlnej pokazuje, jak działają uczucia i które