• No results found

8 z głów Czapki 7

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "8 z głów Czapki 7"

Copied!
44
0
0

Bezig met laden.... (Bekijk nu de volledige tekst)

Hele tekst

(1)

Kluczem jest specjalizacja Pamiętamy

o weteranach

Wszyscy jesteśmy obdarowani

34 25

18

MIESIĘCZNIK

www.sw.gov.pl lipiec 2020 nr 266 rok XXIII ISSN 2545-1847 cena 3,50 zł

S Ł U Ż B Y W I Ę Z I E N N E J

7

Czapki

z głów 8

(2)

od redakcji

Słowo, które się w tym wydaniu Forum powtarza najczęściej, to najpewniej „pomoc”

– o tym głównie piszemy. Czasy takie, że więziennicy pomagają w czasie służby i pracy, a także po godzinach. Wielu inwestuje w działalność charytatywną nie tylko swój czas, ale i pieniądze. W dodatku to się udziela!

Setki, a nawet tysiące uczestniczących w #GaszynChallenge, walczą o życie dzieci, któ­

re jeszcze parę miesięcy temu byłyby skazane na śmierć, a teraz mają szansę – bardzo kosztowną, wartą miliony. Tytuł naszego tematu miesiąca mówi sam za siebie. Czapki z głów przed tymi spośród naszych czytelników, którzy szyją maski i drukują przyłbice, pompują i pakują, ratują i wspierają, organizują pomoc i szukają zaginionych!

W tym numerze piszemy o więziennikach – tylko nielicznych, bo wszyscy nie zmiesz­

czą się na  łamach – którzy najlepiej, jak potrafią, robią swoje. Wymyślają programy i aktywności, prowadzą terapię, dbają o tysiące osadzonych w polskich więzieniach.

Zaglądamy też do zagranicznych jednostek, które borykają się z tym, czym żyje cały świat – bezpieczeństwem epidemicznym. Rozmawiamy ze związkowcami – nie tylko o koronawirusie. Psycholog radzi, żeby uważnie rozglądać się wokół i widzieć dobro.

A ultramaratończyk z Grudziądza potwierdza, że dobre myśli pomagają na długich dy­

stansach.

Przed miesiącem groziła nam susza. Teraz na okładce funkcjonariusz walczący z powo­

dzią. Tak, więziennicy są dobrzy na wszystko. Zawsze gotowi.

Irena Fedorowicz redaktor naczelny Więziennicy w #GaszynChallenge

(3)

spis treści

Olimpiada w Potulicach

42

WYDARZENIA

4 Msza w święto patrona 4 Egzaminy w więzieniach 5 Czas działać

5 Szkolenia oddziałowych 5 Walczyli z żywiołem

SŁUŻBA DLA INNYCH 6 Pompki warte miliony 17 Klub w Wołowie 17 Z aresztu do dzieci 17 Paka pełna dobra 18 Pamiętajmy o weteranach

TEMAT MIESIĄCA:

POMAGAJĄ PO GODZINACH 8 Czapki z głów!

ROZMOWA MIESIĄCA 11 Dać ludziom, czego potrzebują

ZAWSZE GOTOWI 13 Taka seria

LUDZIE

14 Człowiek z dronami DOBRE PRAKTYKI 20 Do dzieła!

NASZE SPRAWY 24 12 pytań 36 Tylko dla dobra 37 Wierzę w związki 42 Najlepszy Sierżant Klawiś 42 Olimpiada w Potulicach

PSYCHOLOG RADZI

25 Wszyscy jesteśmy obdarowani Z KRAJU

26 Krew i nadzieja dla Pawła

BOHATEROWIE SPRZED LAT 27 Wychowawca od komiksów

ZE ŚWIATA

30 Co wirus zmienił w więzieniach PENITENCJARYSTYKA 32 Terapia w Goleniowie 33 A kiedy wyjdą na wolność…

34 Kluczem jest specjalizacja PASJA SPORTOWA 38 Miej w głowie dobre myśli

HISTORIA

40 Obława Augustowska LIPIEC 2020 r.

www.dialtech.pl

tel. 61 82 09 900, 606 627 801

KOMFORT PRACY SŁUŻBY WIĘZIENNEJ

W służbie krwi

17

Człowiek z dronami

14

Okładka:

Bochnia, szer. Andrzej Leszczyński z Zakładu Karnego w Nowym Wiśniczu fot. Marcin Kalinowski

fot. archiwum fot. Wojciech Czyżowicz

(4)

wydarzenia

Msza w święto patrona

Egzaminy

w więzieniach

29 czerwca w  Bazylice Świętego Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu w  War­

szawie odbyła się uroczysta msza święta we  wspomnienie liturgiczne św. Pawła

Apostoła, patrona polskich więzienni­

ków. Eucharystia była sprawowana w in­

tencji funkcjonariuszy i  pracowników Służby Więziennej, aby Bóg obdarzał ich mocą i natchnieniem w wypełnianiu obo­

wiązków dla dobra ojczyzny i bliźnich.

Mszę świętą koncelebrowali ks. bp Henryk Ciereszko, biskup pomocniczy archidiecezji białostockiej i ks. Adam Jabłoński, Naczel­

ny Kapelan Więziennictwa. Ceremonia­

rzem był ks. Jan Pol, kapelan z Centralnego Zarządu Służby Więziennej.

Ministra Sprawiedliwości reprezen­

tował Mirosław Przybylski, Dyrektor

Departamentu Wykonania Orzeczeń i Probacji w Ministerstwie Sprawiedliwo­

ści, a Dyrektora Generalnego Służby Wię­

ziennej – zastępcy: płk Artur Dziadosz, płk Andrzej Leńczuk i  ppłk Krzysztof Stefa­

nowski.

Obecni byli przedstawiciele związków zawodowych, jednostek penitencjarnych, kapelani, funkcjonariusze i  pracownicy oraz przyjaciele naszej formacji.

Więziennicy modlili się o zbawienie swo­

ich zmarłych kolegów i koleżanek, a także przez wstawiennictwo Dobrego Łotra za skazanych, aby czas ich izolacji stał się pozytywną i trwałą przemianą życia.

Liturgii towarzyszyła asysta honorowa.

Oprawę muzyczną zapewnił Reprezenta­

cyjny Zespół Wokalny Służby Więziennej.

Płk Artur Dziadosz wraz z  przedstawi­

cielem resortu złożyli kwiaty w  Kaplicy Katyńskiej przed pomnikiem poświę­

conym Polakom pomordowanym w  Ka­

tyniu, Charkowie, Twerze, Miednoje, Bykowni, Kuropatach i innych miejscach zbrodni katyńskiej.

APJ zdjęcia Piotr Kochański

Tak jak w uczniowie w całej Polsce, osadzeni kształcący się w przywięziennych placów­

kach edukacyjnych przystąpili w  czerwcu do  matury i  do  egzaminów potwierdza­

jących kwalifikacje zawodowe. Przy 20 jednostkach penitencjarnych funkcjonuje 18 Centrów Kształcenia Ustawicznego.

W  11 zorganizowano maturę, do  której przystąpiło 71 spośród 93 absolwentów.

W  drugiej połowie czerwca odbyły się państwowe egzaminy zawodowe. Zda­

wało je  w  tej sesji 298 spośród 325 ab­

solwentów kwalifikacyjnych kursów za­

wodowych. W każdym z CKU zachowano

dystans społeczny między zdającymi, którzy posługiwali się własnymi przybo­

rami do pisania.

23 czerwca część pisemną egzaminu pań­

stwowego zdawało 20 słuchaczy kwali­

fikacyjnego kursu zawodowego stolarza w  Oddziale Zewnętrznym w  Stawiszy­

nie. Do  części praktycznej przystąpiła tam mniej liczna grupa skazanych, gdyż niektórzy opuszczają już jednostkę peni­

tencjarną. Oni dokończą proces edukacji na wolności.

Absolwenci więziennych szkół otrzyma­

ją świadectwa nie zawierające informa­

cji o  tym, że zostały uzyskane w  czasie wykonywania kary pozbawienia wolno­

ści. W  związku z  pandemią zakończony rok szkolny był specyficzny – od  poło­

wy marca osadzeni kształcili się w  try­

bie zdalnym. Służba Więzienna, dbając o  wysoki poziom kształcenia i  jakość szkolenia praktycznego, kieruje się kla­

syczną maksymą Non scholae, sed vitae discimus – „Uczymy się nie dla szkoły, ale dla życia”.

red.

zdjęcie archiwum

(5)

wydarzenia

Ponad 20 funkcjonariuszy z  Zakładu Karnego w  Nowym Wiśniczu pomaga­

ło strażakom oraz  mieszkańcom Bochni i Łapanowa po tym, jak w trzeci weekend czerwca część Małopolski znalazła się pod wodą. Ulewne deszcze spowodowa­

ły wezbranie rzek i potoków, a woda za­

lała budynki. W  Bochni funkcjonariusze ujarzmiali potok Chodenicki, a  w  Łapa­

nowie porządkowali zalane przedszko­

la, sklepy i  plebanię. Kiedy zamykaliśmy to  wydanie Forum, prognozy wciąż nie były pomyślne.

red.

zdjęcie Marcin Kalinowski

„Nie moja wina, ale moja kara” (Not my cri- me, still my sentence) to kampania realizo­

wana corocznie przez ogólnoeuropejską organizację Children of Prisoners Europe (COPE) oraz Małopolskie Stowarzysze­

nie Probacja. Ma ona na celu wspieranie oraz wzmacnianie wysiłków podejmo­

wanych na  rzecz ochrony praw dzieci, których rodzic odbywa karę pozbawienia wolności.

Walczyli z żywiołem Czas działać

Szkolenia

oddziałowych

Od  2 czerwca w  Centralnym Ośrodku Szkolenia Służby Więziennej w  Kulach trwa cykl szkoleń specjalistycznych dla oddziałowych. W  pięciu edycjach zostanie przeszkolonych 666 funkcjo­

nariuszy. Zajęcia odbywają się zdalnie, w formie warsztatów za pośrednictwem wideokonferencji. Uczestnicy poszerzą i  utrwalą swoją wiedzę oraz umiejęt­

ności zawodowe w  różnych sytuacjach,

także we współdziałaniu z innymi działa­

mi. W pierwszej edycji szkolenia uczest­

niczyło 86 funkcjonariuszy, pełniących obowiązki na  stanowiskach oddziało­

wych albo przewidzianych do  służby w  oddziałach mieszkalnych. Szkolenia specjalistyczne o  takiej samej tematyce prowadzone są też w OSSW w Suchej.

tekst i zdjęcie Paulina Ryś-Gonera W  tym roku dokumentem przewod­

nim kampanii jest „Czas działać” (It’s time to  act), dziecięca wersja Zaleceń Komitetu Ministrów dla państw człon­

kowskich, dotyczących dzieci rodziców osadzonych w  zakładach karnych, na­

pisanych przez dzieci i młodzież z całej Europy, która korzysta ze  wsparcia or­

ganizacji członkowskich zrzeszonych w COPE.

Szacuje się, że ponad 2 miliony dzieci w Europie mają ojca lub matkę w więzie­

niu. Co roku w czerwcu COPE prowadzi społeczną akcję „Nie moja wina, ale moja kara”, aby zwrócić uwagę na  potrzeby i prawa dzieci osadzonych. red.

(6)

służba dla innych

i osadzeni zbierali na rzecz Wojtusia pla­

stikowe nakrętki. I  tak „napompowano”

koło pomocy, że z  początku niewyobra­

żalna kwota 9 mln zł, po 123 dniach re­

alnie zasiliła konto Wojtusia. #Gaszyn Challenge okazał się sukcesem ponad miarę oczekiwań, dlatego zebrana nad­

wyżka będzie przekazana na  leczenie innych chorych dzieci.

Kim jest Wojtuś

Ma półtora roku i cierpi na rdzeniowy za­

nik mięśni typu 1. Jego rodzice mówią, że choroba SMA sprawiła, że ich syn więk­

szość życia spędził na  OIOM-ie, nie jest Najdroższy lek świata kosztuje 9 mln zł,

ale akcja tak się rozkręciła, że tę ogrom­

ną sumę udało się przekroczyć. Stało się tak również za sprawą wyzwania wymy­

ślonego przez strażaka z Gaszyna w woj.

łódzkim, które w szybkim tempie objęło różne służby, wśród nich więzienników wszystkich okręgów SW.

Zasady #GaszynChallenge są proste: no­

minowani muszą w ciągu 48 godzin zro­

bić 10 pompek, nagrać i opublikować film z przebiegu zadania. Jeśli tego nie zrobią, wpłacają po 10 zł, a jeśli zrobią, przeka­

zują pięć złotych. Można więcej.

I tak, nominowana do wykonania zadania jednostka w  Kluczborku przekazała wy­

zwanie m.in. Zakładowi Karnemu w Sie­

rakowie Śląskim i  Aresztowi Śledczemu w Opolu. Funkcjonariusze z Opola podali dalej „pałeczkę” zakładom karnym w No­

wym Wiśniczu i Brzegu, a ci z Sierakowa nominowali strzelecką „jedynkę”. Wkrót­

ce w  wyzwaniu wzięły udział wszystkie jednostki opolskiego OISW. Nominowani przez policjantów i strażaków funkcjona­

riusze i  pracownicy Centralnego Ośrod­

ka Szkolenia Służby Więziennej w Kulach do  dalszego udziału w  #GaszynChallen­

ge wyznaczyli więzienników z: Ośrodka Szkolenia Służby Więziennej w  Suchej, Zakładu Karnego w Łupkowie i Ośrodka Doskonalenia Kadr Służby Więziennej w Olszanicy. I tak z każdym dniem akcja zataczała szersze kręgi. Pompki robili więziennicy z  Inowrocławia, Koronowa, Bydgoszczy, Białegostoku, Warszawy i  Poznania, a  pieniędzy na  ratowanie chłopca z każdą chwilą przybywało.

Dodatkowo w  krakowskim areszcie przez kilka tygodni funkcjonariusze

już w  stanie samodzielnie oddychać ani przełykać. W  Stanach Zjednoczonych od kilkunastu miesięcy dostępna jest no­

watorska terapia genowa, ale lek kosztu­

je ponad 2 miliony dolarów, czyli ponad 9 mln złotych. Jednak dla Wojtusia i  in­

nych dzieci z  SMA to  ogromna nadzieja na życie. Problem jest taki, że lek trzeba podać przed ukończeniem drugiego roku życia dziecka, a  najlepiej jak najszybciej po  otrzymaniu diagnozy, żeby choroba ukradła mu jak najmniej zdrowia.

ESK zdjęcia archiwum jednostek

W całej Polsce funkcjonariusze i pracownicy Służby Więziennej

z jednostek nominowanych do #GaszynChallenge robili pompki i wpłacali pieniądze na lek dla półtorarocznego Wojtusia Howisa z Galewic, chorego na rdzeniowy zanik mięśni (SMA). Na początku czerwca, po czterech miesiącach od uruchomienia zbiórki na siepomaga.

pl, na ratowanie chłopca zebrano ponad 10 mln złotych!

Pompki

warte miliony

Więcej o Wojtusiu:

https://www.siepomaga.pl/wojtus

Zbiórki dla innych dzieci:

https://www.siepomaga.pl/gaszynchallenge

Zakład Karny w Sierakowie Śląskim

(7)

służba dla innych

APARATY SAMOINKASUJĄCE tel. 61 82 09 900, 606 627 801 www.dialtech.pl

TELEFONIA DLA OSADZONYCH

KOMFORT PRACY SŁUŻBY WIĘZIENNEJ

(8)

temat miesiąca: pomagają po godzinach

To  był impuls. Gdy od  koleżanki dowie­

działa się, że potrzeba rąk do szycia ma­

seczek, zgłosiła się od  razu. Maszynę miała. Umiejętności też. O  tym, czy wy­

starczy jej czasu, nie myślała. Właśnie ogłoszono pandemię, wszędzie brakowa­

ło środków ochrony, trzeba było działać.

Razem z dwudziestoma paniami zaczęła szyć maseczki – dla mieszkańców Szcze­

cinka i  instytucji, w  których tych masek brakowało.

Wolontariat to wolność

– Szyłam w domu. Przed pracą, po pracy, w  każdej wolnej chwili – mówi szer. Be­

ata Pik, na co dzień strażniczka w dziale ochrony w  Zakładzie Karnym w  Czar­

nem. – Myślę, że spod mojej ręki wyszło kilkaset masek.

Materiały dostawała z  fundacji Dobre Rzeczy. Do  jej domu przywoził je  ktoś z  wolontariuszy. A  ona szyła – o  świcie, popołudniami i  w  nocy. Na  jedną maskę

potrzebowała około pół godziny. Bo naj­

pierw trzeba było stworzyć szablon, od­

rysować, wyciąć, a  potem zaprasować troczki do wiązania maski, materiał pod­

łożyć z dwóch stron i przeszyć tak, by zo­

stawić kieszonkę na filtr.

–  Nie było łatwo. Na  początku dzieci trochę marudziły, że tylko szyję i  szyję, ale potem starsza córka też się nauczy­

ła i  mi  pomagała – opowiada Beata Pik.

– A jak wieść o tym, że szyję maski cha­

rytatywnie rozeszła się u  mnie w  pracy, uczyłam szyć również osadzonych.

To  było szybkie szkolenie. Jeden dzień wystarczył, żeby pojęli obsługę maszyn, drugiego pokazała osadzonym mężczy­

znom jak szyć maseczkę.

– Wypracowali bardzo fajną linię produk­

cyjną – opowiada. – Jeden pan rysował szablon, drugi wycinał, trzeci zaprasowy­

wał, kolejni siedli przy maszynach.

Te maski, podobnie jak te szyte przez funkcjonariuszkę w  czasie wolnym

od  pracy, trafiały w  hurtowych ilościach do  wszystkich potrzebujących – pra­

cowników Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, ratowników medycznych, miejskiego szpitala, przychodni, funkcjo­

nariuszy Straży Miejskiej oraz do  osób prywatnych. Dostali je również kierowcy komunikacji miejskiej, pracownicy banku, a  także firmy, w  których brakowało za­

bezpieczeń dla pracowników. Do  szcze­

cineckiej grupy Dobre Rzeczy, która koordynowała całe przedsięwzięcie od  strony logistycznej, spływały potem podziękowania i wyrazy uznania. „Jeste­

ście niesamowite!”, „Jest moc”, „Czapki z głów”, „Chwała wam za to, co robicie!”,

„Jesteście takimi cichymi bohaterami walki z  koronawirusem” – pisali ludzie.

Lidia Pieńkos, prezes fundacji odpowia­

dała: „Wolontariat to wolność. Jest ekipa nie do zdarcia. Dzięki za ciepłe słowa”.

–  Nie lubię się chwalić, bo  zrobiłam to  z  potrzeby serca – mówi Beata Pik.

Wieczorem, w nocy i w dni wolne, na mniejszą i większą skalę, przy maszynie, drukarce albo telefonie. Funkcjonariusze Służby Więziennej pomagają, bo czują, że tak trzeba.

Czapki z głów!

Zespół terapeutyczny z Koronowa

(9)

temat miesiąca: pomagają po godzinach

– Ale te wszystkie słowa wdzięczności są bardzo miłe. Czuję się doceniona.

Troska na miarę

W  szycie maseczek po  godzinach włą­

czyli się też funkcjonariusze Oddziału Te­

rapeutycznego Zakładu Karnego w  Ko­

ronowie, którzy postanowili wesprzeć bydgoskie szpitale. Brak umiejętności nie był dla nich problemem. W  sześciooso­

bowym zespole wystarczyły dwie oso­

by, które potrafiły obsługiwać maszyny.

Kpt. Karolina Kozłowska, kierownik dzia­

łu terapeutycznego i  sprawczyni całego zamieszania, szyła nocami, bo  jak mówi, nie potrafi nic nie robić i uważa, że mia­

rą człowieczeństwa jest wielkość jego troski o  drugiego człowieka. Do  maszy­

ny usiadła też szer. Justyna Walenczy­

kowska, inspektor ds. terapii zajęciowej

i  specjalistka od  spraw beznadziejnych.

Z kolei Robert i Violetta – wychowawcy, uczestniczyli w  akcji krojąc materiały, angażując przy tym najbliższych. Joan­

na – psycholog, której maszyna do szycia nie jest obca, kroiła, fastrygowała i razem z  Wojciechem – też psychologiem – za­

opatrywali zespół w troczki, poszukiwali nici i tasiemek.

Za  zgodą płk. Tomasza Sitkiewicza, dy­

rektora Zakładu Karnego w  Koronowie, zespół terapeutyczny zaapelował do za­

łogi o  wsparcie ich inicjatywy i  przeka­

zywanie akcesoriów pasmanteryjnych, tkanin i  różnego rodzaju taśm, by  moż­

na było ruszyć z  produkcją pełną parą.

Jeszcze przed Świętami Wielkiej Nocy pierwsza partia maseczek trafiła za  po­

średnictwem koordynatora bydgoskiej akcji do oddziałów szpitalnych w formie darowizny. Kolejne obdarowane miejsca to  Hospicjum im. J. Popiełuszki w  Byd­

goszczy, Dom Pomocy Społecznej w Ko­

ronowie i Wojewódzki Szpital Dziecięcy im. J. Brudzińskiego w Bydgoszczy.

–  Energii do  pracy jest dużo, motywacja nie słabnie, a  i  materiału mamy jeszcze wystarczająco. Łącznie, personel oddzia­

łu terapeutycznego przekazał już prawie 450 szt. samodzielnie uszytych maseczek – mówiła w maju Karolina Kozłowska.

Budzik co pół godziny

Bezczynnie nie chciał też siedzieć por.

Piotr Łoziński, który na  co  dzień jest wychowawcą oddziału penitencjarnego w  Zakładzie Karnym w  Wołowie. Mówi,

że zaczęło się banalnie. Na rynku brako­

wało środków ochrony, a jego żona, która ma  firmę transportową, potrzebowała przyłbic dla swoich kierowców. Wtedy usiadł, włączył drukarkę 3D wyproduko­

wał pierwszą sztukę, korzystając z  mo­

delu udostępnionego przez Czechów w  internecie. A  potem poszło. Pierwsza partia trafiła właśnie do  kierowców, ko­

lejne do harcerzy.

– Ich wolontariusze jeżdżą w karetkach, a  w  firmie żony pracują dwie harcerki – opowiada Piotr Łoziński. – W ten spo­

sób oni dowiedzieli się o mnie, a ja o nich.

Skontaktowałem się z ich komendantem i zaoferowałem pomoc. Jego ludzie brali wydrukowane przez mnie przyłbice i roz­

dawali wszędzie tam, gdzie jeździli.

Początki były czasochłonne. Wyprodu­

kowanie jednej przyłbicy trwało cztery godziny. Z  czasem funkcjonariuszowi udało się zredukować ten czas do dwóch godzin – drukował wówczas model opra­

cowany przez Szwedów i  bardzo popu­

larny w  USA, który zakłada się jak oku­

lary. Dziś druk jednej przyłbicy trwa pół godziny. Zamiast jednej drukarki ma  już trzy – drugą kupił sam, trzecią dostał od harcerzy.

–  Od  początku pandemii wyprodukowa­

łem około 1300 sztuk i  nie zamierzam przestać – mówi funkcjonariusz. – Pierw­

szy etap akcji obejmował swoim zasięgiem przede wszystkim powiat wołowski, ale nasze przyłbice używane są już we Wro­

cławiu i  w  innych miejscach na  terenie województwa dolnośląskiego. Mówię Wychowawca z Wołowa

(10)

nasze, bo  gdyby nie pomoc Harcerskiej Organizacji Wychowawczo-Patriotycznej

„Cichociemni”, nie udźwignąłbym tego.

Harcerze odciążyli go najpierw w  roz­

wózce przyłbic, a potem także w produk­

cji – pokazał im, że wystarczą nożyczki, dziurkacz i  wydrukowana ramka, żeby z  okładek A4 do  bindowania dokumen­

tów zrobić przesłonę. Oprócz tego z  ich pomocą zorganizował zbiórkę na  zakup materiałów oraz części eksploatacyjnych do  drukarek. Bo  po  pierwsze materiału idzie mnóstwo, a  po  drugie przy takim obciążeniu sprzęt musi być regularnie serwisowany. Drukarki chodzą non stop.

W  dzień wolny od  pracy funkcjonariusz ustawia sobie przypomnienie w  zegarku co  pół godziny. To  sygnał, że jeden wy­

druk się skończył i trzeba nacisnąć przy­

cisk, by rozpocząć kolejny.

– W taki dzień jestem w stanie wydruko­

wać około sto przyłbic. W tygodniu mniej, bo  zaczynam dopiero po  pracy – mówi.

– Cieszę się, że mogę w ten sposób poma­

gać. Dziś już może nie brakuje środków ochrony, ale ceny są zabójcze. Niektóre instytucje mają tak napięty budżet, że nie stać ich na  kupno. My  nie sprzedajemy.

My rozdajemy.

Dziecko płacze!

Por. Marcin Mikita jest funkcjonariuszem działu techniki, informatyki i  łączności w Zakładzie Karnym w Opolu Lubelskim.

Należy do  różnych grup majsterkowych na  Facebooku i  tam zainspirowali go ludzie, którzy drukują przyłbice. – Wie­

działem, że drukarkę 3D ma  mój kolega ze studiów i poprosiłem go o wydrukowa­

nie kilku sztuk – opowiada. – Kiedy je do­

stałem, postanowiłem, że też sobie kupię taką drukarkę. Odkąd do  mnie dotarła,

nie stygnie. Ta, którą kupiłem, kosztu­

je ok.  1 tys. zł i  do  drukowania przyłbic sprawdza się idealnie. Wyprodukowałem już i nieodpłatnie przekazałem kilkadzie­

siąt sztuk.

Pierwsze trafiły do jednostki porucznika, kolejne do  samorządu i  Policji w  Opolu Lubelskim, do Ośrodka Pomocy Społecz­

nej w  Dęblinie, a  także do  ratowników medycznych. Przydały się też podczas egzaminów w  szkole, w  której pracuje żona funkcjonariusza. – W  drukarce 3D

„tuszem” jest filament, który wygląda jak gruba żyłka do  podkaszarki spalino­

wej – tłumaczy „drukarz”. – Jego blisko kilogramowa szpula kosztuje ponad 70 zł i  można na  niej wydrukować ok.  30-40 przyłbic. Filament jest wcią­

gany do  środka drukarki i  tam topiony.

Potem dysza warstwa po warstwie, mili­

metr po milimetrze buduje i „drukuje” to, co się zada drukarce. W wyniku pandemii wielu drukarzy 3D udostępniło za darmo projekty przyłbic. Z nich korzystam. Ścią­

gam projekt i otwieram w programie, któ­

ry tłumaczy model przestrzenny na język drukarki. Ona nie rozumie, że dostaje do wydrukowania np. kubek, ale rozumie komunikaty: przesuń konkretną dyszę z punktu A do punktu B i wypuść odpo­

wiednią ilość filamentu. Dopiero wtedy realizuje zadanie warstwa po  warstwie.

Jedna przyłbica drukuje się ok. 2,5 godzi­

ny. To trwa i hałasuje, zwłaszcza w nocy.

Dźwięk pracującej drukarki przypomina płacz dziecka, a  nasze młodsze ma  dwa latka, więc żonę już kilka razy ten dźwięk poderwał z łóżka.

Wsparcie na telefon

– A gdyby tak zgłosić się z pomocą psy­

chologiczną? – pomyślała mjr Anna

Pyszniak, kierownik oddziału terapeu­

tycznego Aresztu Śledczego w  Kielcach.

W  prasie przeczytała, że Wojewódzki Szpital w  Kielcach w  związku z  sytu­

acją epidemiologiczną chce uruchomić specjalną linię wsparcia dla personelu medycznego. Zadzwonili do  niej następ­

nego dnia po  tym, jak wysłała zgłosze­

nie. Wpisała się w  grafik, podała swój telefon – chodziło o to, by całe dnie były obstawione, by  nie zostawiać medyków, pielęgniarek i wszystkich, którzy pracują w  służbie zdrowia, bez pomocy. Na  po­

czątku telefony milczały.

– Zakładałam, że tak będzie – mówi Anna Pyszniak. – Wszyscy byli w  stanie goto­

wości, zmobilizowani do  działania. Ale

wiadomo, z  biegiem czasu sytuacja bę­

dzie się stabilizować, stres zacznie pusz­

czać i potrzebne będą takie interwencje.

Po  dwóch miesiącach telefon zaczął dzwonić. Najczęstszy problem to bardzo silny stres, zaburzenia snu, natrętne my­

śli, lęk o rodzinę. Czasem wystarczy jed­

na rozmowa, innym razem potrzeba ich kilka. Wszystko zależy od problemu.

–  Nie stać mnie było, żeby zakupić na  przykład sprzęt do  szpitali, ale na  szczęście mam takie doświadczenie i wiedzę, które mogą się przydać – mówi psycholog. – Dlatego postanowiłam się włączyć. Inaczej nie potrafię i  nie mogę pomóc. Znam osoby, które pracują w służbie zdrowia i wiem, jak przeżywa­

ły i stresowały się od początku pandemii.

Wiem też, że ta  sytuacja może ujawnić zespół stresu pourazowego. Chcę im po­

móc. Chcę, żeby czuli się bezpieczni i wie­

dzieli, że ktoś się nimi opiekuje. Jeśli będą chcieli skorzystać, ja jestem.

Anna Krawczyńska, ESK zdjęcia archiwa bohaterów

temat miesiąca: pomagają po godzinach

Psycholog z Kielc

(11)

rozmowa miesiąca

Pandemia uwolniła w ludziach chęć dzielenia się z  innymi. Funkcjona- riusze i  więźniowie szyją maseczki, robią przyłbice…

–  Bardzo dobrze jest pomagać, jeśli wy­

pływa to  z  serca. To  odstresowuje, po­

zwala odreagować po  ciężkiej pracy.

W czasie pandemii pomaganie szczegól­

nie zbliżyło nas do siebie. Jesteśmy bar­

dziej otwarci, współpracujący i  wspiera­

jący innych. Cieszy mnie, kiedy ludzie się cieszą. Ostatnio, jak rozwoziliśmy paczki dla seniorów – niektórzy płakali, nie wie­

rzyli, że to dla nich.

Pół życia spędził pan na pomaganiu innym.

– Więcej nawet… (śmiech).

Ma pan to w genach?

–  Trochę po  ojcu i  dziadku. Ojciec pro­

wadził miejscowy klub Honorowych Dawców Krwi przy PCK, a  dziadek był strażakiem ochotnikiem. Mówią, że je­

stem trochę jak oni – taki pomost dla in­

nych. Pierwszy raz oddałem krew mając 18 lat, i od tego się zaczęło moje poma­

ganie innym. Krew ratuje życie. Moje 52 litry z groszem, też.

Jest też pan wiceprezesem mal- borskiego oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża. W  2018  r.

przekazaliście 400 ton żywności po- trzebującym!

– To  był najtrudniejszy rok, ale daliśmy radę… Zajmujemy się nie tylko żywie­

niem ludzi, choć to  jest nasze sztanda­

rowe działanie. Unijny Program Opera­

cyjny Pomoc Żywnościowa realizujemy

od  2014 roku. Zaczynamy we  wrześniu, a w roku następnym w czerwcu go zamy­

kamy. Tak było przez te wszystkie lata.

Ten rok jest ostatni. Podpisaliśmy już umowę na  dostarczanie żywności 800 osobom.

Kogo karmicie?

– Najuboższych, osoby bezdomne, rodzi­

ny wielodzietne z Gdańska, Sztumu, Mal­

borka, okolicznych wiosek. Są to  ludzie potrzebujący wsparcia, społeczność mar­

ginesowa, też nasi starzy bywalcy, bez dachu nad głową. To ogrom tragedii, ubó­

stwo. Działamy na podstawie skierowań Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej (MOPS). Towar przywozimy z magazynu Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej, a  ludzie przychodzą do  pomieszczenia PCK. Pokazują skierowanie i dowód oso­

bisty, a my wydajemy im żywność. Jedną paczkę w miesiącu.

Groszek z marchewką, fasola biała, makaron jajeczny, gołąbki w  sosie pomidorowym…

–  Jest też kukurydziany makaron bez­

glutenowy, filet z  makreli, konserwy drobiowe i  mięsne, pasztet i  mód, sok jabłkowy, mleko – 17 różnych produk­

tów. Ludziom najbardziej zależy na cu­

krze, oleju i  mleku. Cieszą się z  gołąb­

ków i  konserw. Ser żółty też dobrze schodzi, ale nie można wybierać. Są przydziały. Na jedną osobę w tym roku przypada miesięcznie 4  kg cukru, 9 li­

trów mleka, 4 litry oleju, 4,5 kg makaro­

nu itd. Tego towaru robi się naprawdę dużo, jeśli rodzina jest np.  dziewięcio­

osobowa.

Są tak liczne rodziny?

–  Najliczniejsza była 14-osobowa z  Pie­

kła pod Sztumem. Przyjeżdżały stam­

tąd trzy zamężne siostry, każda z  nich miała gromadkę dzieci: jedenaścioro, dziewięcioro i czwórkę. Ta z jedenaścior­

giem dzieci mieszkała z mężem i babcią.

Kiedy odbierali żywność, tego towaru był ogrom! Ale pewnie w takiej rodzinie wszystko w moment znika! Są też herbat­

niki – dzieci je uwielbiają.

Jak wygląda odbiór żywności?

– Jeśli ktoś jest w trudnej sytuacji i uzy­

skuje odpowiednio niskie dochody (1402 zł w  przypadku osoby samotnie gospo­

darującej i 1 056 zł na osobę w rodzinie), dostaje skierowanie z MOPS i przychodzi z  nim do  naszego punktu. Czasem zbie­

rają się ludzie z  wiosek, ktoś przyjeżdża samochodem z  przyczepą i  odbiera dla sąsiadów.

Skąd ludzie wiedzą, że mają przyjść po żywność?

– Informujemy o tym na stronie interne­

towej PCK w Malborku oraz na drzwiach naszego magazynu i  w  MOPS-ie. Wyda­

jemy żywność w  ustalonym porządku.

Dać ludziom, czego potrzebują

Ze st. sierż. sztab. Jarosławem Wodzińskim, starszym oddziałowym w malborskim więzieniu, który od 28 lat udziela się charytatywnie, od pięciu lat jest wiceprezesem Rejonowego Oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża w Malborku, a także przewodniczącym Zarządu Okręgowego NSZZ FiPW w Gdańsku i rekordzistą Służby Więziennej pod względem ilości oddanej krwi, rozmawia Agata Pilarska-Jakubczak.

Jarosław Wodziński zaczął trzydziesty rok służby, od dwóch lat jest na etacie związkowym i nie pełni służby na pierwszej linii

(12)

rozmowa miesiąca

Czasem ktoś chce dostać paczkę, choć nie ma  go na  liście w  danym dniu. Przy­

chodzi i krzyczy: „jak to nie wydasz?, „no co  ty!”, „to  mi  się należy!”, „za  co  pienią­

dze bierzecie?!”. Ale to raczej przeszłość.

Teraz wygląda to bardziej kulturalnie. Po­

mogły kamery-atrapy.

Kto należy do obsługi?

–  Jest nas około dwudziestu zapaleń­

ców, czynnych funkcjonariuszy i  eme­

rytów z  zakładów karnych w  Malborku i  Sztumu oraz z  aresztu w  Gdańsku.

Koledzy i  dwie koleżanki. Sami chcemy pomagać. Nikt nas do  tego nie zmusza, nie namawia. Przy wydawaniu żywności pracujemy w czasie wolnym, przed noc­

kami lub w  sobotę, czasem cały dzień:

od  7 do  16. Pomoc w  Gdańsku miała trwać dwa miesiące, a  było to  10 mie­

sięcy. Ściągałem stamtąd kolegów, aby daleko nie musieli dojeżdżać. Pamię­

tam, jak w  pięć osób obsłużyliśmy trzy tysiące ludzi! Gdańskie Centra Pomocy Rodzinie przysłały wszystkich w jednym dniu. Potem się to  unormowało: ludzie przychodzili według dzielnic i  obsługa stała się łatwiejsza.

Jak pomagacie w czasie pandemii?

–  Rozwozimy żywność po  domach.

W marcu, kwietniu i maju odwiedzaliśmy po ok. 400 osób w miesiącu. Obsłużenie 15 rodzin zajmuje nawet dziewięć go­

dzin. Jeździmy zwykle po  dwóch, bo  tak jest wygodniej i  bezpieczniej. To  duży stres widzieć, w  jakich warunkach cza­

sem ludzie żyją. Wrażenie trochę podob­

ne do tego z początku służby. Pamiętam dzień przyjęcia do pracy. 1 czerwca 1991 roku, sobota. Sztum. Oprowadzili mnie

po jednostce. Kraty, cele, izolacja… Szok.

Oddział pierwszy w  kształcie krzyża – stare prawdziwe więzienie! Ale czas robi swoje, powoli, powoli wszystko się zmie­

nia, również nasze nastawienie.

Kto pokrywa koszty transportu pa- czek?

– My sami, jeździmy własnymi samocho­

dami. Program nie uwzględnia dowozu.

W  czasie pandemii zgłosiły się do  PCK firmy z  propozycją zapewnienia trans­

portu, i  tak stało się np.  w  Gdańsku, ale nie w  Malborku. Jeden przedsiębiorca przekazał środki na  paczki dla senio­

rów, inny dał pieniądze dla tych, którzy podczas pandemii stracili pracę – 100 zł na paczkę dla malborczyka. My te paczki

kompletujemy, zbieramy adresy i rozwo­

zimy. Kiedy przygotowaliśmy sto paczek dla seniorów (po 60 zł każda), myślałem, że to dużo, ale okazało się, że i dwieście byśmy dali radę rozdać.

Dlaczego pan to robi?

– Taki już jestem. Nie mam za  to  pie­

niędzy. Daje mi  to  satysfakcję, zbieram doświadczenia, poznaję nowych ludzi.

Nieraz żona narzeka: „gdzie ty  łazisz?”, kiedy zejdzie mi więcej godzin. Ale można to pogodzić i zadbać, by nie ucierpiała ro­

dzina. Jak się chce, to można. Uważam, że trzeba się dzielić, nie można być samolub­

nym. Lubię być w ruchu. Mam to we krwi.

Może to te geny? Organizujemy też zloty krwiodawców, i  mnóstwo innych rzeczy.

Myślę, że moja krew za  parę dni czy ty­

godni uratuje komuś życie, bo  to  lekar­

stwo, którego niczym nie można zastąpić.

Ta myśl sprawia mi radość.

zdjęcia archiwum

Poza Mateuszem, funkcjonariuszem z Za­

kładu Karnego w  Rzeszowie, pozostali pełnią służbę w jednostce w Kluczborku.

Zatrzymał sprawcę kradzieży

Ppłk Zbączyniak czekał na  żonę, która poszła do apteki, kiedy zauważył, że z po­

bliskiej stacji benzynowej wybiegł młody mężczyzna, a  za  nim pracownicy stacji usiłujący go dogonić. Po chwili odpuścili.

– Patrzyłem, dokąd pobiegł ten chłopak i podjechałem samochodem tak, żeby za­

jechać mu drogę – relacjonuje dyrektor.

– Wysiadłem z  auta, a  wtedy on rzucił we mnie skradzionym na stacji czteropa­

kiem piwa. Uchyliłem się, więc we  mnie nie trafił, a  potem podbiegłem, chwyci­

łem go i  obezwładniłem. Leżał na  ziemi i nie stawiał większego oporu.

Wkrótce zjawiła się żona dyrektora i we­

zwała na miejsce policjantów, w których ręce podpułkownik przekazał złodzieja.

Kajetan Zbączyniak podkreśla, że funk­

cjonariusze Służby Więziennej są w swo­

ich jednostkach szkoleni do  odpowied­

niego reagowania w  różnych nagłych sytuacjach. Wielu z nich w czasie wolnym aktywnie spędza czas, tym samym zacho­

wując sprawność fizyczną. Sam dyrektor czynnie uprawia sport, gra w  siatkówkę i  ćwiczy crossfit, a  przez 10 lat treno­

wał brazylijskie ju-jitsu, najpierw jako Rekordzista Służby Więziennej – oddał ponad 52 litry krwi

Ppłk Kajetan Zbączyniak

W trzech różnych sytuacjach, które im się ostatnio przytrafiły, zareagowali natychmiast:

dyrektor kluczborskiej jednostki

ppłk Kajetan Zbączyniak złapał

złodzieja, plutonowy Aleksander

Mączka najpierw ratował, a potem

zatrzymał pijanego kierowcę,

natomiast dwaj st. szer. Bartosz

Kabała i Mateusz Orzechowski

odpowiedzieli na wołanie

o pomoc.

(13)

zawsze gotowi

zawodnik, później jako założyciel i  tre­

ner klubu Sportowego BJJ Vencedores.

O  tym sprawca kradzieży zapewne nie wiedział. – Do zdarzenia na stacji podsze­

dłem bez strachu – mówi podpułkownik.

– Podjąłem decyzję i zadziałałem od razu.

Później opisywały to  lokalne media.

Mieszkam w  Lublińcu, to  moje miasto, wcześniej pracowałem w  świetlicy śro­

dowiskowej i znam różnych łobuzów, nie boję się ich.

„Zabezpieczył” pijanego kierowcę

Plut. Aleksander Mączka był na  swojej posesji, kiedy usłyszał dźwięk gwałtow­

nego hamowania i  uderzenia. – Wybie­

głem na  drogę i  zobaczyłem, że auto osobowe uderzyło w  betonowy płot – wspomina. – W  samochodzie znajdo­

wał się mężczyzna: przytomny, ale się nie ruszał. Byłem gotowy udzielić mu pierw­

szej pomocy, ale narzekał tylko na  bóle w  klatce piersiowej. Musiał mocno ude­

rzyć w  kierownicę, bo  nie był zapięty w  pasy bezpieczeństwa. Funkcjonariusz wyczuł od  kierowcy zapach alkoholu, wyłączył silnik, wyjął kluczyki ze stacyjki,

zabezpieczył miejsce zdarzenia i zadzwo­

nił na  nr alarmowy 112. Zanim po  kilku minutach na  miejscu pojawiła się poli­

cja, Aleksander Mączka monitorował stan zdrowia mężczyzny. Okazało się, że prowadził samochód bez uprawnień do  kierowania pojazdem i  miał ponad promil alkoholu w  wydychanym powie­

trzu. W związku z tym grozi mu do 2 lat pozbawienia wolności oraz min. 5 tys. zł grzywny. – Jechał drogą krajową nr 11, stwarzając realne zagrożenie – dodaje plutonowy. – Dobrze, że nikt akurat wte­

dy nie szedł chodnikiem, bo zanim spraw­

ca z impetem uderzył w płot, przejechał przez chodnik dla pieszych.

Pobiegli na ratunek

Dwaj starsi szeregowi, Bartosz Kabała z  Zakładu Karnego w  Kluczborku i  Ma­

teusz Orzechowski z  jednostki w  Rze­

szowie, wracali z  zakupami do  miejsca zakwaterowania. Był środek dnia, a  oni już myśleli o  wieczornej służbie. Obaj od kilku dni przebywali w Tarnowie, gdzie w mościckiej jednostce odbywali prakty­

ki w ramach kursu podoficerskiego. – Na­

gle w  drzwiach małej piekarni pojawiła się ekspedientka i zaczęła krzyczeć: „Po­

mocy! Pomocy!” – wspomina Bartosz Ka­

bała. – Akurat przechodziliśmy na pasach przez jezdnię, jakieś 50 metrów od  niej, i  natychmiast pobiegliśmy w  stronę pie­

karni.

– Mijaliśmy ludzi, którzy byli bliżej; nie­

daleko jest dworzec PKS, więc wokół znajdowało się przynajmniej kilkanaście osób – dodaje Mateusz Orzechowski.

– I nikt poza nami nie zareagował na wo­

łanie o pomoc. Jakby wszyscy udawali, że nie słyszą.

Rzucili torby z  zakupami przy drzwiach i  wbiegli do  piekarni. Okazało się, że w  sklepie zasłabła starsza kobieta – w  tamtej chwili jedyna klientka. Straciła przytomność, a  ekspedientka nie wie­

działa co  robić, wybiegła na  zewnątrz

i  wzywała pomocy. Kiedy funkcjonariu­

sze ułożyli kobietę w pozycji bocznej bez­

piecznej i wezwali pogotowie, ta zaczęła odzyskiwać przytomność. Wkrótce starsi szeregowi przekazali ją zespołowi pogo­

towia ratunkowego, który zabrał starszą panią do szpitala na badania.

Dyrektor rzeszowskiego zakładu przy­

znał Mateuszowi Orzechowskiemu urlop nagrodowy. Z kolei Dyrektor Okrę­

gowy Służby Więziennej w  Opolu wy­

różnił podległych mu funkcjonariuszy, a  osobiście pogratuluje im, kiedy prze­

staną obowiązywać obostrzenia związa­

ne z pandemią.

Elżbieta Szlęzak-Kawa zdjęcia Zbigniew Piekielny, Aleksander Mączka, Maciej Słysz, KPP w Kluczborku

Plut. Aleksander Mączka St. szer. Mateusz Orzechowski

St. szer. Bartosz Kabała

Są tam, gdzie dzieje się coś nieprzewidzianego. Akurat jadą na służbę czy robią zakupy w sklepie i… ratują czyjeś życie, łapią złodziei albo zatrzymują pijanych kierowców. Sami mówią skromnie, że zrobili tylko to, co zrobić należało. W cyklu „Zawsze gotowi” prezentujemy sylwetki funkcjonariuszy i pracowników Służby Więziennej, którzy nie zostali obojętni i pospieszyli z pomocą.

Taka seria

(14)

Poza majsterkowaniem, które jest jego hobby od  dzieciństwa, uwielbia też bie­

gać, nurkować, jeździć na nartach i snow­

boardzie. Ukończył trzy maratony i  dwa ultramaratony, ale kiedy dwa lata temu urodziło mu się drugie dziecko, biegowe uzależnienie poszło w odstawkę. Marcin Mikita jest też honorowym krwiodawcą.

W  ciągu kilku ostatnich lat podzielił się z  innymi ponad 10 litrami krwi. Mówi skromnie, że to  dar, który można dać od siebie, a nic nie kosztuje. Na początku pandemii kupił drukarkę 3D. Produkuje na  niej przyłbice i  bezpłatnie je  rozdaje (więcej na s. 10). Angażuje się też w lokal­

ne wydarzenia kulturalne. Wykorzystuje swoje umiejętności i drony, dzięki którym pokazuje inny wymiar rzeczywistości wi­

dzianej z lotu ptaka.

Użyteczna pasja

Jest pierwszym mundurowym w  rodzi­

nie, który został zatrudniony w  Służbie Więziennej. Zanim w 2008 r. do niej trafił, studiował informatykę i pracował w Poli­

cji. – Zawsze mnie ciągnęło do munduru – przyznaje – więc kiedy w moim mieście, dosłownie za  miedzą, powstał Zakład Karny w Opolu Lubelskim, skorzystałem z  okazji. Zostałem funkcjonariuszem

w dziale techniki, informatyki i łączności.

Kiedy rok temu w jednostce zaplanowa­

no specjalistyczne ćwiczenia, dyrektor zakładu postanowił wykorzystać drono­

wą pasję porucznika Mikity. Dwa bezza­

łogowe statki powietrzne uczestniczyły w  zaplanowanych podczas ćwiczeń epi­

zodach i z góry rejestrowały ich przebieg.

– Jeden z  moich dronów transportował spoza jednostki ładunek z  niezidentyfi­

kowaną substancją, którą zrzucał na spa­

cerniak – wyjaśnia porucznik. – W  tym przypadku dron wysypywał mąkę, ale wezwana na miejsce specjalistyczna jed­

nostka straży pożarnej musiała ją trakto­

wać jak substancję potencjalnie groźną:

szybko zabezpieczyć teren i wykorzystać do  jej zneutralizowania sprzęt odkaża­

jący. Potem dron wylądował w  pobliżu więziennej kuchni, gdzie zostawił małą paczkę. Jeden wykonywał symulowane zadanie, a drugi dron wszystko dokumen­

tował z powietrza.

Porucznik cieszy się, że jego pasja okazu­

je się użyteczna. Niedługo po  tych ćwi­

czeniach komendant miejscowej policji poprosił go o  pomoc z  poszukiwaniach zaginionego chłopca. Młody człowiek wyszedł z domu w nocy i nie dawał znaku życia. Rano jego rodzice wezwali pomoc,

w  którą zaangażowało się wiele służb.

Także Marcin ze  swoim dronem. – Do­

brze, że cała akcja odbywała się w ciągu dnia, bo w dronach nie mam zamontowa­

nej kamery termowizyjnej – tłumaczy.

Kierujący działaniami poszukiwawczy­

mi wyznaczył porucznikowi spory teren do przeszukiwania. Kiedy dron fragment po  fragmencie przeczesywał wyznaczo­

ny obszar, w  zupełnie innym miejscu, chłopiec szczęśliwie się odnalazł.

W czerwcu Marcin Mikita spakował swój latający sprzęt i pojechał w okolice Józe­

fowa nad Wisłą na  ćwiczenia lokalnych Wojsk Obrony Terytorialnej. – Zostałem zaproszony przez ich dowódcę i na miej­

scu dostałem konkretne wytyczne.

Z  dronem poszukiwałem  m.in. zagubio­

nych ludzi. To  było wyzwanie i  ciekawe doświadczenie.

Hobby z marzenia

Zawsze lubił majsterkować. Wymarzył sobie, a potem sam zbudował od podstaw

ludzie

Człowiek z dronami

Jest wykwalifikowanym operatorem bezzałogowego statku powietrznego. Ze swoimi dronami uczestniczył

w specjalistycznych ćwiczeniach w więzieniu, w manewrach Wojsk Obrony Terytorialnej, a także w poszukiwaniach zaginionego chłopca.

Człowiek wielu pasji, niosący innym bezinteresowną pomoc – por. Marcin Mikita, funkcjonariusz działu techniki, informatyki i łączności

w Zakładzie Karnym w Opolu Lubelskim.

(15)

maszynę latającą – quadrocoptera. Wy­

posażył go w  profesjonalną kamerę, przez którą oglądał świat z nieba. Tak do­

szedł do swojego pierwszego drona, po­

tem do drugiego, a do trzeciego skomple­

tował już części. Jednak najpierw na tym pierwszym „składaku” z podpiętą kamerą GoPro trzeba było nauczyć się latać, czyli umieć go okiełznać i skutecznie nim ste­

rować.

– Nie było łatwo – wspomina Marcin.

– Uczyłem się nim latać na  odludziu, żeby nikomu nie zagrażać. Bo  niebo tyl­

ko z  pozoru wydaje się puste. Trzeba na  wszystko uważać. Teraz drony mają tak dużo czujników i  tak rozbudowane systemy GPS, że praktycznie mogą latać samodzielnie. Można nawet puścić drąż­

ki i odejść, a dron będzie się utrzymywał w  miejscu. Ja  ćwiczyłem bez systemów

wspomagania i  najmniejszy nawet po­

dmuch sprawiał, że dron uciekał razem z  wiatrem. Te doświadczenia bardzo przydały się na  egzaminie, kiedy zdoby­

wałem świadectwo kwalifikacji na bezza­

łogowe statki powietrzne. Chciałem mieć uprawnienia pozwalające na komercyjne latanie w  miejscach niedostępnych dla ludzi, którzy nie posiadają takiego „prawa jazdy na drona”.

Egzaminy, jak zapewnia porucznik, nie odbywają się „na  GPS-ie”, tylko w  trybie ATTI, gdzie wszystkie czujniki są wyłą­

czone. Trzeba więc zaprezentować takie umiejętności, żeby sobie poradzić bez wspomagaczy. Teraz Marcin Mikita może latać dronem o  ciężarze do  5  kg, czego zgodnie z prawem nie mogą robić osoby obsługujące drony latające rekreacyjnie.

Wyjaśnia, że im cięższy dron, tym więcej

restrykcji odnośnie miejsc do  latania, wysokości, na  jakie można go wznosić oraz odległości, jakie trzeba zachować od przeszkód i ludzi. Na niebie może się zdarzyć, że drona zaatakuje ptak. Nie­

bezpieczny jest też silny wiatr. – Bo kiedy jego prędkość jest większa niż ta, którą rozwija dron, może się nie udać wrócić w miejsce startu, bo wiatr drona zdmuch­

nie – tłumaczy porucznik. – Nie jesteśmy jedynymi użytkownikami przestrzeni po­

wietrznej, bo  latają tam paralotnie, mo­

tolotnie, helikoptery. Trzeba mieć oczy dookoła głowy.

Inna perspektywa

Marcin poza swoim pierwszym „składa­

kiem” ma profesjonalny dron Mavic 2 Pro, który rozwija prędkość do  75  km/h.

Kręci nim filmy i  robi zdjęcia z  lotu

ludzie

(16)

ludzie

ogromnym wrażeniem. Nieraz mnie za­

chęcają, żebym wydał kalendarz: Opole Lubelskie z lotu ptaka. I kiedyś to zrobię, ale na razie brakuje mi czasu.

Swoją pasję łączy z  bezinteresownym zaangażowaniem w  lokalne wydarzenia kulturalne. Kręcił  m.in. ujęcia do  filmu

„Przybysze” w reżyserii Krzysztofa Rycz­

ka pokazywanego podczas 13. Festi­

walu Filmów Niezależnych FILMOFFO w  Opolu Lubelskim. Jednym z  aktorów był w tym filmie mł. chor. Marcin Ryczek, kolega porucznika z  jednostki. – To  film ptaka. Ma  już także skompletowane

części, z  których zbuduje tzw. racera – drona wyścigowego, który przekracza 100  km/h. Porucznik zdobył też szereg umiejętności przydatnych w  dronowej pasji. Potrafi samodzielnie montować filmy i  obrabiać zdjęcia. Mówi, że dla wielu ludzi efekty pracy drona bywają zaskakujące. – Ja  już się przyzwycza­

iłem do  oglądania zdjęć i  filmów poka­

zujących świat z  tej innej perspektywy, ale ludzie często są zaskoczeni. Nagle widzą wszystko szerzej, wyżej i  są pod

offowy, opowiadający o  przybyszu z  ob­

cej planety, w którym wykorzystano m.in.

ujęcia, jakie mój dron zrobił lecąc nad la­

sem – precyzuje funkcjonariusz. – Innym razem, z koordynatorką PCK, zrobiliśmy przy współudziale dzieci ze  szkoły pod­

stawowej nr 1 pracę konkursową „żywy krzyż”. Każde dziecko trzymało poziomo nad głową czerwoną kartkę, a  ja  z  dro­

na to  dokumentowałem. Współpracuję także z kolegą z miejskiego portalu Opol­

ska TV. Rok temu nakręciliśmy zdjęcia do filmu „Wakacje z duchami” o naszych lokalnych zabytkach, m.in. o pięknym pa­

łacu Lubomirskich w Niezdowie. W filmie wykorzystano sporo ujęć, których nikt dotąd nie zrobił.

Podobnych akcji porucznik ma  za  sobą już kilka. Podkreśla, że bardzo lubi takie inicjatywy. Oprócz tego należy do  kil­

ku internetowych grup majsterkowych, bo  od  techniki jest uzależniony. – Te grupy zrzeszają np.  „drukarzy” 3D, czy dronowych zapaleńców – wyjaśnia Mar­

cin. – Ostatnio moje pasje zeszły tro­

chę na  drugi plan, bo  teraz po  powrocie ze służby trzeba się najpierw zająć dzieć­

mi i poświęcić czas rodzinie.

Elżbieta Szlęzak-Kawa zdjęcia archiwum bohatera

Dron

– bezzałogowy statek powietrzny, który może odbywać lot autonomiczny (samodzielnie, z użyciem autopi­

lota lub innego systemu na pokładzie) lub zdalnie sterowany (kierowany przez operatora drona) poza zasięg wzroku.

Dokumentacja ćwiczeń w jednostce

Por. Marcin Mikita podczas manewrów WOT

(17)

służba dla innych

Pół roku temu przy wołowskim zakładzie karnym powstał Klub Honorowych Daw­

ców Krwi „W służbie Krwi”, w którym jak dotąd zarejestrowano 19 osób. W czerw­

cu dołączyło do nich kolejnych 11 z nowo utworzonego koła HDK przy Zakładzie

Tysiąc maseczek ochronnych z  Aresztu Śledczego w Łodzi trafiło do dwóch placó­

wek opiekujących się dziećmi. 500 sztuk funkcjonariusze przekazali do  Domu Dziecka dla Małych Dzieci. Łódzkie Ho­

spicjum dla Dzieci Łupkowa dostało kolejnych 500 maseczek. Wszystkie zo­

stały uszyte przez osadzonych w ramach programu resocjalizacyjnego „Pomagam”

realizowanego w  Areszcie Śledczym w  Łodzi. Maszyny do  szycia i  mate­

riały zostały sfinansowane z  środków

Funkcjonariusze i  pracownicy Zakładu Karnego w Koronowie oraz Aresztu Śled­

czego w Bydgoszczy zorganizowali zbiór­

kę  napojów, słodyczy, a  także artykułów biurowych oraz  puzzli, klocków i  gier planszowych dla dzieci i młodzieży – pa­

cjentów Oddziału Psychiatrycznego Szpi­

tala Uniwersyteckiego nr 1 im. A. Jurasza w  Bydgoszczy. Wielka paka powstała

Karnym w  Głogowie. W  ciągu sześciu miesięcy ta  trzydziestka dwukrotnie wsparła Regionalne Centra Krwiodaw­

stwa i  Krwiolecznictwa organizując w czerwcu w Wołowie i Głogowie akcje poboru krwi. Poza nimi wszyscy starają się oddawać krew regularnie. Wołowską akcję wsparła nawet matka karmiąca.

Kpt. Krystyna Nowak mimo urlopu ma­

cierzyńskiego oddała krew, bo w banku brakowało krwi jej grupy.

Logo klubu, na  prośbę funkcjonariuszy, stworzył niezwiązany ze służbą Jarosław Kochmański.

oprac. ESK zdjęcia Wojciech Czyżowicz

Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej – Fundusz Sprawiedliwości, a  przekazanie odbyło się w ramach programu Resort Sprawie­

dliwości Pomaga.

W  łódzkim areszcie trwała w  czerwcu także zbiórka plastikowych nakrętek w ramach akcji „Zakrętaki”, którą organi­

zowało hospicjum z ulicy Łupkowej. Spra­

wuje ono całodobową opiekę nad nieule­

czalnie chorymi dziećmi i dorosłymi. Jako pierwszy ośrodek w  Polsce stosowało

w odpowiedzi na apel Stowarzyszenia Ła­

two Pomagać. Tworzy je grupa pań, które z potrzeby niesienia dobra inicjują i orga­

nizują akcje charytatywne  na  rzecz cho­

rych dzieci. Zaangażowanie kujawsko­

-pomorskich więzienników wpisuje się w akcję Resort Sprawiedliwości Pomaga.

Agnieszka Dzimińska zdjęcie Robert Trojan

wentylację mechaniczną u dzieci z prze­

wlekłą niewydolnością oddechową w  warunkach domowych. Hospicjum to prowadzi domowe leczenie respirato­

rem u pacjentów z niewydolnością odde­

chową, zapewniając całodobową pomoc lekarsko-pielęgniarską, zajęcia rehabili­

tacyjne oraz opiekę psychologiczno-pe­

dagogiczną.

tekst i zdjęcia Michał Pietrasik

Klub w Wołowie

Z aresztu do dzieci

Paka pełna dobra

(18)

służba dla innych

– Tu  nie chodzi o  posiłki, dla nas ważne jest zainteresowanie ze  strony tak wie­

lu osób – przyznaje 92-letnia Krystyna Marcinkiewicz, uczestniczka Powstania Warszawskiego. Wtóruje jej kpt. Feliks Waśkiewicz. Ma  96 lat, też powstaniec.

– Ja  zasadniczo jestem przyzwyczajony dawać, a nie brać – podkreślał kilkakrot­

nie podczas kilkugodzinnej rozmowy.

– Ciągle żyję wspomnieniami o tych, któ­

rzy oddali za mnie życie. I nie jestem żad­

nym bohaterem, tylko dzieckiem wojny.

Szpak przynosi paczki

O  godzinie 11.45 wyjeżdżamy z  dzie­

dzińca Centralnego Zarządu Służby Wię­

ziennej. W  samo południe ze  stołecznej

restauracji Gruby Josek odbieramy sześć porcji obiadowych. Lądują w  czarnym pojemniku-termosie. – Dziękujemy, że nam pomagacie, gdybyśmy mieli bazo­

wać na  wolontariuszach, byłoby ciężko – mówi Zbigniew Kowalewski ze Stowa­

rzyszenia Zachowania Pamięci o  Armii Krajowej „Szpak”, który wydaje nam po­

siłki.

„Szpak” od  kilku lat organizuje ak­

cję świąteczną „Paczka dla bohatera”.

W  marcu przygotowywali tegoroczną wielkanocną edycję, ale koronawirus pokrzyżował ich plany. – Szybko pod­

jęliśmy decyzję o  zawieszeniu tej akcji i  zorganizowaliśmy internetową zbiórkę pieniędzy na  posiłki dla kombatantów

– opowiada Kowalewski. Od  Urzędu do  Spraw Kombatantów i  Osób Repre­

sjonowanych w  ramach otwartego kon­

kursu ofert dostali dotację. Była celowa, więc mogli ją przeznaczyć tylko na obia­

dy dla kombatantów. Żeby zadbać rów­

nież o ich rodziny, zorganizowali zbiórkę internetową. Pieniądze przekazują też darczyńcy. Obecnie w całej Polsce jedze­

nie otrzymuje 320 osób, w  samej War­

szawie – 130.

Kiedy odbieramy dania dla naszych pod­

opiecznych, w  drzwiach restauracji mi­

jamy się z  żołnierzami Wojsk Obrony Terytorialnej i  funkcjonariuszami Straży Granicznej. Robią to samo, co my. Obiady dla bohaterów rozwożą także: Geografia Wojskowa, IX Brygada Wsparcia Dowo­

dzenia Dowództwa Generalnego Rodza­

jów Sił Zbrojnych, X Pułk Samochodowy.

– Ci ludzie są wdzięczni za to, co robimy, a  jeszcze bardziej, kiedy dowiadują się, że reprezentujemy Służbę Więzienną – mówi Bartosz, kierowca, który codzien­

nie wspólnie z kolegą Rafałem z ramienia naszej służby dostarcza obiady sześcior­

gu kombatantom.

– Mój mądry dowódca mówił: „Żołnierzu! Nie bądź głupi,

nie daj się zabić”, dlatego przeżyłem – mówi kpt. Feliks Waśkiewicz, przedwojenny drużynowy do zadań specjalnych, powstaniec, instruktor lotnictwa. Łączniczka Krystyna Marcinkiewicz do dziś jest wdzięczna niemieckiemu lekarzowi, który amputował jej rękę po bombardowaniu.

Bohaterowie powiedzieli to naszej reporterce, która odwiedziła ich w ostatnich dniach maja. Do 19 czerwca Służba Więzienna brała udział w akcji „Nie zapomnij o nas, Powstańcach Warszawskich”.

Pamiętamy

o weteranach

(19)

służba dla innych

Kapitan Feliks

Pierwszym odbiorcą jest Feliks Waśkie­

wicz. – Coraz wcześniej przyjeżdżacie – starszy pan wita nas w  sportowym stroju, na  ręku obok zegarka ma  opaskę fitness. Obiad stawia w  kuchni, odgrze­

je go później w  mikrofalówce. Prowadzi do  salonu, sam idzie do  drugiego pokoju

przebrać się. Po dziesięciu minutach wra­

ca dopinając guziki munduru żołnierza Armii Krajowej.

– Ojczyzna dała mi  mundur, żebym god­

nie reprezentował moje środowisko – mówi przyjmując postawę zasadniczą.

Zaczyna opowieść o  tym, jak w  wieku ośmiu lat został zuchem, potem harce­

rzem i podharcmistrzem, jak na kolanach bagnetem szukał min przeciwpiechot­

nych, jak uciekł z  obozu koncentracyjne­

go na  Majdanku, jak ratował ludzi i  sam kilka razy uszedł z życiem, a także o tym, jak w czasach stalinowskich siedział w celi śmierci. Teraz jest opiekunem cmentarza w  Wawrze, gromadzi relacje kombatan­

tów. Trzy komputery, drukarka, smartfon – w utrwalaniu historii technika przydaje się bardzo. A  Feliks Waśkiewicz nowości się nie boi, bo sam jest wynalazcą.

Łączniczka Krystyna

– Dzisiaj jest ryż, pieczony kurczak i kro­

jony w kostkę gotowany burak – Krystyna Marcinkiewicz pokazuje pojemnik dostar­

czony przez więzienników. – Zadzwoniła do mnie pani, że będę dostawała obiady, ucieszyłam się. Miałam już przygotowane jedzenie na najbliższy weekend, więc po­

prosiłam, żeby mi je dowożono od ponie­

działku – wspomina. Nasi funkcjonariusze pomagają jej przy rozpakowaniu opako­

wania, bo nie ma lewej ręki.

Pani Krystyna mówi o  sobie, że jest dziewczyną z  Powiśla. W  kwietniu 1943  r. została łączniczką i  członkiem Polskiej Armii Ludowej. – Wtedy wszy­

scy młodzi chcieli coś robić, żeby tym

Niemcom dokuczyć – opowiada. W  Po­

wstaniu Warszawskim była od  1 sierp­

nia do  6 września 1944  r., kiedy została ranna i  straciła lewą rękę. Miała 17 lat.

– Rozpętało się piekło. Niemcy strze­

lali, ratowaliśmy wszystko, co  się dało – wspomina. Na dom, w którym ukrywała się z  ponad czterdziestoma innymi oso­

bami, spadły bomby. Ocalały tylko cztery osoby, wśród nich pani Krystyna.

Pomógł jej ojciec koleżanki. Wyciągnął ją z budynku i na plecach zaniósł do punktu medycznego przy ul. Tamka 30. Tam za­

opiekował się nią dr Jerzy Rowiński, płk Wojska Polskiego. Cudem udało jej się trafić do Ołtarzewa, gdzie rękę amputo­

wał jej inny lekarz... Niemiec. – Jestem mu ogromnie wdzięczna, że zrobił to tak profesjonalnie. Zostawił mi  kikut, który ułatwia mi życie – mówi drżącym głosem.

Po pół roku z koleżanką wróciły na miej­

sce masakry. Widok był przerażający.

Wszystkie ciała leżały w  tych samych miejscach, co  podczas bombardowania.

Ona miała szczęście. Wojna zabrała jej rękę i oko, ale życie darowała.

Po  wojnie pani Krystyna, dziewczyna z Powiśla, przez 36 lat pracowała w naj­

bardziej warszawskiej z  fabryk – w  We­

dlu, gdzie była kierownikiem działu torci­

ków wedlowskich i  wafli. Mieszka sama, sąsiadów już prawie nie ma.

– Jestem wdzięczna wszystkim, którzy chcą coś zrobić dla nas, starych ludzi – mówi pani Krystyna z uśmiechem. – Dla wielu osób taki obiad, to wielka rzecz.

Aneta Łupińska zdjęcia Piotr Kochański

Obiad dla Bohatera

20 maja Służba Więzienna włączyła się w akcję „Nie zapomnij on nas, powstań­

cach warszawskich”. Codziennie dostar­

czaliśmy ciepłe posiłki kombatantom do  ich mieszkań na  terenie Warszawy.

Więziennicy odpowiedzieli na apel gru­

py działaczy społecznych o  to, by  po­

móc uchronić kombatantów przed ko­

ronawirusem, ponieważ starsze osoby znajdują się w  grupie podwyższonego ryzyka. Akcja była częścią ogólnopol­

skich działań Ministerstwa Sprawiedli­

wości i Służby Więziennej Resort Spra­

wiedliwości Pomaga.

(20)

dobre praktyki

Kpt. Ewa Gimińska, wychowawczyni ds.

kulturalno-oświatowych w  Oddziale Ze­

wnętrznym w Lublińcu Zakładu Karnego w Herbach mówi, że najważniejszy jest proces twórczy, nie poziom prac pla­

stycznych. I jeszcze, że warsztat narzuca treść pracy. Trzeba uzasadnić, dlaczego wybrało się konkretne elementy. Pro­

gram resocjalizacyjny, który opiera się na  twórczości plastycznej, autorka na­

zwała „Do dzieła”. Ma pomóc osadzonym w uwalnianiu i odreagowaniu emocji. Nie od dziś wiadomo, że arteterapia, czyli le­

czenie sztuką, jest dobrą formą pracy te­

rapeutycznej w więzieniach.

– To metoda, która umożliwia wyrażanie wewnętrznych napięć w sposób twórczy i  pozwala przepracować trudne emocje – mówi Ewa Gimińska. – Daje im ujście, reguluje je, uświadamia.

Nie chodzi o to, by uczestniczące w pro­

jekcie kobiety zostały artystkami, ale by  ich twórczość wykorzystać jako na­

rzędzie do zmiany. Obcowanie ze sztuką ma  je  zainspirować, a  tworzenie wła­

snych kreacji – pobudzić do przemyślenia

tego, co w sobie noszą, a czego często nie chcą albo nie potrafią wyrazić słowami.

To ma być spotkanie z samym sobą.

– Gdy inni widzą nasze zajęcia, a  potem prace, zwykle komentują: „bawicie się jak w  szkole” – opowiada wychowawczyni.

– A to nie tak. Na zajęciach kobiety prze­

lewają emocje na  papier lub inne środki plastyczne i  nie ma  znaczenia, czy ktoś wykona lepszą, czy gorszą pracę. Ważne jest uwolnienie od  cierpienia, odreago­

wanie zablokowanego napięcia, stłumio­

nych emocji, skrępowanych myśli i  wy­

obrażeń. To takie katharsis.

Lista uczuć

Program podzielony jest na siedem sesji.

Każda trwa średnio dwie godziny. Spo­

tkania miały być prowadzone w  grupie, ale z  powodu pandemii odbywają się indywidualnie albo w  obrębie celi. Plus jest taki, że podczas pracy jeden na jeden można dużo więcej przekazać, odchodzi element skrępowania czy wstydu przed odkrywaniem siebie. Minusem jest brak inspiracji grupy.

– Zanim zaczęły się warsztaty plastyczne, chciałam wprowadzić osadzone w temat emocji. Dlatego na  pierwszych sesjach w formie wykładów i warsztatów kobie­

ty uczyły się nazywania, rozróżniania i  redukowania emocji, właściwej komu­

nikacji oraz przyjmowania asertywnych postaw. Te zajęcia opierają się na  opra­

cowanym przez Norwegów programie

„Motywator” – opowiada Ewa Gimińska.

– Wykorzystałam gotowe karty ćwiczeń, które są fantastycznym narzędziem.

Przykładowo, temat pierwszy: „Jakie znamy uczucia, kiedy i  w  jakich okolicz­

nościach występują?”, był okazją do tego, by  ponazywać różne emocje i  uczucia.

Wychowawczyni mówiła osadzonym, że jeśli je  znamy i  potrafimy porządkować, lepiej sobie z  nimi radzimy. Trochę jak w  chorobie: wiem co  mi  dolega, mogę przeciwdziałać. Pomocny w  odkrywaniu różnych stanów emocjonalnych i  stwo­

rzeniu listy uczuć był model „sygnalizacji świetlnej” opracowany w  Motywatorze.

Najpierw osadzone miały powiedzieć, co czują, gdy stoją na świetle czerwonym albo żółtym, a co, gdy zapala się zielone.

I  tu  pojawiały się odpowiednio: złość, strach, smutek, rozdrażnienie, spokój, ra­

dość. Dalej rozmawiały o  tym, co  zrobić, jak pokierować sobą, by  w  różnych ży­

ciowych sytuacjach nie dojść do  światła czerwonego, czyli apogeum złości albo gniewu.

– Bo wiadomo, gdy się człowiek na żółtym wyrwie, zaraz zapala się czerwone i może dojść do tragedii – tłumaczy Ewa Gimiń­

ska. – Analogia do  sygnalizacji świetlnej pokazuje, jak działają uczucia i  które

W ich pracach, chociaż wybiórczo, zawarte jest całe życie. U jednej

jutowy sznurek poprzypinany agrafkami do brystolu symbolizuje nałóg, u innej zegary bez wskazówek mówią o braku celu, a otwarte drzwi o tęsknocie.

Do dzieła!

Referenties

GERELATEERDE DOCUMENTEN

tu, ale to ja się bardziej rozbudowa- łem, bo wiedziałem jak to robić. Oni, w przeciwieństwie do mnie, mieli mało tkanki tłuszczowej, łatwo nabie- rali masy

Tutaj nie ma się za czym scho- wać, również w emocjach, które prze- kazujemy na scenie.. Trzeba też spo- tkać się z

Trwa to krótko, ale jest bardzo ważne, żeby nie wchodzić „nakręconym” do ogrodu, bo trudno wtedy czerpać satysfakcję z pracy i łatwo się rozproszyć.. To tech-

Kiedy zapy- tałem: co można zrobić, żeby dziecko miało poczucie, że jest ważne dla swo- jego ojca, jeden z nich odpowiedział, że.. nic, skoro nawet nie można się do wła-

Z tego co pani mówi widać, że w oddziale możliwe jest realizowa- nie tylko części działań, które na co dzień stosuje się w oddziałach terapeutycznych.. Wobec tego jaka

Pojawiły się nowe elementy, mówi się wprost o tym, że z Funduszu pomocy mogą być finansowane programy pod- noszące kompetencje społeczne, przede wszystkim zapobiegające

„Kierowca i alkohol”, ankiety sprawdzające wiedzę i sa- moocenę uczestników przed i po szkoleniu. Podczas za- jęć można odwoływać się do filmów i fragmentów pro-

Medycyna rozwija się dynamicz- nie, pacjenci są tego świadomi i zgodnie z przepisami należy im się możliwość dostę- pu do takich badań, do jakich ma dostęp ogół