• No results found

NagrodzeniNagrodzenina literę „N”na literę „N”

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "NagrodzeniNagrodzenina literę „N”na literę „N”"

Copied!
44
0
0

Bezig met laden.... (Bekijk nu de volledige tekst)

Hele tekst

(1)

Nagrodzeni Nagrodzeni na literę „N”

na literę „N”

s. 6 s. 6

Październik 2019 nr 257, rok XXII ISSN 2545-1847 cena 3,50 zł www.sw.gov.pl

10

21

Piękna pani

16

Dronom wstęp

18

Praca bezpieczna

31

Bądź

(2)

B

udujemy mosty – tak zatytułowaliśmy nasz Temat miesiąca. O tym traktuje duża część październikowego wydania Forum. Bo czemu służy więzienie? Nie tylko izolacji, ale, a może przede wszystkim, napra- wie. Ma zmienić w człowieku to, co w nim złe.

Po co? Żeby wrócił do społeczeństwa i potrafi ł w nim dobrze funkcjonować.

I tu potrzebny jest most – żeby poprowa- dził do świata, który został za murem, a czę- sto za przepaścią. Nie jesteśmy tu w nagro- dę – mówią w naszym tekście osadzone kobie- ty. W naszym wspólnym interesie jest, żeby wrócili lepsi – tak swoją twórczą działalność w więzieniu tłumaczy jedna z bohaterek. Lu- dzie, których żywiołem jest twórczość: sce- na, fotografi a, opowieść, piękno, przychodzą za mur, by razem z więziennikami budować mosty dla tych, którzy wcześniej czy później wrócą do wolnego świata.

O tym, że więziennicy mają liczne umie- jętności i zalety, o których zwykłym śmier- telnikom się nie śniło, nie trzeba nikogo spo- śród czytelników przekonywać. W tym wyda- niu – jak zwykle – piszemy o funkcjonariu- szach i pracownikach formacji, o służbie, pra- cy, pasjach, sukcesach sportowych i o wygra- nej walce o życie.

Piszemy o wyzwaniach XXI wieku i o boha- terach z początku XX stulecia. Pamiętamy też o tych, których już z nami nie ma.

W tym roku kilkakrotnie prezentowali- śmy służbę czworonożnych funkcjonariuszy, z tym większą satysfakcją informujemy więc o tym, że cztery psy specjalne, i ich prze- wodnicy oczywiście, dostały ministerialne nagrody.

Irena Fedorowicz redaktor naczelny

fot. Maciej Zakrzewski

„Odzwierciedlenie” – Fundacja Jubilo, Zakład Karny nr 1 we Wrocławiu, 2017 r.

(pokaz w Teatrze Ósmego Dnia w Poznaniu)

(3)

spis treści

10 2

Październik 2019 r.

TEMAT MIESIĄCA Budujemy mosty

8 Nie bójmy się spotkać człowieka 12 Bo oczy są jasne

14 Opowieści dla Przeróbki WYDARZENIA

4 Jubileuszowa konferencja na Śląsku

5 W hołdzie przedwojennym funkcjonariuszom 5 Uroczysta zmiana warty

5 Zaproszenie na pielgrzymkę 6 Czworonogi w ministerstwie

ROZMOWA MIESIĄCA 10 Chcę tu robić teatr

Z KRAJU

16 Dronom wstęp wzbroniony 31 Psycholog radzi: Bądź cierpliwy

ZAWSZE GOTOWI

17 Uratował turystkę w Egipcie DOBRE PRAKTYKI

36 Stalowa Lucyna z Fiołkowej LUDZIE

21 Piękna pani w kapeluszu U NAS

18 Praca bezpieczna i higieniczna SŁUŻBA DLA INNYCH

26 Ma „bliźniaczkę” w Ameryce 26 Lekarstwo jest w nas

PASJE

24 Rowerem na służbę i po Europie 34 Sukces z nudów

NA SPORTOWO 30 Potrójnie złota

30 Mistrzowie na rowerach ZE ŚWIATA

28 Straubing – historia i nowoczesność HISTORIA

39 Funkcjonariusze Straży Więziennej – ofi ary zbrodni w Bykownii NASZE SPRAWY

32 12 pytań: Odpowiadają szefowie 32 Mundurowa młodzież w areszcie 38 Biegnij Franiu, biegnij

42 Związek w Forum (14) 43 Z przymrużeniem oka

OKŁADKA: sierż. sztab. Sylwia Tuszkiewicz-Cieplińska z Aresztu Śledczego w Gdańsku z jagdterierką Nibą, fot. Piotr Kochański

s. 36 „Elektroniczny pies” we Wrocławiu

fot. Agata Pilarska-Jakubczakfot. Agnieszka Tracz

s. 26 Podwójna dawczyni szpiku

tel. 61 82 09 900, 606 627 801 ul. Wilczak 16a/6, 61-623 Poznań

http://dialtech.pl

e-mail: handlowiec@dialtech.pl

(4)

WYDARZENIA

Z

większenie uprawnień funkcjona- riuszy Służby Więziennej, którzy mają bezpośredni kontakt z osadzony- mi, a także budowę nowych pawilo- nów jednostek penitencjarnych i roz- szerzenie systemu dozoru elektronicz-

nego zapowiedział podczas konferen- cji pn. „100-lecie Służby Więziennej.

Sukcesy i  nowe wyzwania” wicemi- nister sprawiedliwości Michał Wójcik.

Konferencja odbyła się 16 września w Katowicach.

– Uważam, że powinna nastąpić zmiana, nowy zupełnie kierunek, tzn.

taki, żeby te uprawnienia były wyższe dla funkcjonariuszy pracujących na pierwszej linii – mówił podczas wystą- pienia min. Wójcik, dodając, że zmia- ny zostaną wprowadzone przy jedno- czesnym zagwarantowaniu uprawnień wszystkim osobom osadzonym.

Jubileuszowa konferencja na Śląsku

Podczas konfe- rencji dużo uwa- gi poświecono też modernizacji wię- ziennictwa. – Us- tawa moderniza-

cyjna, której nie byłoby, gdyby nie przychylność resortu sprawiedliwo- ści i oczywiście władzy ustawodaw- czej, dała nam do dyspozycji środki, które pozwalają działać na miarę dwu- dziestego pierwszego wieku – mówił Dyrektor Generalny Służby Więzien- nej gen. Jacek Kitliński. – Służba Wię- zienna wykorzystuje je co do grosza na umundurowanie, uzbrojenie, tabor sa- mochodowy, środki łączności i sprzęt informatyczny. Stopniowo podwyższa- ją się również standardy pracy i służby funkcjonariuszy.

Podczas konferencji nie zabrakło podsumowania dziesięciu lat funkcjo- nowania SDE, a także omówienia pro- wadzonego od 2016 r. programu „Pra- ca dla więźniów”, który odniósł sukces na skalę europejską.

Odznaczeniem Semper Paratus (zawsze gotowy) wyróżnieni zosta- li podczas konferencji dwaj funk- cjonariusze z okręgu katowickiego:

st. kpr. Beniamin Bołdys, starszy strażnik działu ochrony Aresztu Śled- czego w  Gliwicach oraz  sierż. Prze- mysław Sładkowski, starszy straż- nik działu ochrony Aresztu Śledcze- go w Katowicach.

Gospodarz konferencji, Wojewoda Śląski Jarosław Wieczorek, gratulując przyznanych odznaczeń, odwołał się do słów roty ślubowania funkcjonariu- szy, podkreślając, że zobowiązanie po- dejmowane przy wstąpieniu do  służ- by nie jest „przysięgą ośmiogodzinną, jest przysięgą na życie”.

Justyna Siedlecka, PAP zdjęcia Michał Grodner

(5)

WYDARZENIA

Z

okazji jubileuszu stulecia formacji 15 września 2019 r. w  Sosnowcu odsłonięto tablicę pamiątkową poświę- coną byłym funkcjonariuszom, pra- cownikom i  kapelanom więziennym z Górnego Śląska i z Zagłębia Dąbrow- skiego – ofi arom represji i zbrodni so- wieckich, niemieckich i  okresu stali-

W

niedzielę 15 września przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie odbyła się Uroczysta Zmiana Posterunku Ho- norowego z udziałem funkcjonariuszy Służby Więziennej. War- tę przy mogile bezimiennego bohatera wystawił pododdział re- prezentacyjny Kompanii Honorowej Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Poznaniu dla uczczenia ofi ar zbrojnej na- paści na Polskę przez ZSRR.

red.

zdjęcia Piotr Kochański nowskiego. Tablica zosta- ła umieszczona przy bazy- lice katedralnej w Sosnow- cu. Uroczystości, w któ- rych udział wzięli m.in.

wiceminister sprawiedli- wości Michał Wójcik oraz dyrektor generalny Służ- by Więziennej gen. Jacek Kitliński, rozpoczęła msza święta. Po jej zakończeniu wszyscy zgromadzili się na placu przy bazylice.

Pod nowo odsłoniętą ta- blicą odbył się apel pamię- ci i  została oddana salwa

honorowa. Uroczystość zakończyła de- fi lada. Uczestniczyła w niej Kompania Reprezentacyjna Służby Więziennej ze sztandarem Centralnego Zarządu Służby Więziennej, Kompania Hono- rowa Okręgowego Inspektoratu Służ-

W hołdzie przedwojennym funkcjonariuszom

Uroczysta zmiana warty

by Więziennej w Katowicach ze sztan- darem OISW w Katowicach oraz pocz- ty sztandarowe śląskich jednostek pe- nitencjarnych.

Justyna Siedlecka, red.

zdjęcia Grzegorz Kantor

W

sobotę 12 października odbę- dzie się XXIII Ogólnopolska Piel- grzymka na Jasną Górę Funkcjonariu- szy, Pracowników Służby Więziennej i ich Rodzin. Do udziału w niej zapra- szają wszystkich chętnych Dyrektor

Zaproszenie na pielgrzymkę

Generalny Służby Więziennej, Naczel- ny Kapelan Więziennictwa oraz Prze- wodniczący ZG NSZZ FiPW.

Udział w pielgrzymce jest dobro- wolny i realizowany w czasie wolnym od służby, za wyjątkiem kompanii ho-

norowej Okręgowego Inspektoratu SW w Katowicach, pocztów sztandaro- wych wytypowanych jednostek orga- nizacyjnych SW oraz NSZZ FiPW, asy- sty liturgicznej oraz kierowców pojaz- dów służbowych SW.

red.

(6)

WYDARZENIA

M

amy wyjątkową konferencję pra- sową – tak wiceminister sprawie- dliwości Michał Wójcik rozpoczął brie- fi ng z udziałem przewodników psów specjalnych Służby Więziennej oraz ich czworonożnych podopiecznych.

– Chcemy im podziękować za pra- cę na rzecz Służby Więziennej, bo na- wet najbardziej nowoczesne urządze- nie nie zastąpi psa.

Jedni i drudzy zostali nagrodzeni.

Nie bez powodu imiona psów specjal- nych w naszej formacji rozpoczynają się na literę N. To one wykrywają nar- kotyki i niebezpieczne substancje, i są w tym naprawdę bardzo dobre. Dzię- ki nim na teren jednostek penitencjar- nych nie przedostało się wiele niepo- żądanych przesyłek. Zwłaszcza wo- bec rosnącego ruchu osób, związane- go z pracą osadzonych, psia prewencja ma znaczenie.

– To są najlepsi z najlep- szych wśród naszych przewod- ników i psów – mówił gen. Ja- cek Kitliński, Dyrektor Ge- neralny Służby Więziennej.

– Dziękuję panie ministrze za tę inicjatywę, za to, że może- my spotkać się dziś w takim gronie. Gdyby nie praca tych funkcjonariuszy, psy nie miały- by takich efektów.

Wyróżnione duety to: sierż.

sztab. Sylwia Tuszkiewicz-Cie- plińska z Aresztu Śledczego w Gdańsku i jagdterier Niba, sierż. sztab. Tomasz Dziedzic z Zakładu Karnego w Kłodz- ku i springer spaniel Nol, st. sierż. sztab. Marek Meksuła z Aresztu Śledczego w Lublinie i owczarek belgijski Narta oraz st. sierż. Marcin Małachwiej z Aresztu Śledczego w Białym- stoku i owczarek niemiecki Ni- tro. Wszyscy ukończyli szkole- nie specjalistyczne przewodni- ka psa specjalnego. Nagrodzo- ne zwierzaki mają na swoim koncie dużo sukcesów, udarem- niły wiele prób przemytów sub- stancji niedozwolonych na te- ren jednostek penitencjarnych.

Współpracują również z innymi służbami.

Sylwia Tuszkiewicz-Ciepliń- ska pełni służbę od 2006 r.

Ukończyła kurs dla przewod- ników psów specjalnych orga- nizowany przez Polski Zwią-

Czworonogi w ministerstwie

zek Instruktorów i Przewodników Psów Służbowych. Razem z sucz- ką Nibą współpracuje z Policją, CBŚ, Morskim Oddziałem Straży Gra- nicznej oraz ze Służbą Celno-Skar- bową.

Tomasz Dziedzic jest w służbie od 2007 r., a od 2015 r. opiekuje się No- lem. To wielokrotnie wyróżniany team.

Marek Meksuła jest funkcjonariu- szem od 1998 r., a swój pierwszy kurs przewodników ukończył w 2002 r.

Szkolił się z podstaw komunika- cji z psem, jest też pozorantem psów służbowych. Z Nartą są laureatami wielu nagród.

Marcin Małachwiej jest w służbie od 2007 r., a przewodnikiem od 2017 r.

Pomimo niedługiego stażu razem ze swoim podopiecznym Nitro są zgra- nym zespołem. Biorą udział w zawo- dach i warsztatach w Polsce oraz za granicą.

W Służbie Więziennej jest 105 psów specjalnych i 31 psów patro- lowo-obronnych. Minister Wójcik zapewnił, że wszystkie otrzyma- ją profesjonalne legowiska ortope- dyczne i zestawy szkoleniowe. Po- informował także, że trwają prace legislacyjne dotyczące zasad eme- rytalnych psów pełniących służbę w formacjach mundurowych, aby każdy czworonóg mógł otrzymywać świadczenie po zakończeniu służby.

zdjęcia Piotr Kochański

(7)

REKLAMA

(8)

Nie bójmy się

spotkać człowieka

W

e Wrocławiu w ramach projek- tu „Odkluczanie”, który artyst- ka prowadzi wraz z włoskim aktorem i reżyserem Diego Pileggi (prezes Fundacji Jubilo), powstały do tej pory dwa spektakle: „Odzwiercie-

dlenie” i „Kain”. Każdy z nich był bu- dowany latami. Taki jest teatr wię- zienny: żywy, nieustannie się prze- kształca, rozwija w miarę grania. Ak- torzy wychodzą na wolność, nowych trzeba wciągnąć w role.

W Krzywańcu reżyserka napisała scenariusze do dwóch spektakli: „Ma- ria K.” i „Wiera Gra”. Oba były na- gradzane na przeglądach teatralnych i prezentowane na festiwalach, m.in.

na ogólnopolskim Festiwalu Teatral-

Pomysły przychodzą jej do głowy po spotkaniach z ludźmi. – To wszystko jest z nich – mówi reżyserka Agnieszka Bresler. A że dużo ludzi i grup spotyka, dużo też pracuje. Tworzy projekt za projektem. Od 2014 r.

współpracuje z Zakładem Karnym nr 1 we Wrocławiu. Później zaczęła jeździć do skazanych kobiet w Krzywańcu. Tworzy tam teatr.

„Maria K.” – Kolektyw Kobietostan, Zakład Karny w Krzywańcu, 2018 (pokaz w Teatrze Ósmego Dnia w Poznaniu), fot. Maciej Zakrzewski

„Maria K.” – Kolektyw Kobietostan, Zakład Karny w Krzywańcu, 2018 (pokaz w Teatrze Ósmego Dnia w Poznaniu), fot. Maciej Zakrzewski

(9)

temat miesiąca: budujemy mosty nym „Kontrapunkt” w Szczecinie. Bre-

sler spotyka się z wielką przychylno- ścią dyrekcji Zakładu Karnego w Krzy- wańcu i z tak wieloma możliwościami, że pomimo odległości dzielącej Wro- cław i Krzywaniec jest tam regular- nie. W tym roku, dzięki dofi nansowa- niu Ministerstwa Kultury i Dziedzic- twa Narodowego, reżyserka zrealizo- wała tam nowy projekt „Lato w te- atrze”. Uważa go za swoje najważniej- sze działanie. Było to połączenie obo- zu teatralnego z programem „Leśna kolonia”, realizowanym w jednostce od 14 lat. – Nie przyjechaliśmy z go- towym pomysłem, tylko z otwartością na to, że grupa jest różnorodna, prze- strzeń zmienna i podlega wielu regu- lacjom, więc musimy być elastyczni – tłumaczy Bresler.

„Lato w teatrze” okazało się suk- cesem. Po dwóch tygodniach wspól- nego pobytu na scenie wystąpiło 25 osób: dzieci skazanych i ich mat- ki, dzieci wychowawczyń, które opie- kowały się projektem, a także funkcjo- nariusze Służby Więziennej – zupełnie ponad podziałami. Dzięki temu pro- jektowi udało się artystom we współ- pracy z kadrą więzienną – może tylko na chwilę, ale rzeczywiście – odczaro- wać i przewietrzyć więzienie. I uczy- nić je miejscem, w którym spotkanie jest możliwe. Na pokazie fi nałowym na widowni było 90 osób, przedstawiciele służb, lokalnych mediów, władz, osa- dzeni, ich rodziny. Był to spektakl pro- menadowy, czyli akcja działa się przed bramą, na bramie, na spacerniaku, dziedzińcu. Publiczność szła ścieżkami z kredy narysowanymi przez dzieci. To były kręte drogi, tak jak nasze życie.

Artystka ma ogromną nadzieję, że nie był to projekt jednorazowy. Chcia- łaby powtórzyć go w innych zakła- dach karnych. Pragnie też zarazić je

Sala teatralna, która może pomie- ścić ok. 50 osób, to wspólna prze- strzeń ekspresji i wolności. Budują ją po to, żeby przyciągnąć publiczność z zewnątrz. I ludzie przychodzą, cie- kawi tego, jak jest za wysokim mu- rem. Żeby znaleźć się na liście, trze- ba podać swoje dane i przejść kontro- lę ochronną. Odbyło się już kilka poka- zów. Wejście jest za darmo.

Terminy spektakli artyści ogłaszają w internecie. W październiku na afi szu

„Kain”, do którego Agnieszka Bresler pisała scenariusz, a reżyserował Die- go Pileggi z Fundacji Jubilo. Przedsta- wienie pokazuje człowieka z piętnem zbrodniarza, mordercy. – Nie bójmy się spotkać w nim człowieka – apelu- je artystka. Wystarczy nie odwrócić się i nie odejść, wysłuchać.

Agata Pilarska-Jakubczak teatrem kolektywnym, który

przynosi – jak mówi – niesamo- wite efekty. Kilkoro skazanych z Wrocławia, zaangażowanych w teatr od początku, przepro- wadziło warsztaty teatralne dla młodocianych przestępców, podopiecznych lokalnego Mo- naru i kuratorów. Podzielili się swoimi umiejętnościami. – To były pilotażowe zajęcia, które stworzyliśmy. Więźniowie wy- korzystali narzędzia otwarcia, spotkania i konfrontacji z dru- gim człowiekiem, a my byliśmy dla nich mentorami – opowia- da Bresler.

Przestrzeń ekspresji

Zdobyć fi nanse na projek- ty nie jest łatwo. Każdorazo- wo to jest walka. Pisanie wnio- sków z nadzieją na to, że jakieś pieniądze się zdobędzie. Aktor- ka tworzy teatr więzienny we współpracy z Fundacjami Jubi- lo i TIFF Collective. Wnioski pi- sze sama, ale potem konsultu- je je ze specjalistami. Na razie się udaje.

We Wrocławiu na Kleczkow- skiej artyści wspólnie z więź- niami, cegła po cegle, wyre- montowali salę teatralną. Czy- ścili pomieszczenie, obija- li narzutami, pożyczyli świa- tła z teatrów miejskich. Ogło- sili też zbiórkę na zakup wypo- sażenia sali. – Po to, żebyśmy nie musieli świateł pożyczać – twierdzą. – I żebyśmy mogli położyć nową podłogę, bo te- raz jest beton, a chcielibyśmy parkiet. Trwa zbiórka w internecie (https://zrzutka.pl/odkluczanie-stworz- z-nami-przestrzen-wolnosci-chb3fy).

Nagrody i wyróżnienia

2017 r. „Odzwierciedlenie” – I miejsce na IV Ogólnopolskim Konkursie Więziennej Twórczości Teatralnej w Poznaniu oraz nagroda główna na Prze- glądzie Sztuki Więziennej w Sztumie.

2018 r. „Maria K.” – I miejsce w Poznaniu, II miejsce w Sztumie i głów- na nagroda aktorska dla więźniarki. Agnieszka Bresler otrzymała nagrodę 30 kreatywnych Wrocławia za całokształt działalności artystycznej.

2019 r. Nominacja Agnieszki Bresler do Nagrody Kulturalnej Gazety Wy- borczej WARTO za spektakle: „Kobietostan. Chór na jedną aktorkę” i „Maria K.”. „Kain” – w Poznaniu wyróżnienie za prezentację audiowizualną (pokaz bez aktorów). „Wiera Gra” – wyróżnienie. Oba spektakle dostały dodatkowe wyróżnienia od Teatru Ósmego Dnia z zaproszeniem do ponownej prezenta- cji. Agnieszka Bresler i Diego Pileggi – wyróżnienia za wnoszenie nowej ja- kości artystycznej do więziennej twórczości teatralnej. „Wiera Gra” – I miej- sce w Sztumie.

„Kain” – Fundacja Jubilo, Zakład Karny nr 1 we Wrocławiu,

„Kain” – Fundacja Jubilo, Zakład Karny nr 1 we Wrocławiu, 2019 (pokaz w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu) 2019 (pokaz w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu) fot. Paulina Anna Galanciak

fot. Paulina Anna Galanciak

„Wiera Gra” – Kolektyw Kobietostan, Zakład Karny

„Wiera Gra” – Kolektyw Kobietostan, Zakład Karny w Krzywańcu, 2019 (pokaz w Teatrze Ósmego Dnia w Krzywańcu, 2019 (pokaz w Teatrze Ósmego Dnia w Poznaniu), fot. Paulina Anna Galanciak w Poznaniu), fot. Paulina Anna Galanciak

(10)

rozmowa miesiąca

Jakie to są metody?

– Tym różnimy się od standardo- wego teatru, że staramy się praco- wać kolektywnie. Nie przychodzimy z gotowym scenariuszem, nie reżyse- rujemy spektaklu, nie robimy castin- gów i nie obsadzamy w rolach. Jedy- nie współtworzymy. Oznacza to, że spektakl powstaje dłużej, ale osadze- ni mają okazję do wykazania się kre- atywnością. Piszą teksty, pracują tak- że pod naszą nieobecność. Stawiamy przed nimi wyzwania. Powstają histo- rie dużo bardziej osobiste niż w przy- padku gotowego scenariusza. Pięć lat temu, w listopadzie 2014 r., weszli- śmy po raz pierwszy na Kleczkowską z pilotażowym projektem „Odklucza- nie” i prowadzimy go do dziś.

Co oznacza ta nazwa?

– Pierwsza wizyta w zakładzie kar- nym była dla mnie bardzo inten- sywnym przeżyciem. Zapamiętałam wszystkie drzwi i kraty, które były

„odkluczane” i „zakluczane”. W mia- rę jak wgłębialiśmy się w więzienie, czułam, że coraz bardziej oddalam się od stabilnego lądu. Teatr jest narzę- dziem, które pozwala te drzwi meta- forycznie „odkluczać” i budować kory- tarz powrotny do społeczeństwa.

Da się to zrobić?

– Oczywiście, że się da. Wierzę w prawo drugiego człowieka do zmia- ny. To jest główną motywacją tego, co robię. Natomiast odpowiedź, czy dana osoba powróci do społeczeństwa i czy będzie w stanie w nim funkcjonować, jest indywidualną odpowiedzią. Przy projektach współpracujemy z osadzo- nymi, którzy są gotowi na zmianę.

Jak wygląda nabór do grup teatral- nych?

– To wychowawcy typują i kierują osadzonych do nas. Ufamy, że wybio- rą odpowiednie osoby. Niekoniecznie te ze zdolnościami aktorskimi – choć to też jest ważne, aby przekaz był pe- łen, aktor czuł satysfakcję, a widz miał możliwość obcowania ze sztu- ką. Ten teatr budowany jest przede wszystkim jednak w oparciu o po- trzebę ekspresji. Role mogą być więk- O teatrze więziennym z Agnieszką Bresler, aktorką, reżyserką, rozmawia Agata Pilarska-Jakubczak.

Wchodzi pani do więzienia i co mówi?

Dzień dobry, nazywam się Agnieszka Bresler, chcę tu robić teatr?

– Żaden z projektów więziennych nie byłby możliwy, gdyby nie middle- men, czyli ludzie, którzy umożliwia- ją. W zakładach karnych są nimi wy- chowawcy. Niezbędni. Katarzyna Pła- tek, Marcin Osmólski, Natalia Górska, Piotr Małocha, Ewa Igiel – to ludzie, którzy traktują pracę jak misję. Wkła- dają całe swoje serce w to, co robią.

Od ośmiu lat pracuje pani we Wrocła- wiu z ludźmi wykluczonymi, ze spo- łecznościami marginalizowanymi. Ko- czowisko romskie, osoby z doświad- czeniem choroby psychicznej, z nie- pełnosprawnościami, bezdomne. Jak pani trafi ła za bramę więzienną?

– Kiedy zaczęłam specjalizować się w tematyce wykluczenia społecznego i kultury, mój znajomy aktor powie- dział, że grał kiedyś spektakl w zakła- dzie karnym na Kleczkowskiej, i że jest tam sala teatralna. Zdałam sobie spra- wę, że wiele razy przechodziłam obok tego więzienia, ale nigdy nie zastana- wiałam się, co jest za tym wysokim murem, nigdy nie podnosiłam wystar- czająco wysoko głowy i nie myślałam o więzieniu jako o miejscu wyklucze- nia. Dlaczego nie wejść z projektem również tam? Kierowała mną potrze- ba łamania społecznych stereotypów i burzenia murów.

Z czym pani przychodzi?

– Chcę pomóc społeczeństwu wy- ciągnąć jedną cegłę z muru, żebyśmy się lepiej zobaczyli. Żebyśmy zobaczy- li, że tam za murem też jest człowiek.

Bo zbyt łatwo o tym zapominamy.

Moim celem nie jest pomaganie więź- niom. Nie czuję się odpowiedzialna za ludzkie losy. Mogę spotkać się i wysłu- chać, pomóc muszą sobie sami. Spoty- kam się z drugim człowiekiem tu i te- raz, w dniu, kiedy on ma takie, a nie inne możliwości. Wydaje mi się, że w więzieniu jest mało takich pomosto- wych działań, które pozwalają osadzo- nym budować powrotną drogę do spo- łeczeństwa. Teatr jest ku temu drogą bodajże najlepszą. Dużo mogą zdzia- łać także nasze metody pracy.

Chcę tu robić teatr

sze i mniejsze. Najważniejsze jest to, żeby obecność na scenie była praw- dziwa. Często mówię, że taki teatr jest zdejmowaniem maski, nie zakła- daniem. Zdejmowaniem na chwilę łatki oprawcy i zbrodniarza, i bycia po prostu człowiekiem.

Więźniowie myślą o sobie, że są źli?

– W takiej masce funkcjonują.

W zakładzie karnym jest mało prze- strzeni, aby wykazać się wrażliwością, kreatywnością, odpowiedzialnością.

Nie ma tutaj miejsca na to, żeby być kimkolwiek innym niż więźniem. Te- atr stwarza taką możliwość. Jest naj- lepszym z możliwych korytarzem, któ- ry pozwala wrócić do społeczeństwa, ale poza tym jest sztuką, pozwala na ekspresję, jest więc przede wszyst- kim spotkaniem. Z sobą samym, po- nieważ musimy się zmierzyć ze swo- imi barierami, ograniczeniami, na- szym strachem, wyrazić siebie praw- dziwie. Tutaj nie ma się za czym scho- wać, również w emocjach, które prze- kazujemy na scenie. Trzeba też spo- tkać się z drugim człowiekiem. Obra- zu nie maluje się wspólnie, muzyki nie komponuje się wspólnie. Teatr – tak, robi się go z drugim człowiekiem. To praktyczna lekcja empatii: przed dru- gim musimy się znaleźć, musimy się z nim zmierzyć, zobaczyć siebie w jego lustrze. Mówię tu zarówno o partne-

(11)

rozmowa miesiąca rze na scenie, czyli o drugim aktorze,

jak i o publiczności. Ona też jest na- szym partnerem w spotkaniu. Bo te- atr nie istnieje bez publiczności. Te- atru nie robi się tak jak rzeźby czy fi l- mu – przed konfrontacją z odbiorcą dzieła. Tutaj akt tworzenia dokonuje się w momencie spotkania z widzem – teatr jest dla niego. To całkiem co in- nego niż fi lm.

Co aktorowi daje gra na scenie?

– Jeśli dopełnienie tworzenia doko- nuje się na scenie, to znaczy, że aktor dopiero tam staje się sztuką. On sam jest tym tworzywem. To jest transfor- mujące doświadczenie. Kiedyś daw- no temu w szkołach uczyli nas o ka- tharsis, które można przeżyć ogląda- jąc spektakl. Ale ten sam proces może zajść w człowieku, który gra i znajduje się na scenie. To jest swoiste oczysz- czenie i rzeczywista konfrontacja z sa- mym sobą.

Wasz pierwszy spektakl „Odzwiercie- dlenie”, który powstał w zakładzie we Wrocławiu kończy scena, w której aktorzy – kilku mężczyzn – stają przed pierwszym rzędem publiczności i wy- ciągają ręce w symbolicznym geście.

Co to znaczy?

– To miał być tylko obraz człowieka, który wyciąga rękę. Sam tytuł „Od- zwierciedlenie” mówi o naszej kon- frontacji z drugim człowiekiem. Spek- takl był w całości zbudowany z autor- skich tekstów skazanych, w odpowie- dzi na wiersz Walta Whitmana „Do ciebie” i badał granice akceptacji dru- giego człowieka. Podczas ostatniej prezentacji tego spektaklu w zakła- dzie karnym w aktorach coś się zmie- niło, oni wyciągając ręce do publicz- ności mieli w sobie rzeczywistą po- trzebę akceptacji i bycia wysłucha- nym i do tych ich wyciągniętych dło- ni wstał cały rząd publiczności. Odtąd tak kończyło się każde wykonanie tego spektaklu. Za każdym razem publicz- ność stawała z aktorami w cztery oczy, w narysowanym kredą obrysie stóp na podłodze. Bo jeżeli odważymy się na chwilę wyobrazić sobie, że role się za- mieniają i że nasze życie potoczyło się zupełnie inaczej, może to nas bardzo zbliżyć do drugiego człowieka. Więź- niowie odsiadują wyroki, są odgrodze- ni od nas bardzo wysokim murem, ale nawet ci, którzy spędzą tam wiele lat, któregoś dnia powrócą, żeby współ- tworzyć z nami społeczeństwo. Uwa- żam, że w naszym wspólnym interesie jest, żeby wrócili lepsi.

Przez pierwsze lata pracowała pani ze skazanymi mężczyznami we Wro- cławiu, a teraz również z kobietami w Krzywańcu.

– W 2016 r. rozpisałam projekt „Ko- bietostan”, który miał przywrócić głos różnym grupom kobiet wykluczonych.

Zaczęłam rozmawiać z nimi w zakła- dach karnych, schroniskach dla bez- domnych, domach samopomocy o sile ich głosu. Jak postrzegają swój głos, swoje miejsce w społeczeństwie, w którym momencie on stracił siłę.

Moim głównym narzędziem pracy jest głos, więc te warsztaty prowadziłam dwutorowo. Pracowałam z głosem:

śpiewem i tekstem, a także rozma- wiałam z kobietami o ich przeżyciach.

To miał być krótki pilotażowy projekt, który przekształcił się w długofalowe działanie. Teraz zakładam Stowarzy- szenie Kolektyw Kobietostan, którego większość działań będzie skierowana do kobiet.

Co wyraża głos kobiet wykluczonych?

– Zrobiłam o tym spektakl. „Ko- bietostan. Chór na jedną aktorkę”.

To monodram, który gram, miał pre- mierę w Dzień Kobiet w 2018 r. Bu- duje on obraz kobiety wykluczonej, przyczyn jej wykluczenia i dramatycz- nych historii przemocy domowej. Pa- nie użyczyły mi swoich historii i zro- biłam spektakl, aby grać go w zakła- dach karnych i uczynić z niego narzę- dzie wzmacniania kobiet. By nie bały się mówić i dzielić swoimi uczuciami.

Gram ten spektakl także w teatrach, bo w tych obrazach kobiet wykluczo- nych są historie nas wszystkich. Jest tam uniwersalna prawda o wyklucze- niu poprzez płeć. Chcę przekazać, aby- śmy walczyły o swoją godność, swoje miejsce, głos. Tego nauczyły mnie ko- biety w zakładach karnych i w schro- niskach dla bezdomnych. Przede wszystkim ich odwaga, by podzielić się swoimi historiami. Ich głos stracił na sile w okresie dojrzewania, wzmac- niał się w czasie porodu, ale wciąż pa- miętają jego moc.

Jak można go odzyskać?

– Nie mam odpowiedzi na to pyta- nie. Raczej pytam o to kobiety. Wie- lokrotnie słyszałam, że jedynym na- rzędziem samowzmacniania jest wy- puszczanie tych historii, nietrzyma- nie ich w sobie. W spektaklu pojawiają się słowa więźniarki: „nie wolno tego trzymać w sobie, bo niewypowiedzia- ne będzie rosło”. Poprzez teatr na po- ziomie warsztatowym i teatralnym te

kobiety mogły usłyszeć swój głos na nowo. Zaśpiewać, wyjść poza strefę komfortu – to pozwala później odnaj- dywać nowe pokłady odwagi w innych przestrzeniach życia.

Doczekamy się tournée z tym spek- taklem po jednostkach penitencjar- nych?

– Bardzo bym chciała. I chciałabym taki projekt przeprowadzić ze skaza- nymi mężczyznami. Rozmawiać z nimi o równouprawnieniu płci, o funkcjo- nowaniu w społeczeństwie mężczyzn, którzy muszą być twardzi, silni i nie wolno im okazywać wrażliwości. Po tych rozmowach powstałby z pewno- ścią kolejny spektakl…

Wchodzi pani ze sztuką w środowiska wykluczone, dlaczego pani nie gra na przykład na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie?

– Spędziłam sześć lat w Szkocji, grałam tam w teatrach, biegałam na castingi, byłam aktorką, ale też tłu- maczką interwencyjną. Spędzałam dnie, a częściej noce na posterunkach policji, na porodówkach i w zakładach karnych, miałam wrażenie, że to moje działanie teatralne równoważę działa- niem społecznym. Kiedy wróciłam do Polski, zabrakło mi tego. Okazało się, że mogę tak się realizować w prze- strzeni teatru więziennego. Interesu- je mnie to dużo bardziej niż duże sce- ny i czekanie na telefon od reżyse- ra, który mnie dostrzeże. Swoją pracą wypełniam poczucie społecznej odpo- wiedzialności, które zawsze miałam.

Chciałam tworzyć w swoim języku, o sprawach, które mnie dotyczą. Cza- sem mówię, że nigdzie nie pracuje mi się tak dobrze jak w więzieniu. Mam tu miejsce, przestrzeń i czas, aby się skupić na sztuce. I ludzi, którzy mają ogromną potrzebę ekspresji i wyraża- nia siebie oraz potrzebę zmiany. Te- atr daje im możliwość uczynienia tego wszystkiego. Uważam, że nasze spek- takle nie odbiegają niczym od insceni- zacji niezależnych, offowych, od sceny teatru alternatywnego w Polsce. I co ważne, przy realizacji wielu projek- tów współpracuję z byłymi osadzony- mi. Moim oświetleniowcem jest były więzień, zarabia w ten sposób na ży- cie. Była skazana szyje mi kostiumy do spektakli i asystuje. Teatr stał się fak- tycznym pomostem, który zaprowa- dził tych ludzi z powrotem do społe- czeństwa i pozwolił im znaleźć swoje miejsce na nowo.

zdjęcie Agata Pilarska-Jakubczak

(12)

temat miesiąca: budujemy mosty

– Napisałam do wszystkich kobiet listy – mówi Urszula Śleszyńska. – Nie chciałam, żeby to była ankieta, tak jak wcześniej w projekcie z mężczyzna- mi, tylko coś osobistego, co w nich zo- stanie, będzie wzrastać, pozwoli się otworzyć

Porozmawiajmy na papierze To były wyjątkowe trzy dni. Naj- pierw osadzone, te które zgodziły się wziąć udział w projekcie, dostały listy.

Potem był profesjonalny makijaż i wreszcie sesja zdjęciowa. Były emocje:

łzy i śmiech, podekscyto- wanie i zaskoczenie.

Uczestniczki projektu to nie przypadkowo wy- brane panie. – Bardzo za- leżało nam na tym, żeby były to kobiety, które mają problem z poczuciem wła- snej wartości, mocno do- świadczone przez życie, takie, które nie zazna- ły pozytywnych reakcji od ludzi z zewnątrz, nie usłyszały dobrego słowa – opowiada mjr Michał Za- głoba, rzecznik prasowy Dyrektora Okręgowego Służby Więziennej w Bia- łymstoku. – Chcieliśmy im pokazać, że są ludzie, którzy interesują się ich losem, nie oceniają, nie patrzą przez pryzmat po- pełnionego przestępstwa.

„Witaj Nieznajoma!”

– tak zaczynały się listy, które Urszula Śleszyń- ska napisała do każdej z nich. Nie zna- ły się, nigdy wcześniej się nie widzia- ły. I to było pierwsze zaskoczenie. Bo przecież listów dziś już nikt nie pisze.

A tu jeszcze obca osoba i tak osobi- ście, szczerze? Wzruszone czytały da- lej: „(…) Być może nigdy się nie zo- baczymy. Ale chciałabym z Tobą po- rozmawiać. Na papierze. Chciała-

C

hciałem dowiedzieć się, czym jest kara pozbawienia wolności z per- spektywy kobiet – mówi fotograf Kamil Śleszyński, który kilka lat temu, realizując podobny projekt, uwiecznił na swoich zdjęciach skazanych męż- czyzn z podlaskich jednostek peniten- cjarnych. – Szukaliśmy z żoną pomy- słu i wtedy pojawiło się pytanie: czy za kratami można zachować kobiecość?

– Nigdy nie byłam w więzieniu, areszt śledczy i zakład karny znaczy-

ło dla mnie to samo. Nie wiedziałam, czego się spodziewać – dodaje wiza- żystka Dorota Lange, która bez waha- nia zgodziła się wziąć udział w projek- cie. – Szłam tam z nastawieniem, że chcę zrobić dla tych kobiet coś dobre- go. Dać im odrobinę przyjemności, ko- biecości, uśmiechu. Nie interesowała mnie ich przeszłość.

bym, żebyś napisała mi coś o sobie.

Jeśli tylko masz ochotę. Pokazała mi tę twarz, którą kiedyś ukrywałaś pod makijażem, a teraz kierujesz w stro- nę krat w oknie”. Potem pisała o so- bie, o doświadczeniu zagrożonej ciąży, które porównywała w liście do wyro- ku, a zamknięcie w czterech ścianach bez możliwości swobodnego porusza- nia się – do więzienia.

– Mąż robił wszystko, z zapalaniem i gaszeniem światła włącznie – tłu- maczyła Urszula Śleszyńska, wiedząc, że w zakładach karnych osadzeni też nie gaszą i nie zapalają światła. W li- stach pytała je jak koleżanka: co jadły na śniadanie, czy wolą kawę czarną czy białą, co chciałyby sobie kupić. Ale oprócz pytań lekkich były też trudne i poważne: za kim tęsknią, czy żałują, czego się boją i co zrobią, gdy wresz- cie wyjdą na wolność.

– Uderzył mnie ten list. Wzruszył.

Popłakałam się – mówiły potem osa- dzone kobiety. Prośby Urszuli o odpo- wiedź nie zignorowała żadna. Odpisa- ły. Niektóre z serca, jakby pisały z naj- bliższą osobą na świecie. Dziękowa- ły, opowiadały o swoich rozterkach, o smutku, żalu i marzeniach. Były też odpowiedzi mniej wylewne, bardziej lakoniczne, ale wszystkie szczere.

– I to jest dla mnie najważniejsze.

Ja je wszystkie tak samo doceniam.

Bo są prawdziwe, pisane przez praw- dziwych ludzi, kobiety, które za mura- mi zostawiły swoje życie i próbują so- bie radzić z karą pozbawienia wolno- ści – mówi Urszula, a jej mąż dodaje:

– W listach przyznają, że jest im cięż- ko, ale mówią też, że nie znalazły się w więzieniu w nagrodę. Żałują, tęsk- nią, planują.

Firana rzęs

– I chcą być piękne – dodaje wiza- żystka Dorota Lange, która ze skaza- nymi spotkała się kilka dni przed tym, nim usiadły do pisania listów.

Jej zadaniem było sprawić, by ko- biety poczuły się wyjątkowe. Do aresz- Rozmowy w kryminale są raczej powierzchowne, a dbanie o kobiecość i wygląd – mocno ograniczone.

Stąd pomysł na osobiste listy do osadzonych, profesjonalny makijaż i sesję zdjęciową. W niecodziennym projekcie artystycznym „Metamorfozy” wzięło udział kilkanaście osadzonych kobiet z Aresztu Śledczego w Białymstoku. Jego pomysłodawcy – Urszula i Kamil Śleszyńscy – do współpracy zaprosili wizażystkę Dorotę Lange.

Bo oczy są jasne

Dorota Lange maluje osadzoną w AŚ w Białymstoku Dorota Lange maluje osadzoną w AŚ w Białymstoku

(13)

temat miesiąca: budujemy mosty tu przyszła z kosmetykami najlep-

szych marek, a z osadzonymi rozma- wiała jak ze swoimi klientkami. O pie- lęgnacji, podkładach, sztucznych rzę- sach, kobiecości. Nie pytała o wyro- ki, chętnie słuchała, jak wygląda co- dzienne życie za murami.

– To był dla mnie zupełnie inny świat. Nie zdawałam sobie sprawy, że tu nie ma luster – mówi. – Dla mnie, która codziennie pracuję otoczona lu- strami, to był szok. Myślę, że tak samo duży jak dla nich, gdy spojrzały na swoje odbicie w makijażu.

Reakcje były przeróżne. Niektóre prawie się popłakały, inne się śmiały, wszystkie nie mogły się nadziwić, że wyglądają tak pięknie.

– To była ogromna radość, dla mnie i dla nich. Dziewczyny czuły się jak gwiazdy i mówiły, że nigdy wcześniej nie miały takiego makijażu. To było niezwykłe doświadczenie – mówi Do- rota Lange.

– To, co zrobiła pani Dorota, to kla- sa! – cieszyły się osadzone jeszcze kil- ka dni później.

– Na co dzień malujemy się tak podstawowo – dodała inna. – Co mi to dało? Powrót do normalności, podnie- sienie własnej wartości i radość. Zu- pełnie inaczej się czułam!

– A ja żałowałam, że tego dnia nie miałam widzenia – mówiła kolejna.

– Bo to było coś niesamowitego. Fira- na rzęs, szminka od Coco Chanel, zu- pełnie inna twarz.

– Tych rzęs było najbardziej szko- da. Każda z nas chciała zostawić je jak najdłużej – mówiły szczęśliwe podczas spotkania tydzień później.

Dziewczyny przyszły odmienione – tym razem w makijażu, który zrobi- ły sobie same.

Dorota Lange nie kryła radości i wzruszenia. Na widok osadzonych

wykrzyknęła: – O! Pomalowane jesteście! Jestem z was dumna!

Kobietom dziękował też Ka- mil Śleszyński. Za odwagę i za- ufanie, otwartość i szczerość.

I za zdjęcia, których są bohater- kami. Fotografi e też są niezwy- kłe: czarno-białe, artystyczne, momentami niedoświetlone.

Nieidealne. O to właśnie cho- dziło. O portrety, które ukazy- wałyby złożoność duszy skaza- nych kobiet.

– Widać, że są pomalowane, że mają długie rzęsy – mówi Urszula Śleszyńska. – Prawda, że jest dużo półcieni, ale jest też nadzieja w tych zdjęciach.

Bo oczy są jasne. I to jest wyj- ście z mroku. Widać, że one tę- sknią za wolnością. I że nie chcą tu wracać. Trzymam kciu- ki, żeby im się udało.

Początek zmiany

Na podstawie materiałów zebranych podczas projektu Śleszyńscy chcą wydać książ- kę – album. Są przekonani, że tego typu projekty są nie tylko bardzo ważne, ale też potrzeb- ne. Po pierwsze pomagają osa- dzonym dowartościować się, spojrzeć na siebie jak na atrak- cyjne i silne kobiety. Za zmia- ną fi zyczną zawsze idzie ta psy- chiczna – zmiana w postrzega- niu samej siebie.

– Z drugiej strony mamy tu wejście w bliską relację z osobą, której się nie zna. Udzielenie odpowie- dzi na bardzo osobiste pytania, zmusza do refl eksji. To tak, jakby ktoś się po- stawił w lustrze, żeby dostrzec swoje prawdziwe odbicie – mówi mjr Michał Zagłoba. – Jaką tu i teraz jesteś osobą,

czy wyciągasz jakieś wnioski? To jest podstawa każdej zmiany w człowieku.

Początek.

Pomysłodawcy zwracają też uwa- gę na drugi aspekt – odbiorców książ- ki, ludzi, którzy są na wolności. Bo to od nas w dużej mierze zależy, jaki po- wrót do rzeczywistości będą miały kie- dyś te kobiety.

– Jak zostaną przyjęte? Czy znaj- dą wsparcie? – zastanawia się Urszula Śleszyńska. – Wyszydzanie i piętnowa- nie na pewno im nie pomoże. Wiem, często robimy tak ze strachu. Wyobra- żamy sobie patologię, recydywę, ko- biety bez zębów, z infantylnymi tatu- ażami. I nie przeczę, takie też się zda- rzają. Ale one też potrafi ą być pięk- ne. Jeśli tylko zatrzymamy się i cho- ciaż przez chwilę spojrzymy na nie bez uprzedzeń. Mam nadzieję, że ten nasz projekt w tym pomoże.

Anna Krawczyńska zdjęcia Michał Zagłoba

Kamil Śleszyński, pomysłodawca projektu, podczas pracy Kamil Śleszyński, pomysłodawca projektu, podczas pracy

Listy osadzonych trafi ą do Urszuli Śleszyńskiej, która napisała do nich jako pierwsza Listy osadzonych trafi ą do Urszuli Śleszyńskiej, która napisała do nich jako pierwsza

(14)

temat miesiąca: budujemy mosty

mi i emocjami? Jak wy- razić w słowach uścisk dłoni oddany trochę z zaskoczenia, ale moc- ny i szczery? Opowiem więc o opowiadaniu.

Dotarliśmy współcze- śnie do progu zbiorowe- go zamętu. Trudno się w nim odnaleźć i zacho- wywać zgodnie z norma- mi lub wybrać sobie te z nich, zgodnie z który- mi moglibyśmy spokoj- nie żyć, zachowując sie- bie. Nagłe zmiany spo- łeczne, utracenie wspól- noty międzypokolenio- wej, międzysąsiedzkiej, międzyludzkiej, wszech- obecna jednorazowość i konsumpcjonizm, doko- nały spustoszeń na nie- spotykaną skalę. Prze-

miany te i ich konsekwencje, choć do- tyczą każdego z nas, są wyraźnie cięż- sze dla jednostek, których niewystar- czające zasoby emocjonalne, różnego rodzaju dysfunkcje i trudności adapta-

J

ako opowiadaczka i atreterapeutka od listopada 2018 r. prowadzę co- miesięczne spotkania z osadzonymi.

Od czterech miesięcy projekt jest ko- ordynowany przez Fundację Genera- cja, dzięki funduszom pozyskanym od Miasta Gdańsk.

„Opowieści dla Przeróbki” to tytuł projektu, który jest kontynuacją wcze- śniejszych działań arteterapeutycz- nych o charakterze wolontaryjnym.

Zajęcia angażują osadzonych w pro- ces twórczy, będący ich własną aktyw- nością terapeutyczną. Koncepcja tego projektu bazuje na pracy z opowiada- niem i rysunkiem terapeutycznym.

Jak opisać ciszę

Zapis zajęć arteterapeutycznych z przekazem ustnym jest z defi nicji niekompletny, gdyż nie oddaje tego, co zostaje poza sferą słowa, czyli od- czuć, jakie mu towarzyszą. Jak opisać mglisty jesienny poranek w więzieniu za torami, atmosferę, mijane twarze i szczęk zasuwanych krat? To szalenie trudne. Jak w opisie realizacji projektu umieścić milczenie – tę zapadającą po opowieści ciszę obciążoną znaczenia-

cyjne, zaburzają całościowe funkcjo- nowanie.

Narracje ustne od zarania dziejów były darem wymiennym. W kulturach przedpiśmiennych były obecne we wszystkich obszarach ludzkich dzia- łań i bytu. Opowieść stanowiła część plemiennej historii, była wskaźni- kiem norm obyczajowych, przekaźni- kiem wierzeń i wyobrażeń. Wędrow- ni bajarze przynosili wieści z najod- leglejszych miejsc. Ciekawa histo- ria zawsze była w cenie. Poza funk- cją rozrywkową była, przede wszyst- kim, nieocenionym źródłem infor- macji o świecie. Nie tak dawno jesz- cze „danie komuś słowa” miało moc, stawało się wartością samą w sobie.

My zaś, za kliknięciem w smartfonie, odeszliśmy od tego co było żywe, na- sze od zawsze.

Dawno, dawno temu

Zjawisko narracji, czyli opowiada- nia mitu, baśni i podania, może wyda- wać się nieco archaiczne; warto jed- nak zwrócić uwagę na to, że społecz- ności niepiśmienne nie miały potrze- Przypowieści, legendy, fragmenty mitów i eposów – nie-

długo minie rok, jak osadzeni z oddziału terapeutyczne- go Zakładu Karnego w Gdańsku-Przeróbce słuchają opo- wieści i przy ich pomocy „przerabiają” swoje problemy i defi cyty.

Opowieści dla Przeróbki

Grażyna Groszek Stanilewicz jest absolwentką romanistyki na Uniwersytecie Łódzkim oraz studiów podyplomowych z zakresu edukacji, literatury i arteterapii; lektorką języka francuskiego, laureatką francuskojęzycznych konkursów literackich i wolontariuszką na rzecz osób z niepełnosprawnością intelektualną. Od 2010 roku, jako ½ grupy Łowcy Słów, zajmuje się krzewieniem sztuki opowiadania.

Jako Groszek Stanilewicz jest autorką książek z baśniami:

HUMANUS  (2012 r.) i UMEME CHANGA (2015 r.).

(15)

temat miesiąca: budujemy mosty by zadawania sobie pytań dotyczących

korzeni czy tożsamości. Rola opowie- ści polegała na utrzymaniu naczelnych ludzkich wartości, wyraźnego ducho- wego pionu, życiowego ukierunkowa- nia, którego nam, bywalcom dyskotek i hipermarketów, brakuje.

Choć jako cywilizacja staliśmy się niemalże elektroniczni, jako ludzie nie zmieniliśmy się tak bardzo. Sły- sząc słowa: Dawno, dawno temu żył sobie młody człowiek, sierota, Re- mus mu było na imię…, bezwiednie koncentrujemy uwagę na mówiącym, rozsiadamy się wygodniej, nasze tęt- no i fale mózgowe spowalniają, uru- chamiamy wyobraźnię i dajemy się ponieść historii. Opowiadanie, żywe słowo, obecność drugiego człowie- ka, kontakt z dziedzictwem niema- terialnym, wspólna zaduma nad za- słyszanymi treściami, wciąż są for- mą wsparcia, budowania tożsamości i wspólnoty.

Przekaz, z którym przychodzę do pacjentów oddziału, znacznie różni się od „pogadanki edukacyjnej”, wykładu czy grupowych zajęć terapeutycznych.

Zadaniem projektu jest dać grupie do- celowej narracje, których treść speł- niałaby kilka ważnych warunków do-

tyczących estetyki, interakcji i przeka- zu etycznego.

Dwugodzinne bloki zajęć dzielą się na część narracyjną i część plastycz- ną, nieodłącznie związane z ramowym programem terapeutycznym oddziału.

Na pierwszą godzinę wybieram trzy, cztery historie: przypowieści, le- gendy lub fragmenty mitów i epo- sów. Niosą one, w sposób metaforycz- ny, uniwersalne przekazy. Obrazują ludzką egzystencję, problemy, konse- kwencje wyborów, dostarczają wzor- ców alternatywnych zachowań. Struk- tura tych opowiadań, najczęściej jed- nowątkowa, daje możliwość dość ła- twego odtworzenia ciągu przyczyno- wo-skutkowego i późniejszej dyskusji o głównych problemach przedstawio- nych bohaterów.

A gdy wyjdę...

Druga godzina to czas osobistych przemyśleń i pracy uczestników nad treściami, które usłyszeli. Około dwu- dziestoosobowa grupa osadzonych mierzy się z zadaniem plastycznym dotykającym bezpośrednio proble- mów, z którymi się borykają. Tematy dotyczą tożsamości, przemijania, uza- leżnienia, dobra i zła. Rysunek tera- peutyczny jest zetknię- ciem się z własnym wy- obrażeniem wewnętrz- nej rzeczywistości, daje okazję do zdystansowa- nia się, przewartościo- wania i zobrazowania problemów, nawet tych tkwiących w podświa- domości.

Analiza prac i kwe- stionariuszy wypełnia- nych po warsztatach twórczych, także opi- nie zwrotne grona tera- peutycznego i samych

zainteresowanych, wyraźnie świad- czy o tym, że forma zajęć, połączo- na z działaniem plastycznym, nakła- nia uczestników do osobistych prze- myśleń i przedefi niowania postaw.

Na przykład taka wypowiedź: „Chcia- łem się pożegnać i podziękować… Wie pani, mnie nikt, nigdy, nic nie opowia- dał. Niedługo wychodzę, a gdy wyjdę, będę chciał opowiadać mojemu synko- wi… On ma cztery lata”.

Groszek Stanilewicz zdjęcia Agnieszka Szultka, Witek Misztal – Fundacja Generacja

Do powstania niniejszego artykułu wykorzysta- ne zostały fragmenty pracy dyplomowej Terapia Sztuką Opowiadania mojego autorstwa, pisanej na Studiach Podyplomowych na kierunku arte- terapia w AHE w Łodzi.

Więcej o projekcie:

https://www.facebook.com/Opowiadacze.Low- cySlow/ i https://www.facebook.com/generacja- fundacja/

Pożytki z opowieści

Wartość estetyczna: dobrze opowiedziana historia, wnosząc element epic- ki, odrywa słuchacza od jego „tu i teraz” i przenosi go do czasu rozgrywa- jącej się akcji.

Wartość interakcji: jest żywym spotkaniem słuchacza i bajarza, nosicie- la historii, osoby „z zewnątrz”, która nie jest funkcjonariuszem, terapeutą, wychowawcą czy nauczycielem, ale przychodzi dzielić się historią, w tym momencie przeznaczoną dla uczestnika.

Wartość etyczna: przekaz, strukturą przypominający mit czy przypowieść, wytycza ścieżkę bohatera, który swoimi wyborami i przygodami inspiru- je oraz dystansuje słuchacza do jego osobistej drogi. Opowieść inicjująca dyskusję, odpowiadając jednocześnie na egzystencjalne pytania o podsta- wę naszego istnienia, może być drogowskazem lub chociaż znacznikiem pewnego szlaku.

(16)

z kraju

Każdy może kupić i używać dro- ny. Są wykorzystywane w ce- lach wojskowych, cywilnych, komercyjnych, rekreacyjnych.

I choć w wielu sytuacjach są pomocne, w innych mogą sta- nowić zagrożenie.

D

ziennikarz lokalnej gazety chciał przy pomocy bezpilotowego statku powietrznego (BSP), czy- li popularnego drona, nagrać fi lm z za- bytkowej starówki Szczecinka. Urzą- dzenie zawisło jednak w powietrzu w okolicach więzienia, znajdujące- go się w ścisłym centrum miasteczka, i w żaden sposób nie dawało się popro-

wadzić dalej. Żurnalista wystosował do kierownictwa Oddziału Zewnętrznego w Szczecinku pismo z zapytaniem, dla- czego Służba Więzienna utrudnia tego typu manewry. W odpowiedzi prze- czytał, że to nie leży w kompetencji formacji. Dowiedział się również, że od pewnego czasu drony już na eta- pie produkcji mają wbudowany sys- tem wyłączania zdalnego sterowania w punktach strategicznych, czyli mu- szą je omijać. Na liście takich punktów znajdują się tereny jednostek peniten- cjarnych.

Polska Służba Więzienna jest świa- doma zagrożeń związanych z po- wszechnym używaniem dronów, jed- nak dotychczas odnotowano zaledwie dwa zdarzenia z ich wykorzystaniem:

Dronom wstęp wzbroniony

jeden zaplątał się w concertinę na sta- nowisku zewnętrznym uzbrojonym, drugi – zawisł na siatce ogrodzenia.

Statki powietrzne dla każdego?

Od około dekady można zaobserwo- wać bardzo dynamiczny rozwój dro- nów. Pomijając zastosowania wojsko- we, są one coraz powszechniej wyko- rzystywane na rynku cywilnym oraz przez służby mundurowe. Nie jest już niczym niezwykłym fi lmowanie z dro- nów uroczystości ślubnych, inwesty- cji budowlanych, nieruchomości prze- znaczonych na sprzedaż czy miejsc zdarzeń do materiałów przygotowy- wanych przez stacje telewizyjne. Dro- ny są także używane w geodezji, kon- troli upraw, obserwacji przeciwpoża- rowej prowadzonej przez nadleśnic- twa, inspekcji budynków i linii ener- getycznych wykonywanych w pod- czerwieni, akcjach poszukiwawczo-ra- towniczych czy wreszcie przez służby mundurowe do nadzoru nad prowa- dzonymi działaniami.

Poza sferą komercyjną, wiele osób sięga po drony w celach rekreacyjnych.

Organizowane są wyścigi dronów, za- wody w akrobacji, powstają fi lmy z wa- kacyjnych wyjazdów, ze spływów kaja- kowych, górskich wędrówek, zawodów rowerowych czy hippicznych.

BSP może kupić i używać każdy, co spowodowane jest z jednej strony sta- le spadającymi cenami, a z drugiej ła- twością w pilotowaniu. W zasadzie poza dronami-zabawkami wszystkie BSP-y umożliwiają loty w trybie pół- automatycznym. Operator nie musi martwić się utrzymaniem urządzenia w powietrzu, a jedynie nadawaniem mu kierunku lotu. Mało tego, do nie- dawna szczegółowe zasady wykony- wania lotów, zawarte w nowelizacji ustawy Prawo Lotnicze z 2011 r., po- zwalały na dość swobodne korzystanie z przestrzeni powietrznej przez oso- by prywatne w celach rekreacyjnych.

Wszelkie BSP-y o masie własnej po- niżej 25 kg nie musiały podlegać re- jestracji, operator nie miał obowiązku legitymowania się żadnymi uprawnie- niami, a loty nie musiały być nigdzie zgłaszane, nawet jeśli odbywały się nad miastami do 25 tys. mieszkańców.

Coraz więcej ograniczeń

Po zmianie przepisów w 2016 r.

operator bez licencji wydanej przez

Urząd Lotnictwa Cywilnego nie może już w ogóle latać nad miejscowościa- mi i bliżej niż 100 m od linii zabudo- wań, a dron musi mieć masę własną nie większą niż 600 g.

Na świecie odnotowuje się co- raz więcej przypadków wykorzysta- nia dronów przez przestępców. W Sta- nach Zjednoczonych częste stały się próby przemytu narkotyków na teren więzień przez małe drony, które nie- legalny towar dostarczały wprost do celi. Mały BSP z podczepionym na lin- ce ładunkiem podlatywał do budyn- ku i opuszczał zawiniątko bezpośred- nio do wystawionych przez kraty dło- ni. Przeciwdziałanie utrudniała mała sylwetka statku powietrznego oraz ni- ska emisja dźwięku pracujących sil- niczków elektrycznych napędzających pojazd. Wiele takich prób pozostawało niezauważonych lub wykrycie nastę- powało zbyt późno, żeby podjąć jaką- kolwiek reakcję.

Dostrzegając konieczność ochrony przed nieautoryzowanym wtargnię- ciem BSP-a nad obszar chroniony, za- częto tworzyć środki ochrony pozwa- lające wykryć i zneutralizować intru- za. Są już dostępne systemy oparte o radary milimetrowe, pozwalające kontrolować przestrzeń wokół ochra- nianego obiektu oraz wykrywać dro- ny próbujące ją naruszyć. Kolejnym elementem ochrony są zestawy zdol- ne do neutralizacji drona poprzez za- kłócenie łączności między nim a jego operatorem oraz zablokowanie sygna- łu GPS odbieranego przez drona, po- wodujące jego automatyczne lądowa- nie w trybie awaryjnym. Tzw. lanca elektromagnetyczna wyprodukowa- na dla polskiego wojska przez rodzimy przemysł może być obsługiwana przez jedną osobę.

Sami producenci dronów zaczęli wprowadzać rozwiązania podnoszące bezpieczeństwo. W najnowszych mo- delach, a także podczas aktualizacji oprogramowania w starszych egzem- plarzach, instalowane jest zabezpie- czenie, które uniemożliwia przekro- czenie niewidzialnej bariery otaczają- cej strefy zdefi niowane przez produ- centa. Tak zabezpieczony dron, w czy- im by nie był posiadaniu, nie wleci więc nad lotnisko, poligon, jednostkę wojskową czy… zakład karny.

Michał Grodner, AŁ zdjęcie Piotr Kochański

(17)

zawsze gotowi

Są tam, gdzie dzieje się coś nieprzewidzianego. Akurat jadą na służbę czy robią zakupy w sklepie i… ratują czyjeś życie, łapią złodziei albo zatrzymują pijanych kierowców. Sami mówią skromnie, że zrobili tylko to, co zrobić należało. W cyklu „Zawsze gotowi” prezentujemy sylwetki funkcjona- riuszy i pracowników Służby Więziennej, którzy nie zostali obojętni i pospieszyli z pomocą.

Nie pozostał obojętny

Sierż. Przemysław Paszek, starszy strażnik działu ochrony w Zakładzie Karnym w Koszalinie, podczas wakacji w Egip- cie kierował akcją ratującą życie 19-letniej Polki.

URATOWAŁ TURYSTKĘ W EGIPCIE

Na urlop wybrał się z żoną i znajo- mymi. Kiedy szedł plażą w stronę ho- telu, zwrócił uwagę na nietypową sce- nę rozgrywającą się przy jednym z pa- rawanów. Dwie wyraźnie zdenerwo- wane kobiety pochylały się nad leżącą na ręczniku nastolatką i usiłowały ją ocucić. – Byłem tuż obok i zapytałem, co się dzieje – opowiada. – Wtedy star- sza z pań odpowiedziała, że wnuczka nie reaguje i nie ma z nią kontaktu.

W tym momencie podbiegła z wodą młoda dziewczyna, przypuszczałem, że siostra tej, która straciła przytom- ność. Zamierzała ją polać zimnym pły- nem. Nie pozwoliłem na to. Było po- łudnie, upał ponad 40 st. Powiedzia- łem, że przy tej temperaturze takie nagłe schłodzenie mogłoby wywołać wstrząs termiczny.

Sierżant od razu przystąpił do dzia- łania. Z zawodowego doświadczenia wiedział, że skazanym podczas niedo- cukrzenia zdarzają się omdlenia. Wie- dział, jak wówczas postępować. Za- pytał, czy dziewczyna cierpi na jakieś schorzenia, np. na cukrzycę. Ale bab- cia, mama i siostra dziewczyny za- przeczyły. Powiedziały tylko, że wróci- ła z kąpieli w morzu, położyła się na ręczniku i nawet nie zauważyły, kiedy straciła przytomność. Potem w pani- ce bezskutecznie ją cuciły, co zwróciło uwagę Przemysława Paszka.

Funkcjonariusz sprawdził tętno na- stolatki. Było bardzo słabe. Próbował nawiązać z nią kontakt. Zbadał reak- cje źrenic, upewnił się, czy ma drożne drogi oddechowe, a następnie, ciągle nieprzytomną, ułożył w pozycji bocz-

nej bezpiecznej i pobiegł do znajdujących się niedaleko ani- matorów. – Poprosiłem o na- tychmiastowe wezwanie am- bulansu. Wtedy nadeszła moja żona, która zna biegle angiel- ski i z jej pomocą rozmowa z Egipcjanami była prostsza.

Okazało się, że szpital jest da- leko i nie wiadomo, jak dłu- go będzie trzeba czekać na ka- retkę. A dziewczyna potrzebo- wała natychmiastowej pomo- cy, bo jej stan był poważny. – Za po- średnictwem żony poprosiłem obsłu- gę hotelu o samochód, którym udało- by się przetransportować dziewczynę na spotkanie z ambulansem. Bo każda minuta zwłoki mogła decydować o jej życiu – wspomina strażnik. – Muszę przyznać, że bardzo szybko podstawio- no busa, do którego ostrożnie, w du- żym ręczniku, przenieśliśmy nastolat- kę. Pojechała z nią babcia, i jak póź- niej relacjonowała, wkrótce przekaza- no nieprzytomną załodze ambulansu.

W karetce trzeba było natychmiast re- animować młodą Polkę. A po dotarciu do szpitala potrzebowała reanimacji jeszcze dwukrotnie. Na szczęście le- karzom udało się przywrócić ją do ży- cia. W szpitalu dochodziła do sił, jed- nak nie postawiono żadnej diagnozy.

Po niespełna dwóch dobach wróciła do hotelu z zakazem korzystania z kąpie- li słonecznych.

– Babcia i mama dziewczyny, kie- dy tylko mnie widziały, podchodzi- ły i z płaczem dziękowały za pomoc w ocaleniu ich córki. Cieszyły się, że

znalazłem się przy nich i od razu za- reagowałem. Mimo, że jestem prze- szkolony w zakresie pierwszej pomo- cy przedmedycznej, to cała sytuacja zrobiła na mnie duże wrażenie. Cią- gle jeszcze ciężko mi o tym rozma- wiać i wracać do tamtych chwil. Bo to się ciągle przeżywa. Przyznam, że by- łem roztrzęsiony czekając na wiado- mości ze szpitala. Dopiero, kiedy bab- cia dziewczyny powiedziała, że udało się ocalić wnuczkę, spadł mi kamień z serca. Jestem twardym funkcjona- riuszem, ale przyznam, że łezka się wtedy polała.

Kiedy sierżant wrócił z wakacji, do jednostki przyszło podziękowanie od mamy uratowanej dziewczyny, która opisała całe zdarzenie. Sierżant został wezwany do dyrektor koszalińskiej jednostki i nagrodzony. A kiedy lokal- ny portal poinformował o bohaterskim funkcjonariuszu, w komentarzach in- ternetowej społeczności posypało się pod jego adresem wiele miłych słów.

Elżbieta Szlęzak-Kawa zdjęcie Mirosław Wilman

(18)

u nas

W każdej jednostce jest tylko jedna taka osoba. Zazwyczaj kojarzą się z kontrolowaniem, pilnowaniem, nadzorowaniem. W imieniu dyrektora dbają o zdrowie i życie pracowników oraz funkcjonariu- szy na stanowisku pracy. Ich świat to przepisy, instrukcje, zarzą- dzenia. Na tym się znają. To ich warsztat pracy.

K

ażdy dyrektor jednostki oprócz tego, że nią kieruje, jest też pra- codawcą – przełożonym funkcjo- nariuszy, pracowników i skazanych za- trudnionych na rzecz zakładu karnego albo aresztu. Musi więc znać i respek- tować wiele przepisów dotyczących bezpieczeństwa i higieny pracy oraz służby. Stąd konieczność zatrudniania behapowca, człowieka, który z ramie- nia pracodawcy pomaga w dopilnowa- niu wszystkich spraw z tym związa- nych. Ponieważ odpowiedzialność spo- czywa na dyrektorze, dobrze działają- ca służba BHP to prawdziwy sukces.

A żeby był sukces, behapowcem nie może być byle kto. W tym fachu liczy się wiedza i permanentne dokształca- nie się. Osoby wyznaczone do wyko- nywania zadań służby bhp muszą więc

mieć odpowiednie kwalifi kacje: zawód technika bhp, wyższe wykształcenie o kierunku lub specjalności w zakresie bhp albo studia podyplomowe. I mu- szą chcieć się rozwijać. W zdecydo- wanej większości zajmują samodziel- ne stanowiska, a ich zakres obowiąz- ków liczy aż 36 punktów. I nie jest to praca za biurkiem. Behapowiec w jed- nostce to konsultant, doradca, specja-

lista. Prowadzi dokumentację, szkole- nia, kontrole miejsc pracy.

Obowiązkowe szkolenia

– Jest tego naprawdę dużo. Już pierwszego dnia w ramach szkolenia wstępnego behapowiec przygotowuje nowo zatrudnione osoby do bezpiecz- nej pracy – mówi por. Maria Joanna Skwierawska, specjalista bhp Central- nego Instytutu Ochrony Pracy – Pań- stwowego Instytutu Badawczego, któ- ra w Areszcie Śledczym w Gdańsku odpowiada za bhp.

– Samych szkoleń, w zależności od wielkości jednostki i liczby przyjętych, jest do stu w ciągu miesiąca – doda- je mjr Krzysztof Laskowski, specjali- sta OISW w  Białymstoku. – Obejmu- ją one szkolenia zarówno przychodzą- cych do służby funkcjona- riuszy i pracowników, jak i skazanych, którzy roz- poczynają zatrudnienie na rzecz jednostki. A ich jest miesięcznie kilka tysię- cy w skali kraju. Każde ta- kie szkolenie trwa zgodnie z przepisami co najmniej trzy godziny lekcyjne.

– I tylko behapowiec lub pracodawca może je przeprowadzić – dodaje Skwierawska. – Kolejnym etapem szkolenia wstęp- nego jest instruktaż sta- nowiskowy, który prowa- dzi przełożony, kierownik, osoba nadzorująca pracę. Oni też mu- szą wcześniej przejść szkolenia okre- sowe, które zwykle przygotowuje i prowadzi behapowiec, dostosowując wymagane właściwym rozporządze- niem zagadnienia do specyfi ki pełnie- nia służby w jednostce penitencjarnej.

W 2018 r. w ramach szkoleń okreso- wych w dziedzinie bhp we wszystkich jednostkach w kraju przeszkolono po-

nad 7 tysięcy funkcjonariuszy i pracow- ników, a na ten rok zaplanowano prze- szkolenie ponad 4 tysięcy zatrudnio- nych. Wśród nich są osoby nowo przyję- te, a także te, którym minął już termin ważności pierwszego szkolenia okre- sowego oraz funkcjonariusze, którzy zmieniają stanowisko pełnienia służby.

Po co są szkolenia okresowe? Żeby zdobywać, aktualizować i utrwalać wiedzę oraz umiejętności w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy. Ich forma może być różna: samokształ- cenie kierowane lub seminarium, ale zawsze musi się kończyć egzaminem sprawdzającym wiedzę uczestników.

Znaleźć zagrożenia

Szkolenia to punkt pierwszy. Ko- lejny, bardzo ważny, to ocena ryzyka zawodowego. W niej są zebrane klu- czowe zagrożenia, które występują na stanowiskach pracy i służby. Ocena ry- zyka to wypadkowa do dalszego postę- powania – zastosowania niezbędnej profi laktyki, zakupu środków ochro- ny, przeprowadzenia szczepień profi - laktycznych, szkoleń etc. Osobno taką

ocenę opracowuje się dla każdego sta- nowiska służby i pracy – dla funkcjo- nariuszy, pracowników i osadzonych zatrudnionych na rzecz jednostki peni-

Praca bezpieczna i higieniczna

Behapowiec w jednostce

to konsultant,

doradca, specjalista

(19)

z kraju tencjarnej. Co więcej, ta dokumenta-

cja musi być cały czas aktualizowana.

– Zwłaszcza jeśli zachodzą istot- ne zmiany, a u nas jest ich dość dużo – mówi Krzysztof Laskowski. – Potem podczas szkoleń wstępnych – ogól- nych i okresowych, właśnie z tą do- kumentacją zapoznaje się ludzi. Z za- grożeniami, metodami ich zapobiega- nia, z pomiarami środowiska pracy i wszystkimi innymi rzeczami.

Żeby dobrze i rzetelnie opracować ry- zyko zawodowe, trzeba wziąć pod uwa- gę wszelkie czynniki, z którymi spoty- ka się pracownik czy funkcjonariusz.

A to oznacza, że behapowiec musi znać każde stanowisko pracy, wiedzieć, cze- go może się spodziewać, co chciałby za- stać, jak powinno być dobrze.

– Naszym zadaniem jest chronić człowieka w środowisku pracy, a więc również identyfi kować zagrożenia. I to robimy. Przeprowadzając analizę ry- zyka zawodowego rozpatrujemy każ- dy ważny element procesu pracy: od wejścia pracownika na teren jednost- ki poprzez dojście do stanowiska pra- cy, pomieszczenia higieniczno-sani- tarne, szatnie – tłumaczy Skwieraw- ska. – Ważne jest wszystko: wenty- lacja, oświetlenie, wyposażenie, ku- batura i powierzchnia pomieszczeń, czynniki biologiczne. Na podstawie analizy oceny ryzyka ustala się miej- sca, w których występują m.in. czyn- niki szkodliwe, dokonuje się pomia- rów stężenia lub natężenia na stano- wisku pracy. O częstotliwości pomia- rów decyduje uzyskana wartość pozio- mów NDS, NDN. W Areszcie Śledczym w Gdańsku m.in. co kwartał wykonu- jemy pomiary promieniowania jonizu- jącego, raz do roku mierzymy natęże- nie hałasu, stężenie wybranych czyn- ników chemicznych, poziom wibracji miejscowej, określamy mikroklimat.

Kontrola goni kontrolę

Terminów pomiarów czynników szkodliwych też pilnuje behapowiec.

Fizycznie przeprowadza je fi rma ze- wnętrzna, ale ktoś ją musi wytypować (fi rma musi posiadać stosowną akredy- tację), umówić termin badań, a także zabezpieczyć pieniądze na jej opłace- nie. A wcześniej uzyskać zgodę dyrek- tora na wykonanie pomiarów. To jed- nak nie wszystko. W zależności od wy- niku pomiaru behapowiec musi wie- dzieć, jakie środki ochrony indywidual- nej lub zbiorowej dobrać, zakupić, by chroniły odpowiednio pracowników.

– O wynikach pomiaru niezwłocz- nie informujemy dyrektora jednostki

oraz wszystkie osoby narażone na owe czynniki, a następnie sprawdzamy, czy środki, które stosujemy, są skuteczne, czy możemy człowieka dopuścić do pracy – tłumaczy Skwierawska. – Bo tu chodzi o zdrowie i życie ludzi.

Dlatego np. jeśli funkcjonariusze i pracownicy są zatrudnieni w bezpo- średnim kontakcie z określonym w prze- pisach materiałem biologicznym poten- cjalnie zakaźnym, pracodawca jest zo- bowiązany zaszczepić ludzi. Skoro są narażeni na czynnik biologiczny, a jest skuteczna profi laktyka, obowiązkiem pracodawcy jest ją stosować.

I tu też ogromna rola behapow- ca, który działa w porozumieniu z le- karzem medycyny pracy. To behapo- wiec koordynuje działania, pilnuje terminów szczepień, przypomina o kolejnej daw- ce. Oprócz tego opiniuje zakup właściwych (zgodnych z wy- maganymi normami) środków ochrony indywidualnej, odzie- ży roboczej i obuwia robocze- go, kontroluje ich wydawanie (zgodnie z tabelami norm obo- wiązującymi w jednostce).

– Przeprowadzamy różne- go rodzaju kontrole i jest ich naprawdę bardzo dużo. Czę- sto są one wykonywane „po cichu”, kadra nawet nie wie, że taki behapowiec chodzą- cy po terenie jednostki doko- nuje jakiejś kontroli – mówi Krzysztof Laskowski. – I najczęściej dowiadują się o tym, gdy zwraca uwa- gę, żeby coś poprawić.

Pod lupą

Dużo czasu zajmują też postępowa- nia powypadkowe. Wszystkie okolicz- ności muszą być wykazane i dokładnie przeanalizowane.

– Behapowiec zawsze jest powo- ływany do komisji powypadkowej w przypadku funkcjonariuszy, a w przy- padku pracowników do zespołu powy- padkowego – mówi por. Skwierawska.

– Wszystkie obowiązujące w przedmio- cie akty prawne, defi nicje i przepisy musi mieć w małym palcu.

– Takie postępowania trwają dwa tygodnie, czasem dłużej. Trzeba ze- brać dowody, występować z prośbą o opinie, zrobić fotografi e albo rysun- ki, zebrać dokumentację medyczną i sporządzić dokumentację powypad- kową – dodaje Krzysztof Laskowski.

Tu znów ważna jest rzetelność i do- kładność. Bo celem postępowania po- wypadkowego jest rozłożenie zdarze-

nia na czynniki pierwsze, tak, by moż- na ustalić przyczyny wypadku, wpro- wadzić profi laktykę i w przyszłości za- pobiec tego typu sytuacjom. W Aresz- cie Śledczym w Gdańsku co roku na szkoleniach ogólnozakładowych beha- powiec szczegółowo omawia wszyst- kie zaistniałe w minionym roku w jed- nostce wypadki oraz ekspozycje zawo- dowe (narażenie na kontakt z mate- riałem biologicznym). Bo najważniej- sza jest świadomość i profi laktyka. Nie tylko dyrektora i inspektora BHP, ale przede wszystkim załogi.

– To jest największa broń w ochro- nie zdrowia i życia na stanowisku pra- cy – mówi por. Skwierawska, a Krzy- stof Laskowski dodaje: – Dobry beha-

powiec to taki cichy bohater. Ważne, by dyrektor mu ufał, a ludzie chcieli słuchać.

Anna Krawczyńska zdjęcia Piotr Kochański

Ustawa z dnia 9 kwietnia 2010 r.

O Służbie Więziennej w rozdzia- le 13 dotyczącym zdrowia i bezpie- czeństwa funkcjonariuszy w służbie mówi, że:

Przełożeni są obowiązani zapew- nić funkcjonariuszom bezpieczne i  higieniczne warunki służby (art.

117 pkt 1).

Funkcjonariusz jest obowiązany do przestrzegania przepisów i za- sad bhp oraz przepisów przeciwpo- żarowych (art. 117 pkt 2).

Rozporządzenie Ministra Spra- wiedliwości z dnia 5 sierpnia 2010 r.

(Dz.U. z 2014 r., poz. 979) regulu- je szczegółowo sprawę stosowania wobec funkcjonariuszy Służby Wię- ziennej przepisów Kodeksu pracy w dziedzinie bhp.

Referenties

GERELATEERDE DOCUMENTEN

Hier is dus reeds die grondslag van 'n Algemeen Beskaafd aanwesig. Maar bij die drang naar eenheid vertoon die 17de eeuwse literatuur nog 'n'rijke verskeidenheid.

Den Borgerftaat, wanneerder vele vromen In zijn , daar elk wel op het zijne paft En heeft, indien haar niemant meer belaft, Voor geen gevaar noch müitery te fchroomen.. Dewijl

Nie- żalenie od tego, jak wiele udało mu się w ciągu dnia zrobić lub jak dobry jest efekt jego pracy, nie umie się tym ucieszyć, koncentruje się na swoich niedociągnięciach i

Zastępca kierownika, dziś pierwszy dzień w pracy po dwutygodniowej nieobecności, już po odprawie i rozmowie z szefem działu dostaje sygnał, że coś złego dzieje się z

Z tego co pani mówi widać, że w oddziale możliwe jest realizowa- nie tylko części działań, które na co dzień stosuje się w oddziałach terapeutycznych.. Wobec tego jaka

Będą też wiedzieć, jak sporządza się okreso- we oceny postępów skazanych w reso- cjalizacji i czym jest prognozowanie kry- minologiczno-społeczne oraz co kryje się za

Bo, jak mówiłem, jego podopieczny staje się po takim widzeniu łatwiejszy w kontakcie, bardziej mu za- leży, jest mniej zestresowany i nie martwi się tak bardzo rozłąką z

Zdarza się nieste- ty, że podczas szkolenia ujawniają się takie zachowania i postawy, które rodzą uzasadnione podejrzenie, że funk- cjonariusz znalazł się w służbie przez