• No results found

Nie ma rzeczy

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nie ma rzeczy"

Copied!
16
0
0

Bezig met laden.... (Bekijk nu de volledige tekst)

Hele tekst

(1)

Grudzień 2017 nr 235, rok XX ISSN 1505-2184

cena 3,50 zł www.sw.gov.pl

12

12

Nie ma rzeczy

8

EPO: elektronika

24

Postanowili być

30

Bezpieczni

Czas szczególny

dla nas wszystkich s. 20

(2)

Z

okazji Bożego Narodzenia czytel- nikom, współpracownikom i przy- jaciołom „Forum Penitencjarnego”

życzymy dużo radości, zdrowia, udanego wypoczynku w świątecznej rodzinnej at- mosferze. A pełniącym w tych szczegól- nych dniach służbę – spokoju i satysfakcji z wypełniania obowiązków. To ostatnie życzenie kierujemy również do wszystkich funkcjonariuszy i pracowników Służby Więziennej na cały nowy rok. W 2018 r.

czeka nas wiele zadań, związanych z re- alizacją kolejnych założeń ustawy mo-

dernizacyjnej czy przygotowaniami do jubileuszu 100-lecia odzyskania niepodle- głości państwa i 100-lecia naszej formacji, a także 20-lecia „Forum Penitencjarnego”.

Dużo się będzie działo, a to oznacza, że będziemy poruszać na łamach wiele waż- nych i interesujących tematów. Do nowo- rocznych życzeń dołączam więc zaprosze- nie dla Państwa do współpracy z redakcją, dzielenia się z nami ciekawymi wydarze- niami z miejsca służby i pracy. W nowym 2018 roku razem twórzmy kolejne wyda- nia naszego miesięcznika.

Małgorzata Nowotny redaktor naczelny

fot. Piotr Kochański

Akcja charytatywna „Dar serca”, zainicjowana w Zakładzie Karnym w Czarnem, rozprzestrzenia się na całą Polskę. Tym razem dotarła do Kliniki Nefrologii, Transplantacji Nerek i Nadciśnienia Tętniczego Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.

Więcej o akcji i jej pomysłodawcy mł. chor. Cezarym Sierzputowskim – s. 12, 28

(3)

spis treści

12 2

Grudzień 2017 r.

TEMAT MIESIĄCA

ELEKTRONICZNE POTWIERDZENIE ODBIORU 8 Oszczędność czasu, pieniędzy, papieru 9 Elektronika wkracza do więzień 11 Szybko i sprawnie

WYDARZENIA

4 Nowy zakład karny w Brzegu 4 Pięć lat owocnej współpracy 5 Sztandary dla Bydgoszczy 6 Nasz wkład dla Niepodległej

6 Wyróżnienia Stowarzyszenia Oficerów Więziennictwa ROZMOWA MIESIĄCA

12 Nie ma rzeczy niemożliwych Z KRAJU

14 Zyskujemy więcej niż wzrost zatrudnienia 22 Narodowe Święto Niepodległości

28 Z darami serca do Centrum Zdrowia Dziecka 30 Szkolenia dla kuratorów

33 Seminarium dla kapelanów i wolontariuszy 34 Super M: Dzielenie się mądrością

35 W służbie mentoring działa!

36 Dawca na bis JEDEN DZIEŃ W…

16 Specjaliści od inwestycji i logistyki JEDNOSTKA NA MIARĘ

20 Ekumenizm nie tylko od święta KLUCZ DO WOLNOŚCI

24 Postanowili być uczciwymi ludźmi 25 Dobry początek wolności

26 Nie mogę robić sam tego, co należy czynić razem PASJE

32 Mamy dla was muzykę NA SPORTOWO

38 „Potulicka Dycha” i rowery

38 Niepodległościowy bieg mundurowych 39 Maraton funkcjonariuszy

39 Trasą czterech polskich miast 39 Wędkarska rywalizacja

HISTORIA

40 Sieradz: ofiary dochodzenia NASZE SPRAWY

42 Świąteczne rozmyślania na grani 42 Zasłużeni dla zdrowia

43 Wzór badacza i klinicysty OKŁADKA: fot. Piotr Kochański

REKLAMA

s. 14 Więcej niż tylko wzrost zatrudnienia

fot. Piotr Kochański

s. 16 Specjaliści od inwestycji i logistyki

fot. Piotr Kochański

(4)

temat miesiąca: Elektroniczne Potwierdzenie Odbioru

Oszczędność czasu, pieniędzy, papieru

Elektronika wchodzi do więzień. W Białymstoku i w Olsztynie zamiast

tradycyjnych „zwrotek” działa Elektroniczne Potwierdzenie Odbioru

(EPO). System połączył Służbę Więzienną z sądami. W przyszłości ma

objąć całą korespondencję poleconą. Przygotowanie, przeprowadzenie

testów i wdrożenie w białostockim inspektoracie zajęło osiem miesię-

cy. EPO to oszczędność czasu, pieniędzy, papieru.

(5)

temat miesiąca: Elektroniczne Potwierdzenie Odbioru

nim podsumowującym okazało się, że pracownicy sądów nie mieli świado- mości, że Służba Więzienna realizuje transporty pośrednie – przyznaje ppor.

Dariusz Żynda, inspektor ds. ewiden- cji w Okręgowym Inspektoracie Służby Więziennej w Białymstoku.

Już w kwietniu tego roku w czte- rech jednostkach okręgu białostockiego w zakładach karnych w Białymstoku, w Czerwonym Borze, Przytułach Sta- rych i Areszcie Śledczym w Suwałkach rozpoczęły się testy. Równolegle pro- wadzone były szkolenia dla kadry pe- nitencjarnej. – To były ćwiczenia, gdzie każdy mógł wykonywać operacje. Kiedy zaczynaliśmy, pojawiały się problemy ze sprzętem, oprogramowaniem, ale wszystkie usterki były na bieżąco usu- wane – wspomina mjr Bogusław Kniaź, specjalista ds. ewidencji w Białymsto- ku. We wrześniu specjaliści z okręgu

białostockiego szkolili funkcjonariuszy z okręgu olsztyńskiego.

W przyszłości z EPO zaoszczędzimy czas, papier, energię. Już teraz wiado- mo, że przyniesie to wielomilionowe oszczędności, tylko na jednej przesyłce 55 gr.

Krok po kroku

Doręczenie listu poleconego z Elek- tronicznym Potwierdzeniem Odbioru zajmuje średnio jeden dzień. Do se- kretariatu w jednostce organizacyjnej Służby Więziennej listonosz lub w nie- których przypadkach goniec sądowy dostarcza korespondencję opatrzoną literką „E” i kodem kreskowym. Pra- cownik sekretariatu odbiera pocztę, uruchamia tablet, łączy sie z Interne- tem, loguje na swoje konto i skanu- je, trzymając urządzenie nad kopertą przesuwa je z góry na dół. – Dopóki

Elektronika wkracza do więzień

Jakie były początki wdrażania Elektronicznego Potwierdzenia Od- bioru w Zakładzie Karnym w Bia- łymstoku?

Mjr Wojciech Januszewski, za- stępca dyrektora Aresztu Śledczego w Hajnówce: Inicjatywa wdrożenia EPO wyszła z Biura Informacji i Sta- tystyki CZSW. Dyrektor okręgowy w Białymstoku został poproszony o pilotowanie tego przedsięwzięcia, wyznaczenie jednostek, które miały przeprowadzić testy. W efekcie odby- wały się one w czterech jednostkach.

Jako ówczesny specjalista okręgowy działu ewidencji zaproponowałem m.in. Zakład Karny w Białymstoku głównie ze względów logistycznych.

Ponieważ mieści się w tym samym budynku, co okręgowy inspektorat, łatwiej było zwoływać narady, spo- tkania, na których omawiano kolejne etapy przygotowania do wdrożenia systemu. Naszym założeniem była jak najbardziej miarodajna próba systemu EPO. Zależało nam na tym, aby jednostki, w których się to od- będzie, różniły się strukturą, prze- znaczeniem, lokalizacją, architektu- rą, pojemnością. Chodziło też o to, żeby były usytuowane w mieście i na prowincji, bo z tym wiąże się kwestia czasu doręczania korespon- dencji. W tych położonych z dala od

sądów zazwyczaj mamy do czynienia z dostarczaniem poczty za pośred- nictwem listonoszy. Tam, gdzie jest sąsiedztwo z wymiarem sprawiedli- wości, dochodzą gońcy sądowi.

Od samego początku byłem i na- dal jestem zwolennikiem tego sys- temu, chociaż pojawiały się wątpli- wości natury logistycznej, ale też ludzkiej. Do EPO trzeba się przeko- nać. Ludzie musieli się przyzwycza- ić do czegoś nowego. Może zalety tego rozwiązania nie do końca są jeszcze widoczne, może jest więcej pracy, ale w perspektywie to przy- niesie wymierne korzyści. Czasem musi być trochę gorzej, żeby potem było lepiej. Dobrze by było, gdyby tym programem została objęta cała poczta urzędowa z klauzulą potwier- dzenia odbioru. Kiedy to nastąpi,

E

lektroniczne Potwierdzenie Odbio- ru jest dokumentem elektronicz- nym, którego znaczenie prawne w procesie sądowym jest równoważne tradycyjnemu, papierowemu doku- mentowi „Zwrotnego Potwierdzenia Odbioru” (ZTO). Dla posługiwania się tym rozwiązaniem w sądach powszech- nych Ministerstwo Sprawiedliwości stworzyło elektroniczną usługę (MSE- PO), która komunikuje się z operato- rem pocztowym dla dwukierunkowego przekazywania EPO. ZTO zostało za- stąpione przez mobilną aplikację „Epo doręczyciel” uruchamianą na tablecie.

Jej operator może pobrać sporządzony przez sąd formularz EPO a następnie, po odebraniu podpisu adresata prze- syłki, zwrócić uzupełniony dokument do sądu – nadawcy. Nowy system tele- informatyczny, pozwalający usprawnić współpracę z instytucjami zewnętrz- nymi, ruszył 15 listopada we wszyst- kich jednostkach okręgu białostockiego i olsztyńskiego. Do tego czasu zrealizo- wano 11 tys. listów.

Wdrażanie

1 czerwca 2017 r. wysłany został pierwszy list z Elektronicznym Po- twierdzeniem Odbioru. Obsługiwanie urządzeń przeznaczonych do realizacji EPO nie jest trudne, wręcz przeciw- nie. To ważne, stosowanie tego roz- wiązania ma bowiem usprawnić obieg korespondencji urzędowej poleconej w naszej służbie. W lutym tego roku Centralny Zarząd Służby Więziennej wystosował pierwsze pismo do okręgu białostockiego w tej sprawie. Zwrócono się w nim z prośbą o podanie tygodnio- wej liczby korespondencji urzędowej wpływającej do osadzonych. Statysty- ka miała obejmować osiem jednostek.

16 lutego w siedzibie OISW w Białym- stoku przedstawiciele zespołu projek- towego z Departamentu Informatyzacji i Rejestrów Sądowych w Ministerstwie Sprawiedliwości po raz pierwszy spo- tkali się z funkcjonariuszami działu ewidencji, informatykami i pracow- nikami sekretariatów białostockiego okręgu odpowiedzialnych m.in. za od- bieranie korespondencji od operato- rów pocztowych. Wzięli w nim udział mjr Wojciech Januszewski, ówczesny specjalista ds. ewidencji OISW w Bia- łymstoku, obecnie zastępca dyrektora Aresztu Śledczego w Hajnówce oraz Bogdan Pękalski, Sławomir Lewiński, Sylwester Steuer, Albert Dubij, Rafał Stepaczenko i Marcin Niwiński z resor- tu sprawiedliwości. Łącznie odbyły się cztery takie posiedzenia. – Na ostat-

(6)

rozmowa miesiąca

z grupą łuczników, w dokładnie odwzo- rowanych ubraniach z tamtej epoki, statystowaliśmy w filmie Bogusława Wołoszańskiego „Oblężenie Malborka 1410”. Czasem prowadzę też lekcje w szkołach. Najczęściej opowiadam dzieciom i młodzieży o średniowie- czu, o życiu i kulturze tamtych czasów, o honorze rycerskim i honorowych pojedynkach. Poproszono mnie też o napisanie scenariuszy do widowisk historycznych, które odbywają się na zamkach w Człuchowie i Okonku. Dzi- siaj w komandorii szczecineckiej mam nieformalny tytuł komandora Szcze- cinka. Wspólnie jeździmy na pokazy łucznicze, ale też do szpitali i hospi- cjów z akcją charytatywną.

Jak wpadłeś na pomysł, żeby ruszyć z akcją „Dar serca”?

Zaczęło się od pożaru. Jednemu z funkcjonariuszy mojej jednostki pa- lił się nowy dom. Przyjechali strażacy, ugasili ogień, ale przy okazji cały bu- dynek zalali wodą. Okazało się, że dom był ubezpieczony od pożaru, ale nie od zalania. I tak zaczęliśmy w zakładzie w Czarnem zbierać pieniądze dla ko- legi. Powiedział wtedy, że postara się odwdzięczyć i też komuś pomóc. Pomy- ślałem, że skoro pomogliśmy jednemu z nas, to dlaczego by nie innym. Tym bardziej, że to wydarzenie zbiegło się z pytaniem ówczesnego dyrektora jed- nostki Krzysztofa Mazurka, czy jako służba możemy się pokazać ludziom od innej strony, żeby więzienie nie koja- rzyło się jednoznacznie źle, żebyśmy mogli wyjść poza mury z jakąś szla- chetną inicjatywą. Potraktowałem to jak zadanie. Był rok 2011. Wróciłem do domu i rzuciłem okiem na gazetę.

Zobaczyłem zdjęcie chorej dziewczynki z apelem rodziców „do ludzi dobrego serca”. Tak zwróciłem uwagę na Kingę z Krosina, niepełnosprawną siedmio- latkę cierpiącą na chorobę genetyczną.

Przeczytałem, że dziecko nie mówi, nie chodzi i potrzeba pieniędzy na inten- sywną rehabilitację. Kiedy tylko do- stałem zgodę dyrektora okręgowego w Koszalinie i „zielone światło” w swo- jej jednostce, natychmiast uruchomi- łem machinę pomocy. Ale zawsze będę podkreślał, że nic bym nie zdziałał bez pomocy funkcjonariuszy i pracowników z Zakładu Karnego w Czarnem i innych jednostek naszego inspektoratu oraz

wszystkich ludzi dobrego serca, za co im wszystkim dziękuję. Po Kindze, była Joasia, Oskar, Iga, Martynka, Kuba, Na- talia… Dzieci z oddziałów szpitalnych i hospicjów, a także ludzie starsi. Nie jestem w stanie wymienić wszystkich.

Przez te lata nauczyłem się jednego, jeśli mamy sygnał o chorym dziecku, to zanim do niego pojedziemy, poprze- dzamy wizytę wywiadem: rozpytujemy w miejskich, gminnych i powiatowych ośrodkach pomocy społecznej, u bur- mistrzów, wójtów, sołtysów, bo chce- my trafić do naprawdę potrzebują- cych rodzin. Pomagamy także naszym funkcjonariuszom. Miesiąc temu za Antkiem, chorym dziewięciolatkiem, synem naszego dowódcy zmiany, poje- chaliśmy do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, wioząc przy okazji dary dla oddziału nefrologicznego i wyposa- żając świetlice w całym szpitalu.

Akcja rozprzestrzenia się na całą Polskę.

No tak, bo ludzie w służbie działają i mają naprawdę otwarte serca. Wspie- ramy też kolegów z innych jednostek, którzy prowadzą akcje czy zbiórki na swoim terenie. Potem oni rewanżują się nam. Wszystko tak się rozkręciło, że kiedy np. dostajemy łóżko elek- tryczne, którego akurat pilnie potrze- buje podopieczny jakiejś fundacji, to mu je przekazujemy. Ktoś oddał nam wózek po swoim tacie, dzięki czemu teraz jeździ nim 85 letni pan Stefan, a do zaprzyjaźnionego z nami jubilera trafił wózek inwalidzki z Austrii, dla którego też znaleźliśmy nowego wła- ściciela. Każda pomoc jest nieocenio- na. Jest darem serca.

Z pomysłodawcą akcji charyta- tywnych „Dar serca”, mł. chor.

Cezarym Sierzputowskim z Za- kładu Karnego w Czarnem roz- mawia Elżbieta Szlęzak-Kawa.

Zanim zapytam o samą akcję, opo- wiedz jak to się stało, że zacząłeś pra- cować w więzieniu?

Trafiłem tu w 1990 r. i dziś jestem najstarszym stażem funkcjonariuszem w moim zakładzie. Pierwsze cztery lata przepracowałem w dziale ochro- ny, a potem jako instruktor ds. spor- tu prowadziłem zajęcia ze skazanymi, organizowałem zawody i turnieje piłki nożnej, koszykówki, badmintona czy w wyciskaniu sztangi. Kiedy uzyska- łem uprawnienia trenerskie, postano- wiliśmy z kolegami z jednostek okręgu koszalińskiego założyć drużynę koszy- kówki. Z roku na rok byliśmy coraz lepsi, aż zdobyliśmy drugie i trzecie miejsce w mistrzostwach Polski Służ- by Więziennej. Stworzyliśmy też niezłą drużynę w badmintonie, a wcześniej mieliśmy mistrzowski zespół piłki noż- nej. Zawsze miałem zacięcie do spor- tu i gier zespołowych. Nie przeszło mi. Poza więzieniem od siedmiu lat jako animator sportu prowadzę zajęcia z dziećmi na turowskim Orliku. Tam też organizujemy zawody piłkarskie i mecze charytatywne.

A od kiedy jesteś rycerzem?

W 2006 r. pojechałem obejrzeć wido- wisko „Oblężenie Malborka” i wstąpi- łem do bractwa rycerskiego, do którego należał mój syn. Razem jeździliśmy na turnieje łucznicze i imprezy rycerskie.

Na początku stałem z boku, ale krótko, bo moja sportowa natura i chęć rywa- lizacji sprawiły, że szybko nauczyłem się strzelać z łuku. Do dzisiaj uczest- niczę w zawodach, jestem też sędzią.

Ten sport, choć nie jest tanim hobby, błyskawicznie mnie wciągnął. Sprzęt i stroje kosztują sporo, dlatego z cza- sem sam zacząłem wytwarzać kaletki, karwasze, czyli rzemienie ochraniające przedramię łucznika, uszyłem też so- bie kurtkę, tzw. przeszywanicę. Jednak większość strojów historycznych przy- gotowuje mi krawcowa, pani Zosia. Za- fascynowany historią, zwłaszcza śre- dniowieczem, jeździłem z bractwem na widowiska rycerskie. W 2010 r.

Nie ma rzeczy niemożliwych

(7)

rozmowa miesiąca No właśnie, skąd się wzięła nazwa

„Dar serca”?

Sam nie wiem, ale jak już się przy- jęła, funkcjonariusze w wielu jednost- kach, np. oddając honorowo krew, też robili to w „darze serca”. Cieszę się, bo ta akcja charytatywna jest coraz bardziej rozpoznawalna, a to poma- ga otwierać kolejne serca. Czasem producenci obniżają ceny urządzeń do rehabilitacji, na które akurat zbie- ramy pieniądze. Pamiętam, że kiedyś za kilka tysięcy zł kupiliśmy skafander kosmiczny dla Jakuba. Bez niego po trzech minutach chodzenia chłopiec stawał się wiotki, a w skafandrze mógł spacerować i ćwiczyć bez przerwy przez dobrą godzinę. Ludzie chętnie nas wspierają również wtedy, kiedy spełniamy marzenia chorych dzieci.

Tak było np. w przypadku Domini- ka, cierpiącego na nieuleczalną cho- robę. Chłopiec chciał się przejechać prawdziwym samochodem rajdowym.

I udało się! A spełnienie jednego ma- rzenia otworzyło nam drzwi do ludzi gotowych pomagać przy kolejnych. Za- angażowaliśmy w akcje wielu znanych sportowców. Wpadłem na pomysł, że zwłaszcza ci, którzy po chorobie lub wypadku wrócili do uprawiania swojej dyscypliny czy do sprawności, mogą służyć za przykład i dać nadzieję dzie- ciom przebywającym w szpitalach.

Dlatego poprosiłem, żeby przekazywa- li nam swoje zdjęcie i koszulki z auto- grafem. W kilku szpitalach te pamiątki mają swoje specjalne miejsce i służą małym pacjentom za wzór wytrwało- ści w zmaganiu się z chorobą. Do tej pory zawsze mogliśmy liczyć na po- moc Adama Małysza, Marcina Gortata, Anity Włodarczyk, Beaty Maksymow, Marka Kamińskiego, Zbigniewa Boń- ka, Czesława Langa, Mai Włoszczow- skiej i właściwie wszystkich związków sportowych. Dołączają aktorzy, muzy- cy, piosenkarze. Mógłbym tak wymie- niać i wymieniać.

To wymień jeszcze, proszę, naj- większe wzruszenia związane z akcją.

Jednemu z dzieci pomogliśmy w za- kupie ortez do chodzenia. Odbywała się gala, podczas której zaproszono mnie na scenę, a ktoś mówił co zrobiliśmy w „Darze serca”. Wtedy ludzie zaczęli wstawać z miejsc i bić brawo. Odwró- ciłem się i zobaczyłem chłopca, który już w kupionych przez nas ortezach, szedł w moją stronę. Schyliłem się, żeby się z nim przywitać, a on zaczął dotykać mojej twarzy. Jak się okazało, w ten sposób chciał mnie lepiej po-

znać, bo widzi tylko w 5 proc. To było niesamowite. Płakałem. Podbiegli do mnie jego rodzice, potem opowiedzieli, że sprzedali mieszkanie i przenieśli się w pobliże ośrodka, w którym ich syn mógł być rehabilitowany. Ale emocjo- nalnie najtrudniej było ostatnio pod- czas akcji w Centrum Zdrowia Dziecka.

Przyjechaliśmy z darami, wyszedłem na chwilę z oddziału i wracając zoba- czyłem otwartą szpitalną kaplicę. Klę- czała w niej matka, która się modliła, żeby Bóg uratował jej dziecko. Usły- szałem co mówiła i w jednej chwili się rozsypałem. Dotknął mnie jej smutek, ból, bezradność, długo nie mogłem się pozbierać.

Trudne chwile przychodzą też, kie- dy z darami odwiedzacie hospicja, ale słyszałam, że tam również spełniacie marzenia.

Tak, od kilku lat jeździmy do kilku hospicjów dla dorosłych i dla dzieci.

Zrobiliśmy rozeznanie co w jednym z nich, w Darłówku, jest najbardziej potrzebne, jakie rzeczy się najszyb- ciej zużywają i wyszło na to, że koł- dry. Zrobiliśmy zbiórkę, kupiliśmy je dla wszystkich pensjonariuszy i razem z dyrektorem czarneńskiej jednostki ppłk. Wojciechem Brzozowskim tam pojechaliśmy. Na miejscu poczęsto- wano nas ciastem, upieczonym przez chorych, którym stan zdrowia na to pozwalał. Potem do sali zaczęli wjeż- dżać ludzie na wózkach inwalidzkich i w łóżkach pchanych przez wolonta- riuszy, bo wszyscy chcieli nam osobi- ście podziękować. Byliśmy zszokowani.

Wtedy spontanicznie zapytałem, czego by sobie życzyli, jakie mają marzenie.

Jedna z kobiet, jak się potem okazało pani profesor, odparła: czy pan się ze mnie nabija? No tak, pomyślałem, nie chciałem nikogo urazić, ale może rze- czywiście trudno mieć marzenia, kiedy się jest śmiertelnie chorym. Jednak po chwili dodała, że może była zbyt ostra i odpowiedziała, że chętnie pojechała- by do kina, do teatru… Ale tutaj jest to niemożliwe.

Rozumiem, że potraktowałeś to jak wyzwanie?

Chwyciłem za telefon i 10 minut później miałem zgodę Bogusława Wo- łoszańskiego na wykorzystanie jego filmu o oblężeniu Malborka. Wkrótce przysłał dwa dodatkowe filmy z de- dykacjami, żeby można je było póź- niej zlicytować dla potrzeb hospicjum.

Dość szybko zorganizowaliśmy w pełni profesjonalną aparaturę kinową, tele-

bim, wydrukowaliśmy specjalnie za- projektowane plakaty i wielki neonowy napis „Kino Marzenie”. W dniu pokazu przyjechaliśmy z 20 rycerzami, któ- rzy podczas seansu stali przy ekranie z zapalonymi lampkami średniowiecz- nymi, tworząc niepowtarzalny klimat.

W hospicjum każdy chory dostał bilet i jechał z nim do sali kinowej. Wolon- tariusze podwozili chorych na łóżkach lub wózkach pod kasę biletową, gdzie przebrana za bileterkę wolontariuszka

„sprzedawała” bilety w cenie jednego uśmiechu. W kinie czekały na widzów kawa, herbata, cola, popcorn, ciasto.

Po seansie rycerze zaprosili wszystkich na zewnątrz, gdzie walczyli na miecze i wykonali specjalne pokazy artyleryj- skie i łucznicze.

Jak zareagowała pani profesor?

Niestety, dzień wcześniej zmarła...

Potem spełniając inne marzenia poje- chaliśmy do darłowskiego hospicjum z koncertem kolęd i ze spektaklem

„Madame Butterfly”.

Czy to, że przedstawiasz się jako funkcjonariusz Służby Więziennej ot- wiera szerzej niektóre drzwi i serca?

Tak, nasz mundur bardzo w tym pomaga. Kiedy przyjdzie mi go zdjąć, to chyba będzie dla mnie najgorszy dzień, a czas już odejść na emeryturę.

Z tym, że nie wyobrażam sobie, żebym przestał pomagać potrzebującym, bo to, co robię przynosi mi ogromną sa- tysfakcję. Ratować życie człowieka, tym bardziej dziecka, to nie tylko obo- wiązek każdego z nas, ale i prawdziwy zaszczyt.

W każdą akcję angażujesz mnóstwo ludzi, jak ci się to udaje?

Nie wiem. Dowiadują się o „Darze serca” i chcą się przyłączyć. Wiedzą, że jesteśmy wiarygodni, że rzeczywi- ście pomagamy. Docieramy nawet do ludzi, którzy wydają się niedostępni, jak np. prezydent Andrzej Duda. Ale nie ma rzeczy niemożliwych i kiedy chciałem do niego dotrzeć z prośbą, by wspomógł naszą akcję, znalazłem w internecie numer jego kancelarii i zadzwoniłem. Najczęściej wystarczy po prostu rozmowa. Pan prezydent ofiarował nam na licytację swoje pióro w pięknym etui z wizerunkiem Bel- wederu. A ja po każdej udanej akcji, po spełnieniu czyjegoś marzenia czuję dużą ulgę.

rozmawiała Elżbieta Szlęzak-Kawa zdjęcie Piotr Kochański

Z darami serca do Centrum Zdrowia Dziecka – s. 28

(8)

jeden dzień w...

Z

anim rozpoczęto prace trzeba było przejść gęste sito konkursowe, aby otrzymać środki z Narodowego Fun- duszu Ochrony Środowiska perspektywy unijnej na lata 2017-2022. Starania administracji poprzedzały audy- ty, projekty, kosztorysy, których zwieńczeniem był wnio- sek do Ministerstwa Środowiska. Później nadszedł czas na wyłonienie wykonawcy inwestycji. Zostało nim Przedsię- biorstwo Przemysłu Metalowego Pomet z Wronek, które

…dziale kwatermistrzowskim

Specjaliści

od inwestycji i logistyki

Kierownik kwatermistrzostwa Zakładu Karnego w Gębarzewie jest inżynierem budownictwa, a jego zastępca – elektrykiem z wyższym wykształceniem. To bardzo dobrze, bo od kilku mie- sięcy w jednostce trwa termomodernizacja.

do robót zaangażowało również gębarzewskich skazanych.

Zakład jest inwestorem i dysponentem unijnych środków w wysokości ok. 9,8 mln zł. Do tego dochodzą stale realizo- wane zadania logistyczne. Na głowie kwatermistrzów jest nie tylko zapewnienie wiktu, opierunku, dachu nad głową dla skazanych, ale także odpowiednich warunków pełnie- nia służby dla kadry. Cieknący kran czy większa awaria to także ich sprawa, podobnie jak usługi transportowe. W bu-

Grażyna Linder

(9)

jeden dzień w...

dynku administracji urzęduje specjalista ds. zamówień pu- blicznych, mundurówki, żywnościowiec, szef działu i jego zastępca, pozostali funkcjonariusze pracują w kuchni, ma- gazynach, warsztatach i w garażu. – Jesteśmy humanista- mi z natury, a technikami i inżynierami z wykształcenia – mówi zastępca szefa działu.

Narada działowa

Do robót termomodernizacyjnych przystąpiono na po- czątku września. Zakończyć się mają w ciągu 12 miesię- cy. 20 kwatermistrzów ma więc przy czym się uwijać, tym bardziej, że nie każdy szczegół techniczny inwestycji można było przewidzieć na etapie planowania prac. Niu- anse wychodzą dopiero w praktyce. Na czas robót z użyt- kowania wyłączono pawilon mieszkalny C. Budynek ad- ministracyjny też jest modernizowany, więc większość funkcjonariuszy z dyrektorem i jego zastępcami przeniosła się do niedawno wyremontowanego budynku dla osadzo- nych. Pracuje się w świetlicy, pokojach dla wychowawców i nie zamykanych celach dla lepszej komunikacji działowej i międzydziałowej. – Termomodernizacja to nie tylko wy- miana okien i ocieplenie ścian styropianem – wyjaśnia dy- rektor urzędujący teraz w przestronnej, przystosowanej do jego potrzeb świetlicy z biurkiem i dużym stołem. – Także wymiana sieci c.o., elektrycznej i wodnej, instalacja wenty- lacji mechanicznej, ogniw fotowoltanicznych na dachach, przebudowa kotłowni z węglowej na gazową, wymiana kotłów warzelnych w kuchni. Jedynie garaż nie podlega procedurze w ramach środków unijnych, ponieważ nie ma tam ogrzewania, a głównym celem NFOŚ jest ograniczenie emisji dwutlenku węgla do atmosfery. Budynek do końca roku zostanie „zrobiony”, ale z pieniędzy służbowych. Na koszt budżetu więziennego trzeba też będzie doprowadzić do porządku ściany na korytarzach pawilonów, zainstalo- wać wyposażenie w celach i pokojach kadry. W łazienkach i kącikach sanitarnych pojawią się energooszczędne bate- rie i oświetlenie ledowe.

Pierwszy z działu kwatermistrzowskiego na stanowisku pracy pojawia się jak co dzień szef kuchni. O 5.15 jest już na miejscu. Do pomocy ma kilku skazanych, dzisiaj sześciu, wszyscy pracują odpłatnie. W pierwszej kolejności zabiera- ją się za śniadanie, potem zaczną przygotowania do obiadu.

Pierwsza tura je o 12.30, druga ok. godz. 14, trzecia o 16.

Pozostali kwatermistrze, jak reszta załogi, zaczynają dzień o 7.15 od oddziałowej odprawy. Na pierwszy ogień idzie rozdysponowanie kierowców. Jeden jak co dzień jedzie do Gniezna z pocztą i po nadesłane przesyłki. Przy okazji zro- bi drobne zakupy, głównie na potrzeby remontowe. Drugi rusza do Kalisza z funkcjonariuszką, która została zaproszo- na do udziału w wyjazdowym posiedzeniu Rady Terenowej ds. Readaptacji Społecznej i Pomocy Skazanym wojewódz- twa wielkopolskiego. Przed południem więźniarka pojedzie ze skazanym do gnieźnieńskiego lekarza specjalisty. Trzeba także omówić oferty dostawców. Dziś „na tapecie” kwestia wykończenia i wyposażenia pomieszczeń dla administracji.

Tego termomodernizacja nie obejmuje, więc aby zamonto- wać płytki, pomalować ściany, wyposażyć pomieszczenia w meble i zainstalować drzwi, należy zaangażować fundu- sze budżetowe. Druga sprawa to procedura przygotowywa- na w związku z technicznymi rozwiązaniami i zapytaniem ofertowym dotyczącym modernizacji garażu. W tym roku muszą się zakończyć wszystkie prace w budynku. Funkcjo- nariusze rozchodzą się do swoich zajęć. Jeden z nich idzie do kotłowni, gdzie od 5 rano pracuje już dwóch skazanych.

Na teren wjeżdża dostawa pieczywa. W zastępstwie maga- zyniera towar przyjmuje szef kuchni. Sprawdza uporząd- kowany przez podkuchennych magazyn warzyw i owoców.

Biała glazura na ścianach i kafle na podłodze lśnią czysto- ścią, jest zadowolony. Można kontynuować pracę w kuchni.

Po wydaniu śniadania pora na szykowanie obiadu.

Zachorował żywnościowiec, więc dziś i w kolejnych dniach magazynier musi dzielić swój czas pomiędzy stan- dardowe zajęcia przyjmowania i wydawania towarów z jego obowiązkami. Zaraz po odprawie siada obok zastęp- cy kierownika działu i zabiera się za jadłospis na jutro.

Potem sięga do dzisiejszej dokumentacji. Funkcjonariusze nadzorujący pracę skazanych w warsztatach mają 24 osa- dzonych – ślusarzy, hydraulików, elektryków, malarzy, któ- rzy dzisiaj pomagają przy pracach remontowych, ale muszą też usunąć usterki w celach i w garażu, gdzie prowadzone są kursy zawodowe z programu „Power”.

Nowe kraty, nowe drzwi

Na budowie od rana krzątanina. Robotnicy pracują na zewnątrz budynków i we wnętrzach. Wszędzie hałas pił i młotków, kurz, ale trwają już przygotowania do zainsta- lowania sprzętu kwaterunkowego – łóżek, szafek, by był gotowy na czas. – Zaczynamy już tym się zajmować, bo jeden z pawilonów niedługo ma zostać oddany do użytku – wyjaśnia kierownik. – Jest trochę zniszczonych elemen- tów białego montażu. Trzeba policzyć, ile brakuje i dokupić

nowe. Siłami warsztatowymi robi się dziś kraty do mniej- szych okien w budynkach. Prace trzeba koordynować, bo nowe okna nie mogą czekać na kraty. W tym czasie spe- cjalistka od zamówień publicznych idzie do dyrektora, aby przedyskutować kwestię dostawy drzwi wewnętrznych do budynku administracyjnego. Ma pod pachą plik kolorowych folderów. Trzeba przyjrzeć się ofertom i coś wybrać.

Zastępca kierownika, dziś pierwszy dzień w pracy po dwutygodniowej nieobecności, już po odprawie i rozmowie z szefem działu dostaje sygnał, że coś złego dzieje się z roz- dzielnią elektryczną w kuchni. Więźniowie z warsztatów

(10)

jednostka na miarę

Budowanie wzajemnych relacji sprzyja kształtowaniu pozytywnych postaw ro- dzicielskich, co przekłada się na wła- ściwe pełnienie roli ojca czy matki po opuszczeniu więziennych murów. Na to uroczyste spotkanie zapraszamy dzieci z okolicznych przedszkoli, uczestników Warsztatu Terapii Zajęciowej, z który- mi współpracujemy już od wielu lat.

Co roku przygotowują nam jasełka, wspólnie kolędują ze skazanymi.

Co po Mikołajkach?

Jesteśmy zapraszani do przedszko- li, szkół, domów dziecka. Czytamy nadesłane bajki konkursowe. Dzieci z zaprzyjaźnionych placówek oświato- wych, wychowawczych na podstawie wysłuchanych opowieści stworzyły ilu- stracje do wydanej przez nas książki.

A nawet przygotowały wystawę, którą można było obejrzeć w Bibliotece Pu- blicznej w Hajnówce. Wspólnie z Na- talią Gierasimiuk z Fundacji na rzecz Budowania Otwartego Społeczeństwa

„Oni – to My”, w ramach prowadzone- go przez nią programu „Na fali” osa- dzeni nagrywali bajki, które w formie płyty CD są przekazywane podopiecz- nym placówek oświatowych i domów dziecka. Myślę, że jest to też jeden z lepszych upominków, jakie skazani mogą dać swoim dzieciom. Na co dzień spragnione kontaktu z ojcem, mogą słuchać głosu taty. Osadzeni poważnie podchodzą do tego zadania, wczuwają się w swoją rolę. Zdają sobie sprawę, że są komuś potrzebni, ważni, że ktoś czeka na nich na wolności. Wracając do okresu przedświątecznego, księża od- wiedzają więźniów w celach, duchowo przygotowują ich do tego wydarzenia.

To czas szczególny dla nas wszystkich.

Odbywają się spotkania indywidualnie, nabożeństwa. W zależności od liczby chętnych skazanych, wigilia może być ekumeniczna. Osadzeni z rodzinami biorą udział w mszy, a następnie zasia- dają do stołu. Chodzi o to, żeby choć przez chwilę pobyć razem, poczuć du-

cha Bożego Narodzenia, tak ważnego dla każdego chrześcijanina.

Duch świąt na pewno jest istot- ny, ale rozumiem, że przygotowanie spotkania wigilijnego, zwłaszcza dla osadzonych odbywających karę po- zbawienia wolności w zakładzie typu zamkniętego, wymaga wzmocnienia ochronnego?

Pod względem ochronnym jest to duże przedsięwzięcie, ponieważ w jed- nym czasie na teren aresztu wchodzi grupa ok. 80 osób. Możliwość wzięcia udziału w uroczystej wigilijnej wie- czerzy na terenie jednostki otrzymuje grupa 20 skazanych, do których mogą przyjechać po dwie osoby dorosłe i dzieci. To musi być tak zorganizowa- ne, żeby zapewnić płynny ruch. Mamy świadomość, że rodziny odwiedzające skazanych chcą się wspólnie pomodlić, spędzić ze sobą więcej czasu niż zwy- kle. Są również tacy, którzy mogą po- dejmować próby wniesienia do aresz- tu przedmiotów niedozwolonych.

Trzeba patrzeć na ręce?

Każdorazowo, ze względu na cha- rakter aresztu. Bezpieczeństwo ludzi i jednostki jest dla nas najważniejsze.

Wszyscy wchodzący na teren zakładu są poddawani kontroli. Podobnie jak skazani przed i po wigilii.

Ochrona jest wtedy wzmożona?

Ustalamy to na bieżąco z kierowni- kiem ochrony. W razie potrzeby istnie- je możliwość zaangażowania funkcjo- nariuszy z innych działów.

Jakie jeszcze wydarzenia odbywają się w tym szczególnym okresie?

Osadzeni pod nadzorem kadry peni- tencjarnej przygotowują ozdoby i kart- ki świąteczne, które potem wysyłają do bliskich. Część z nich przesyłamy do zaprzyjaźnionych i współpracują- cych z nami instytucji. Angażujemy się w akcję „Szlachetna paczka”. Wybie- Z ppłk. Romanem Paszko, dyrektorem Aresztu Śledczego w Hajnów-

ce o przygotowaniu jednostki penitencjarnej do okresu świątecz- no-noworocznego, podejmowanych inicjatywach, rozbudowie i po- dwojeniu pojemności aresztu, rozmawia Aneta Łupińska.

Areszt Śledczy w Hajnówce różni się od pozostałych...

...liczbą prowadzonych programów.

Podejmujemy wszelkie czynności zmierzające do tego, aby pobyt w izo- lacji więziennej nie był czasem stra- conym dla osób odbywających karę pozbawienia wolności. Naszym obo- wiązkiem jest stosowanie efektywnych i kompleksowych działań mających na celu przywrócenie skazanych społe- czeństwu. W mojej ocenie ważną rolę pełni tu edukacja prorodzinna i trening ról społecznie akceptowanych. Zależy nam na wypracowaniu u osadzonych pozytywnych zachowań, które będą mogli odtworzyć w środowisku poza więziennym murem. Resocjalizujemy w sposób zindywidualizowany. Autor- skie programy takie jak „Przyjaciele, czyli pies w celi”, w którym skazani m.in. opiekują się psami ze schroniska,

„Katharsis” wykorzystujący elementy arteterapii, programy profilaktyczne z zakresu uzależnień czy informacyjno- edukacyjne. Jednak to, co nas szcze- gólnie wyróżnia, to wielokulturowość.

W naszej ekumenicznej kaplicy odby- wają się nabożeństwa katolickie i pra- wosławne. Posługę religijną sprawują księża obydwu wyznań. Pokazujemy skazanym tę różnorodność, uświada- miamy, że religia nie dzieli, a łączy i że my, chrześcijanie jesteśmy jedną wielką rodziną. Dlatego zarówno więźniowie, jak i funkcjonariusze mogą brać udział w nabożeństwach ekumenicznych.

Do tego świąteczno-noworoczne- go czasu jednostka przygotowuje się w jakiś szczególny sposób?

Rozpoczynamy już 6 grudnia, czyli w Mikołajki. Tego dnia podsumowu- jemy „Ogólnopolski Konkurs Bajka”.

W tym roku odbyła się już piąta edy- cja. Od 2012 r. skazani z całego kraju nadsyłają do nas prace konkursowe.

„Bajka” pomaga zadbać o rozwój emo- cjonalny, jest pomocna w odnawianiu więzi między osadzonymi i ich dziećmi.

Ekumenizm

nie tylko od święta

Fot. Aneta Łupińska

(11)

jednostka na miarę ramy rodzinę z Hajnówki i urządzamy

zbiórkę potrzebnych artykułów. Przed samymi świętami codziennie odbywają się nabożeństwa i rekolekcje w radio- węźle. W zeszłym roku osadzeni byli w monasterze, gdzie poznawali trady- cje, historię, kulturę, religię i poma- gali siostrom zakonnym w pracach na Świętej Górze Grabarce. Uważam, że osoba pozbawiona wolności jest nadal człowiekiem i nie może być traktowana w przedmiotowy sposób. W Hajnów- ce dajemy coś więcej niż tylko pracę.

Organizujemy spotkania z ciekawymi ludźmi. Niedawno osadzeni uczyli się pisania ikon. Dzięki temu zapoznawali się z różnymi technikami, dowiadywa- li o życiu świętego, którego wizeru- nek utrwalali. Oddziałujemy na nich w różnorodny sposób. Odwiedzają ich klerycy. W czasie spotkania z duchow- nym misjonarzem dowiedzieli się, jak wygląda życie na misjach w Afryce. Co roku mamy też pasterkę.

O północy?

Nie, zazwyczaj w godzinach przed- południowych, ale zawsze ustalamy to z księdzem.

Przechodząc do prozy życia, Areszt Śledczy w Hajnówce w ostatnim cza- sie dwukrotnie się powiększył.

Siedem lat temu podjęliśmy decy- zję o rozbudowaniu aresztu. Od tamtej pory przeszliśmy dużą metamorfozę.

Wybudowaliśmy pawilon mieszkalny o pojemności 259 miejsc. Dotychczas mogliśmy przyjąć 227 osadzonych, te- raz – 486. Powstały nowe budynki, sta- re poddano generalnemu remontowi.

Modernizację przeszła również kuch- nia i kotłownia. Obecnie trwa remont w pomieszczeniach administracji, zo- staje jeszcze odświeżenie elewacji.

W planach mamy budowę hali produk- cyjnej o pow. ok 4 tys. m kw. Burmistrz miasta jest nam przychylny, chce na ten cel przekazać 1,5 ha ziemi. Chociaż zatrudnienie już kształtuje się na ponad 50-procentowym poziomie, doszłoby ponad 170 pracujących więźniów, co jest ważne zwłaszcza dla osadzonych odbywających karę w warunkach za- kładu karnego typu zamkniętego. Prze- bywa u nas 10 skazanych na karę do- żywotniego pozbawienia wolności oraz 30 skazanych na 25 lat.

Sporo tych długoterminowych więź- niów. Jak w tym przypadku wygląda praca penitencjarna?

Przede wszystkim staramy się za- pewnić im pracę. Angażujemy ich,

Areszt Śledczy w Hajnówce jest przeznaczo- ny dla mężczyzn tymczasowo aresztowanych i pierwszy raz karanych odbywających karę po- zbawienia wolności w warunkach zakładu kar- nego typu zamkniętego i półotwartego. Powstał w 1986 r. Wcześniej, od 1975 r. funkcjonował tu OZ-et Aresztu Śledczego w Białymstoku dla 280 skazanych. Oddziały mieszkalne i po- mieszczenia biurowe administracji mieściły się w jednym budynku.

Obecnie w dwóch pawilonach może przebywać 486 więźniów. Jednostka wy- posażona jest w trzy świetlice oddziałowe, bibliotekę, boisko do siatkówki, salę multimedialną. Skazani mogą korzystać z sieci telewizyjnej z podstawowymi programami w jęz. polskim i rosyjskim. W areszcie jest kaplica ekumeniczna, gdzie odprawiane są nabożeństwa katolickie i prawosławne. We wrześniu jed- nostce nadano sztandar, uroczystość była połączona z obchodami 30. rocznicy jej powstania. AŁ

gdzie tylko to jest możliwe. Są kiero- wani na kursy, przygotowywani do za- wodu. Pracują w oddziałach mieszkal- nych, kuchni, kotłowni. Skazany musi mieć jakiś cel, żeby właściwie funk- cjonować w warunkach izolacji peni- tencjarnej. Nie może być tak, że ktoś jest zostawiony sam sobie. Świetnie się sprawdza program „Przyjaciele, czyli pies w celi”, który realizujemy na te- renie aresztu lub poza nim, zależnie od edycji i grupy skazanych, którzy biorą w niej udział. W zajęciach prowadzo- nych wewnątrz uczestniczą głównie skazani z długimi wyrokami, wów- czas psy dowożone są ze schroniska do jednostki. Obserwujemy przemia- nę osadzonych. Zaczynają zajęcia jako osoby wycofane, unikające kontaktu ze współwięźniami, kadrą penitencjar- ną. Pracując ze zwierzętami otwierają się na innych. W każdej edycji bierze udział dziesięciu skazanych. Po pew- nym czasie przełamują lody i zaczynają ze sobą współpracować. Rozmawiają i pomagają sobie nawzajem. Na tych spotkaniach wykorzystywane są ele- menty dogoterapii. Pamiętam pierwsze zajęcia, szczególnie jednego skazanego na 25 lat pozbawienia wolności, który panicznie bał się psów. Opowiadał, że w wieku 17 lat popełnił przestępstwo i trafił za nie do więzienia. Psy widział tylko w jednostkach penitencjarnych i źle mu się kojarzyły. Z czasem dystans do zwierzaków stopniowo się zmniej- szał. Na ostatnim spotkaniu wyszedł z psem na spacer. Staramy się w róż- ny sposób, kompleksowo docierać do skazanych, wyposażyć ich w wiedzę i umiejętności, które będą mogli wy- korzystać po wyjściu na wolność, żeby

potrafili się odnaleźć. Bo kursy zawo- dowe i praca to jedno, ale zdecydowa- na większość ma deficyty osobowe. Nie oczekujmy, że z dnia na dzień zmienią swoje postępowanie. Te zaniedbania zazwyczaj narastały przez lata. Takich braków nie da się całkowicie usunąć, ale można próbować je niwelować. Na szczęście, mam zaangażowanych funk- cjonariuszy, którym chce się coś robić.

Stary pawilon typu zamkniętego przekształcił się w typu półotwartego, a nowo wybudowany jest dla więźniów odbywających karę w zakładzie o za- ostrzonym rygorze. Jak sobie państwo radzicie z tak dużym wyzwaniem, któ- rym jest rozbudowa i częściowa zmia- na przeznaczenia jednostki?

To była ciężka praca, włączyli się w nią wszyscy funkcjonariusze w aresz- cie. Nie łatwo było się przestawić z sys- temu, w którym drzwi do cel były cały czas zamknięte, na korytarzach pano- wały cisza i spokój, dyscyplina, prze- marsz osadzonych po terenie jednostki odbywał się pod pełnym nadzorem.

W zakładzie typu półotwartego ruch jest większy, osadzeni mogą swobod- niej poruszać się po oddziale miesz- kalnym. W zakładzie półotwartym jest większy kontakt ze skazanym. Pomimo tych różnic, dosyć płynnie przeszliśmy przez najtrudniejszy etap. Większym wyzwaniem było przyjęcie do służby w mijającym roku 80 nowych osób, z czego połowa trafiła do ochrony. Do- cieramy się. W przygotowaniu młodej kadry mogę liczyć na wsparcie do- świadczonych funkcjonariuszy. Myślę że stanowimy dobry i zgrany zespół, nie raz to udowodniliśmy.

30 lat minęło

Fot. Aneta Łupińska

(12)

klucz do wolności: być mężczyzną

Z powerem! – dopinguje. Po chwili:

– Jest dobrze, panowie, damy radę.

Potem pogadanka Macieja Celińskiego, wolontariusza prowadzącego w więzie- niu Klub Ojca. Zachęca skazanych do wy- znań: – Słuchajcie, takie zobowiązanie, czym dla was jest? – Czymś ważnym, chodzi o duchowe doznanie… – mówią więźniowie. Jeden z żalem wzdycha:

– Szkoda, że nie ma tutaj naszych dzie- ci… – Faktycznie! – podchwytują inni.

Wywiązuje się dyskusja. – Robimy to

„…postanawiam być uczciwym, kochającym ojcem dla moich dzie- ci, czerpiąc wzór ze św. Józefa i błogosławionych męczenników podlaskich…” – brzmi fragment aktu zawierzenia się Bogu złożony przez skazanych w siedleckim więzieniu. Od deklaracji do realiza- cji daleka droga. Krok po kroku… Być mężczyzną to stawać się nim, toczyć kolejne walki z samym sobą, uczyć się otwartości i współ- pracy z innymi. A nade wszystko odpowiedzialności za życie.

Postanowili być uczciwymi ludźmi

Agata Pilarska-Jakubczak

z uzależnień… To pomysł więziennego kapelana ks. Mateusza Czubaka. Pro- gram zakończy się rodzinnym wyjaz- dem w Bieszczady – ukoronowaniem rocznej pracy nad zmianą. Ale dopiero w marcu, na wiosnę.

Śnieg lekko prószy i znika, tempe- ratura plusowa. Za murami zakładu karnego ważne wydarzenie. Zaprzysię- żenie ojców. W świetlicy ks. Mateusz ćwiczy z więźniami przysięgę. – Tak, aby zabrzmiało! Równo, jeszcze raz!

S

łychać o nas w Rzymie! Zaintere- sował się nami sam papież Fran- ciszek – cieszą się twórcy i reali- zatorzy programu „2Kroki”. Projekt trwa. Mężczyźni za kratami zmienia- ją mentalność, a wszystko dzieje się we współpracy z Caritasem. Chodzi o szersze kompetencje społeczne i za- wodowe mężczyzn osadzonych w wię- zieniu i po opuszczeniu zakładu karne- go, dbanie o zdrowe relacje w rodzinie, mniej agresji i przemocy, wychodzenie

(13)

klucz do wolności: być mężczyzną przede wszystkim dla siebie – słychać

głos z sali. – Obiecujemy dzieciom, ale przede wszystkim sobie! – Tak! To was ma wzmocnić – tłumaczy pan Maciej.

– To takie małe ziarenko, które będzie w was rosło. – Panowie, dzieci zobaczą owoc tej „propagandy”. Czas pokaże i wszystko wyjdzie „w praniu” – żar- tobliwie włącza się Emilia Wajszczuk, wychowawczyni współrealizująca pro- gram. – Już widzę, że są dobre owoce, po naszych spotkaniach w Klubie Ojca.

Fajnie rozmawia mi się teraz z córką, a wcześniej niekoniecznie – mówi je- den ze skazanych. Emilia sprawdza li- stę obecności. Pracuje w więzieniu trzy lata, marzyła o tym już jako pięciolatka, a nawet o tym śniła, pełna radości i en- tuzjazmu, wierzy w to, co robi i moc- no angażuje się we wszelkie działania penitencjarne. – Dla mnie najlepszą formą resocjalizacji jest ewangeliza- cja – mówi, oprowadzając mnie po kaplicy pw. Dobrego Łotra. – Chcia- łam, żeby kaplica powstała w tym miej- scu, zabiegałam też, żeby „zwerbować”

do naszego więzienia ks. Mateusza, bo znałam go jeszcze z duszpasterstwa akademickiego i wiedziałam, że jest

„super działaczem”. W głównym ołta- rzu jest obraz przedstawiający ukrzy- żowaną dłoń Jezusa i dobrego łotra, symbolizuje scenę z krzyża, gdy umie- rający Chrystus otwiera niebo łotrowi.

Namalował go nasz skazany, a tutaj jest kopia, którą wyślemy do papieża Franciszka, po tym jak zainteresował się naszym programem.

Dla Mariki i innych dzieci

Za chwilę msza koncelebrowana pod przewodnictwem o. Jana Dezyderiusza Pola, w imieniu Naczelnego Kapelana Więziennictwa. Po jej zakończeniu od- będzie się zaprzysiężenie ojców. Jest dyrektor Biura Penitencjarnego Cen- tralnego Zarządu Służby Więziennej płk Andrzej Leńczuk, szef więzienia w Sie- dlcach ppłk Marek Suwiński, przed- stawiciele jednostki i Caritasu. Już za moment 30 osadzonych zegnie kolana i publicznie zobowiąże się: „dążyć do pełni rozwoju i doskonalenia osobowe- go” tak własnego, jak i swoich dzieci,

„wychowywać je w duchu ewangelicz- nym i patriotycznym”, mając na wzglę- dzie zbawienie swoje oraz rodziny…

Tuż przed wejściem do kaplicy stoi Artur, twórca tekstu zaprzysiężenia, jest przejęty. Opowiada: – Na jednym ze spotkań Klubu Ojca oglądaliśmy film, który mnie poruszył. Zobaczy- łem scenę, jak pewien mężczyzna po śmierci córki tańczy sam ze sobą. Zro-

zumiał, że źle zrobił, odmawiając jej, gdy poprosiła go do tańca, kiedy żyła.

Wtedy pomyślałem sobie: „powinni- śmy się zaprzysiężyć, że będziemy do- brymi ojcami”. Aby nie było za późno.

Zaproponowałem to innym i wszyst- kim się spodobało, więc napisałem zaprzysiężenie. Mam córeczkę, cztery i pół roku, którą wychowują moi rodzi- ce. Chcę dla niej być dobrym tatą. Sam Marta Kuźma, za-

stępca kierownika penitencjarnego w Zakładzie Kar- nym w Siedlcach:

Realizacja tak du- żego przedsięwzięcia wymaga zaangażowania wielu osób.

Gdy poznałam faktyczny rozmiar działań w projekcie „2Kroki”, trochę się przestraszyłam... Czy damy radę?

Jednak Siedlce zawsze były miejscem, gdzie dużo się działo, chętnie wcho- dziliśmy w nowe programy, byliśmy otwarci na współpracę z podmiotami zewnętrznymi, więc dlaczego tym ra- zem mielibyśmy sobie nie poradzić?

Mamy młodą, zaangażowaną kadrę, która chętnie podejmuje nowe wy- zwania. I mamy wspaniałego kape- lana, który nas wspiera, jest kopalnią pomysłów. Uczymy się pokonywać trudności, które oczywiście były, są i będą. Na starcie trzeba było zmoty- wować skazanych i wzbudzić w nich realną chęć pracy nad sobą. Każdy blok tematyczny powierzamy inne- mu wychowawcy lub psychologowi, który nadzoruje przygotowanie za- jęć i dobór grupy. Nad terapią czuwa psycholog Monika Wolińska-Gazda, wychowawca Sebastian Dziwulski, który sprawuje opiekę nad skazanymi zatrudnionymi poza terenem jednost-

Dobry początek wolności

ki, jest odpowiedzialny za doradztwo zawodowe, natomiast wychowawczy- ni Emilia Wajszczuk i wychowawca ds. kulturalno-oświatowych Zbigniew Śpiewak dba o blok zajęć „dla ojców”, który jest mocno rozbudowany.

Co jest najbardziej potrzebne?

Nie wyobrażam sobie, żeby pominąć którykolwiek z bloków. Zagadnienia są ze sobą ściśle powiązane, tworząc całość, która właściwie wykorzystana przez skazanych może zaprocentować po opuszczeniu przez nich więzienia.

Na pewno ważnym elementem jest terapia i wsparcie psychologiczne.

Czas oczekiwania na pełną terapię w zakładzie karnym jest wciąż bardzo długi, szczególnie dla recydywistów.

Dzięki projektowi osoby uzależnione (nie tylko od alkoholu) mogą zacząć proces trzeźwienia jeszcze zanim trafią do oddziału terapeutyczne- go. Wzmocnienie więzi rodzinnych to dla mnie jeden z najważniejszych elementów programu. W zaprzysię- żeniu Klubu Ojca w naszej jednostce uczestniczył skazany, który tego sa- mego dnia wychodził na wolność. Po- wiedział: „Nie może mnie zabraknąć na tej uroczystości, to będzie dobry początek wolności.” Daje to najlepszy obraz tego, jak osadzeni podchodzą do naszych działań. Nie muszą. Chcą i uważają je za wartościowe.

(14)

pasje

Z

ostała do tego skutecznie zachę- cona po bardzo udanym wystę- pie podczas uroczystości nadania sztandaru zakładowi. – Widać było, że ma do tego dryg – wspomina pani dyrektor. Chociaż w Iławie z sukcesa- mi działa również wieloosobowy chór, one wolą gospelową muzykę i jej eks- presję. Wśród iławskiej kadry zapew- ne też drzemią inne talenty wokalne.

Obie członkinie zespołu zachęcają muzykujących kolegów z jednostki do śpiewania. Dotychczas żaden się na to nie zdecydował, ale sprawa jest otwar- ta. Trwa kolejny nabór, więc kto wie, może jakiś tenor, których szczególnie brakuje w składzie, spróbuje swoich sił. Obok naszych funkcjonariuszek jest jeszcze inna mundurowa woka- listka, pani leśnik. W Iława Gospel Sin- gers występuje też m.in. stomatolog, terapeutka, prawnik, recepcjonistka, urzędnik, pedagog. Pod wodzą swoje- go maestro, dyrektora domu kultury w pobliskiej miejscowości stanowią grono zapaleńców, których połączy- ła muzyczna pasja i chęć głoszenia Ewangelii, czyli Dobrej Nowiny.

Płytowy debiut

– Nasze koncerty nie są „sztywne”.

Cały czas jesteśmy w ruchu i włączamy do muzykowania ludzi, którzy przyszli

Mamy dla was muzykę

Kiedy dowiedziała się, że w mieście kompletowany jest zespół mają- cy wykonywać repertuar gospelowy uznała, że to coś dla niej. Zgło- siła się na przesłuchanie i została przyjęta. Ppłk Anna Kacprzycka, zastępca dyrektora Zakładu Karnego w Iławie od trzech lat śpiewa w zespole Iława Gospel Singers. Dwa lata temu dołączyła do niej Anna Popiołek, pielęgniarka pełniąca służbę w ambulatorium jednostki.

nas posłuchać. Podczas występów w ko- ściołach dyrygent zaprasza widzów do wspólnego wykonania krótkich partii utworu, dzielimy ich na głosy nawami – opowiada Anna Kacprzycka. – Widać to na naszych nagraniach na YouTube, pani dyrektor jest energiczna, tańczy, ciągnie innych za sobą – dodaje Anna

Popiołek. – Nie jesteśmy muzycznymi profesjonalistami, ale profesjonalnie podchodzimy do tego, co robimy – mówi pani dyrektor. – Nie można zawieść słuchaczy ani w małej wiejskiej świe- tlicy, ani w sanktuarium. Pierwszy wy- stęp zespołu odbył się 31 maja 2015 r.

w iławskim amfiteatrze na zakończenie Dni Rodziny, a pierwszy koncert sakral- ny – w Lubawie 17 października 2015 r.

podczas Dni Kultury Chrześcijańskiej

organizowanych przez parafię św. Jana Chrzciciela i Michała Archanioła we współpracy z Miejskim Ośrodkiem Kul- tury. W ciągu kolejnych miesięcy i lat chór koncertował wielokrotnie w róż- nych miastach północno-wschodniej Polski, m.in. w Olsztynie, Ostródzie, Brodnicy, Lidzbarku Warmińskim, Bra- niewie, Iławie, Wydminach, Lubawie, Łęgowie k. Pruszcza Gdańskiego, a tak- że dla małych wiejskich społeczności.

W studiu koncertowym Polskiego Radia Olsztyn nagrał pieśni, które wzbogaciły wielkanocny program.

Obie Anny pomimo służbowych i ro- dzinnych obowiązków nie szczędzą cza- su na swoją pasję. Co drugi weekend

uczestniczą w wielogodzinnych pró- bach odbywających się na zaprzyjaźnio- nej plebanii. Do tego dochodzą wyjazdy na koncerty w kościołach, sanktuariach, ośrodkach kultury, domach dziecka, szpitalach, domach pomocy społecznej, na festynach. Nie zawsze więc śpiewa- ją tylko za „dziękuję”. Zespół musi wy- posażać się w sprzęt i ponosić koszty dojazdów. Po wielu miesiącach działal- ności nadszedł czas na spełnienie ma- rzeń członków chóru – nagranie płyty.

Poprzedzające to wydarzenie lato było pracowite, z mnóstwem ćwiczeń, prób i przygotowań związanych z wyborem miejsca oraz terminu nagrań. We wrze- śniu zespół wszedł do profesjonalnego studia w Gdańsku, gdzie powstał ma- teriał muzyczny z udziałem chóru, soli- stów i instrumentalistów. Dzięki temu chętni będą mogli posłuchać utworów nie tylko podczas koncertów, ale także w domowym zaciszu. – Mamy dla was muzykę i przesłanie, które niesie ra- dość, nadzieję, dotyka duszy – pisali na stronie internetowej członkowie Iława Gospel Singers zachęcając do udziału w zbiórce środków na wydanie wyma-

(15)

pasje rzonego albumu. Oferta spotkała się

z dużym zainteresowaniem, udało się zebrać potrzebną sumę. Projekt zyskał też wsparcie w ramach stypendium ar- tystycznego marszałka województwa warmińsko-mazurskiego. Wydawnic- two ukazało się 6 grudnia. Składa się z dwóch płyt. Pierwsza zatytułowana

„Wszystko Tobie” zawiera anglojęzycz- ne utwory gospel i pieśni autorstwa członków zespołu w języku polskim.

Druga „Narodzonemu” to zestaw kolęd w autorskich aranżacjach. Nagranie debiutanckiego albumu stanowi uko- ronowanie dotychczasowej działalno- ści zespołu, który w ciągu 2,5-letniej działalności zdążył dorobić się znacznie obszerniejszego repertuaru niż ten za- rejestrowany w gdańskim studio.

Świąteczne koncertowanie

To głównie polskie kolędy i pastorał- ki w nowych aranżacjach. W czasie kon- certów świątecznych wykonywane są polskie klasyki. Obie panie mają swoje ulubione utwory. Annę Kacprzycką naj- bardziej zachwyca „Gdy się Chrystus rodzi” w gospelowej aranżacji, a ze względu na dynamiczną rytmikę – „Hej kolęda”. Anna Popiołek największym sentymentem darzy utwór „Mario, czy ty wiesz” śpiewany przez solistę, któ- remu wtóruje zespół. Program kon- certów się zmienia. Członkowie chóru wraz z setkami godzin ćwiczeń zyskują coraz większe umiejętności wokalne.

Repertuar się rozrasta, jest nie tylko bogatszy, ale także coraz trudniejszy.

Dlaczego nasze mundurowe alty tak angażują się w pracę w Iława Go- spel Singers? Anna Popiołek jest osobą wierzącą, a „uprawianie takiej muzyki pozwala jej być bliżej Boga”. To także

sposób odreagowania trosk codzienno- ści. Jako dziecko śpiewała w kościel- nym chórze, a potem w zespole mło- dzieżowym. – Pochodzę z Gietrzwałdu, miejsca objawienia Matki Boskiej. Nie było więc możliwe, bym nie śpiewa- ła religijnych pieśni – śmieje się. Te- raz też to robi, choć w innej niż przed laty muzycznej estetyce. Pani dyrektor muzykowanie w stylu gospel określa jako mocne duchowe przeżycie. Każda podkreśla, że uprawiają ten gatunek muzyki z własnej potrzeby. Robią to dla siebie, ale także dla innych.

Grudzień i styczeń są miesiącami szczególnie intensywnie wypełnionymi występami. Anna Popiołek zagląda do terminarza, w którym odnotowała daty i miejsca zaplanowanych koncertów.

Będą m.in. w Ostródzie, Wydminach, a w Iławie tradycyjnie w Święto Trzech Króli. Podobnie jak w latach ubiegłych, dzięki Iława Gospel Singers wigilia iław- skich służb mundurowych odbywająca się w kasynie przy zakładzie karnym będzie miała piękną muzyczną oprawę.

21 grudnia po pasterce dla więźniów celebrowanej przez biskupa elbląskie- go obie panie przebiorą się w stroje estradowe (w tym roku będą biało- czerwono-czarne) i dołączą do zespo- łu. Z koleżankami i kolegami zaśpie- wają kolędy w aranżacjach kierownika chóru. Przed świętami przygotują też dużą świąteczną paczkę, którą wyślą do zaprzyjaźnionego misjonarza aż na Madagaskar.

To już tradycja, że od początku ist- nienia Iława Gospel Singers umilają przedświąteczny czas ludziom, któ- rzy się tego zupełnie nie spodziewa- ją. Dwa lata temu zaśpiewali dla pa- cjentów iławskiego szpitala. Nie mieli

prezentów, ale dla słuchaczy nie miało to znaczenia, bo dzięki kolędom mogli doświadczyć chwil radosnej bożonaro- dzeniowej atmosfery. – Z jednym gło- śnikiem poszliśmy, odwiedzaliśmy po kolei każde piętro – wspomina Anna Kacprzycka. – Chodziliśmy po oddzia- łach. To było dla wszystkich duże prze- życie, ale szczególnie dla starszych, schorowanych i samotnych na oddziale internistycznym. W ub. roku przygoto- waliśmy szlachetną paczkę dla dzieci z Domu Dziecka w Pacółtowie i daliśmy dla nich koncert. W tym też zrobimy taką niespodziankę, choć niekoniecznie w domu dziecka, może w szpitalu albo w domu pomocy społecznej.

Grażyna Linder zdjęcia Piotr Kochański, archiwum Nazwa gospel wywodzi się od an- gielskich słów God („Bóg”) i spell („opowiadać”), co w połączeniu oznacza Słowo Boże – Ewangelię.

Niesie ze sobą religijny przekaz, co plasuje ten gatunek w nurcie muzy- ki chrześcijańskiej. Gospel ma cha- rakter energetycznego, radosnego śpiewu, często połączonego z ele- mentami tanecznymi. Przesiąknięty jest ekspresyjnością, entuzjastycz- nym zapałem. Muzyka ta obecna jest dziś zarówno w przestrzeni sakralnej, jak i świeckiej. Podstawą jest chór o specyficznym wizerun- ku, związanym z jednolitym ubio- rem członków. Typowym strojem są dwukolorowe szaty zwane togami, o luźnym kroju. Prowadzony przez dyrygenta chór podzielony jest na trzy rejestry głosów: soprany, alty i tenory (ewentualnie basy).

16

listopada w siedzibie Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Warszawie, odbyło się semi- narium dla kapelanów i wolontariuszy pracujących i po- sługujących w okręgu. Uczestniczyło 26 osób (pracownicy etatowi i wolontariusze) regularnie obecnych w jednost- kach penitencjarnych, m.in. z Siedlec, Radomia, Grójca, Warszawy Białołęki, Służewca, Grochowa, a także z Byd- goszczy (przedstawiciel Bractwa Więziennego Samaryta- nia). Podczas szkolenia zastanawialiśmy się, czy służbie potrzebna jest współpraca ze światem zewnętrznym, ja- kie są jej problemy i sukcesy, co oznacza „bezpieczny wo- lontariusz”, czyli jak się zachować w sytuacji zagrożenia?

Omówiliśmy także kwestię psychiki człowieka w izolacji oraz specyfiki wolontariatu w jednostkach penitencjar- nych. Mieliśmy okazję do wymiany doświadczeń oraz

zapoznania się z materiałami szkoleniowymi Służby Wię- ziennej. Warsztat pełnił funkcję pilotażu i może stać się inicjatywą, która będzie kontynuowana w innych inspek- toratach w 2018 r. o. dr Jan Dezyderiusz Pol

zdjęcie Arleta Pęconek

Seminarium dla kapelanów i wolontariuszy

(16)

fot. Piotr Kochański

z kraju

Z

robienie wymazu z policzka jest łatwe. Potem można nawet za- pomnieć, że się figuruje w bazie potencjalnych dawców szpiku. Aż do momentu, kiedy zadzwoni telefon. Do pani Małgosi dzwonił i dzwonił, ale nie mogła odebrać, bo zdeponowała go przed wejściem do pracy w areszcie. Po służbie na wyświetlaczu miała kilka- naście nieodebranych połączeń i SMS z prośbą o pilny kontakt. Oddzwoniła.

Jak wygrana w lotto

Pani kapitan jest w służbie od 2005 r., dzisiaj pracuje jako st. inspektor działu finansowego. Zanim przeniosła się do jednostki na Służewcu, była zatrudnio- na w areszcie przy ul. Rakowieckiej na warszawskim Mokotowie. – To właśnie tam w listopadzie 2015 r. nasza służba razem z fundacją DKMS (Baza Dawców Komórek Macierzystych Polska) zorga- nizowały akcję – wspomina. – Skrzyk- nęliśmy się z kilkoma osobami z działu i poszliśmy się zarejestrować. Byłam przekonana, że znalezienie „bliźnia- ka genetycznego”, który mógłby być biorcą od osoby niespokrewnionej, jest jak wygrana w lotto. Już w kwiet- niu, czyli pięć miesięcy później, trafi- ła „szóstkę”. W SMS-ie, który czytała z szybszym biciem serca, była krótka informacja: „Fundacja DKMS. Prosimy o kontakt”. – W słuchawce usłyszałam, że jest pacjent, który potrzebuje mo- ich komórek macierzystych. Zapytano czy podtrzymuję chęć bycia dawcą. Po- twierdziłam.

Potem zaczęła się rutynowa proce- dura. Pani Małgosia pojechała do la- boratorium na pobranie krwi. Prawie trzy tygodnie czekała na informację o potwierdzeniu zgodności. – I taka wiadomość przyszła dokładnie 31 maja 2016 r. Znowu padło pytanie o decyzję bycia dawcą. Nie miałam wątpliwości.

Skierowano mnie więc na szczegółowe badania do szpitala. Tam dowiedziałam się np., że są dwie metody pobierania szpiku: z biodra i z krwi. Decyduje o tym klinika biorcy, ponieważ w zależ- ności od tego, skąd został wzięty, szpik

Żeby uratować czyjeś życie, dwukrotnie oddała swoje komórki ma- cierzyste ze szpiku kostnego. Walka toczyła się o jej „bliźniaka ge- netycznego”, którym okazała się półtoraroczna dziewczynka z USA.

Kpt. Małgorzata Piątkowska z Aresztu Śledczego w Warszawie- -Służewcu nie wahałaby się, gdyby miała komuś pomóc kolejny raz.

Dawca na bis

ma inną strukturę i w inny sposób jest przyswajany. Pobieranie z tarczy bio- drowej to zabieg w pełnej narkozie, a z krwi bez narkozy, ale wcześniej trzeba przyjmować zastrzyki z hormo- nem wzrostu komórek macierzystych.

Cieszyłam się, że to nie ja muszę de- cydować. Pani kapitan wspomina, że wtedy najbardziej martwiła się o nią mama. Zastanawiała się czy oddanie szpiku nie wpłynie na pogorszenie sta- nu zdrowia córki. Ta z kolei tłumaczyła, że sam zabieg, jak mówił lekarz, może się wiązać z lekkim, kilkudniowym osłabieniem organizmu, a szpik pobra- ny z talerza biodrowego regeneruje się w ciągu kilkunastu dni.

Ostatni moment na decyzję

Po dwóch tygodniach okazało się, że badania wypadły pomyślnie. I znowu padło pytanie, czy podtrzymuje decy- zję. Był na to ostatni moment. – Moja odpowiedź na tak, skutkowała tym, że klinika biorcy wszczęła przygotowania pacjenta do przyjęcia mojego szpiku i zaczęła go poddawać chemioterapii.

Gdybym się wycofała już po tym cza- sie, skazałabym biorcę na śmierć. Od tamtej chwili miałam stres, żeby mi się nic nie stało. Nie mogłam sobie pozwo- lić na siedzenie w przeciągu i naraża- nie na przeziębienie, więc pilnowałam, żeby koledzy zamykali drzwi do poko- ju – śmieje się pani Małgosia. Termin pobrania szpiku wyznaczono na 5 lipca 2016 r. metodą z biodra. Zabieg, w któ- rym uczestniczyły dwa zespoły lekar- sko-pielęgniarskie, wykonując pob- rania jednocześnie z dwóch talerzy bio- drowych, trwał dwie godziny.

– Kiedy się obudziłam, byłam lekko osłabiona, ale dość szybko odzyskiwa- łam siły. Po godz. 16, kiedy odwiedzili mnie znajomi z pracy, zadzwoniła pani z fundacji i zapytała, czy chcę coś wie- dzieć o biorcy. Oczywiście, chciałam!

Powiedziała, że może ujawnić trzy in- formacje: wiek, płeć i kraj pochodze- nia. Regulują to przepisy państwa, do którego miały trafić moje komórki ma- cierzyste. Usłyszałam, że ratuję półto-

raroczną dziewczynkę ze Stanów Zjed- noczonych. Rozpłakałam się jak bóbr.

Od razu pomyślałam o mojej pięciolet- niej córce i o rodzicach tamtego dziec- ka, jak bardzo czekali na ten szpik. Jaką musieli mieć w sobie nadzieję.

Miesiąc później, zgodnie z tym, co wówczas stanowiły przepisy, pani Małgosia wysłała mail z pytaniem, jak się czuje biorczyni. Dostała informa- cję, że szpik się przyjął, a dziewczyn- ka wyszła ze szpitala i ma się dobrze.

Czysta radość. – Wszystko było OK…

do lipca 2017 r. Wtedy zawiadomio- no mnie, że nastąpił nawrót choro- by i zapytano czy mogę dziewczynce oddać szpik jeszcze raz. Tym razem z krwi obwodowej.

28 milionów komórek

Znana już pani kapitan procedura zaczęła się od początku. Dodatkowo musiała przyjąć dziewięć zastrzyków w brzuch. – Mąż mi je robił i nie bola- ło – zapewnia. – Zabieg był umówiony na 16 sierpnia, ale przyplątała mi się infekcja i musieliśmy to przełożyć o ty- dzień. Przyznam, że miałam obawy, co będzie, jeśli np. zrobi mi się słabo, czy wytrwam w jednej pozycji przez kilka godzin? Okazało się, że w trakcie po- bierania krwi można czytać, jeść, roz- mawiać przez telefon. Wszystko trwało dwie godziny. Pobrano mi 28 mln ko- mórek macierzystych, a klinika biorcy potrzebowała tylko 5 mln. Czułam się na tyle dobrze, że następnego dnia po- szłam do pracy.

Podobnie jak poprzednim razem, miesiąc po zabiegu pani kapitan wysła- ła zapytanie, jak się czuje dziewczynka.

Tym razem nie dostała odpowiedzi, bo w niektórych krajach zmieniły się re- gulacje prawne. – Teraz muszę czekać przynajmniej dziewięć miesięcy, zanim czegoś się dowiem. Mam nadzieję, że nawet jeśli tej małej byłyby jeszcze po- trzebne moje komórki macierzyste, to w klinice mają duży ich zapas. Gdyby jednak przyszło mi oddać szpik po raz trzeci, jestem gotowa.

Elżbieta Szlęzak-Kawa

Referenties

GERELATEERDE DOCUMENTEN

land ger-egeerd moest worden, een onbillijkheid tegenover de kabinet- ten-De Quay en Marijnen. Kleinere wrijvingspunten, zoals de niet-verkiezing van een P.v.d.A.-man

Kiedy zapytałem, co się stało, do- rosła córka tej pani odpowiedziała, że wszystko jest w porządku, i że wezwa- ła już karetkę.. Była

Z tego co pani mówi widać, że w oddziale możliwe jest realizowa- nie tylko części działań, które na co dzień stosuje się w oddziałach terapeutycznych.. Wobec tego jaka

A po ca- łym dniu siedzenia w samochodzie, to już nawet chodzić się nie chce, tylko spać.. – Bywa, że mam jeszcze dyżury w weekendy –

Wyobrażam to sobie tak, że wirtualne więzienie funkcjonujące poza drze- wem decyzyjnym może zostać wykorzystane szerzej i być dostępne dla funkcjonariuszy kursów

Bo, jak mówiłem, jego podopieczny staje się po takim widzeniu łatwiejszy w kontakcie, bardziej mu za- leży, jest mniej zestresowany i nie martwi się tak bardzo rozłąką z

Jeżeli więc skazany właściwie udoku- mentuje kontakt z rodziną, potwierdzi, że będzie tam mieszkał po zwolnieniu, nie to- czy się wobec niego postępowanie karne i jest to

In ons onderzoek hebben we taken ontwikkeld voor de bovenbouw en onderzocht of leerkrachten de creativiteit van hun leerlingen kunnen beoordelen.. Wat zijn effectieve manieren