• No results found

8 Jubileusz GISW 11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "8 Jubileusz GISW 11"

Copied!
44
0
0

Bezig met laden.... (Bekijk nu de volledige tekst)

Hele tekst

(1)

MIESIĘCZNIK

11

www.sw.gov.pl listopad 2020 nr 270 rok XXIII ISSN 2545-1847 cena 3,50 zł

S Ł U Ż B Y W I Ę Z I E N N E J

Pobiegli,

Zawsze 18 Nie spisujemy 42

14

Jubileusz

GISW 8

(2)

od redakcji

Tej okolicznościowej zbiórki nikt nie planował. Nie ma z niej zdjęć, nagrań ani spra- wozdania. Oni – załoga więzienia w Nysie – będą ją mieli w pamięci tak jak „Dymka”.

Tak o nim mówili, o śp. mjr. Rafale Dymowskim – przyjacielu, koledze, wychowawcy, sportowcu. Nie wiedzą, gdzie dopadł go wirus, który przyniósł śmierć.

Nie zdążyli się z nim pożegnać, kiedy kończył swoją ostatnią służbę. Dlatego stanęli na baczność w chwili, kiedy jego ciało zamieniało się w proch. Rzecznik łamiącym się głosem odczytał wspomnienie, zasalutowali, milczeli, płakali.

Nie tylko funkcjonariusze i pracownicy Zakładu Karnego w Nysie zachowają pamięć o funkcjonariuszu, który widział więcej, bo miał ponad dwa metry wzrostu. Będziemy śp. Rafała Dymowskiego wspominali jako pierwszego więziennika pokonanego przez niewidzialnego wroga – koronawirusa SARS-CoV-2. Oby ostatniego.

Jak co roku w listopadzie, w tym wydaniu piszemy o memoriale biegowym poświęco- nym pamięci Tomasza Mielko – jedynego dotąd operatora GISW, który osiem lat temu zginął podczas wykonywania obowiązków służbowych.

W każdej jednostce penitencjarnej w Polsce toczy się teraz walka o zdrowie i bezpie- czeństwo funkcjonariuszy, pracowników, a także osadzonych. Głowy pełne obaw, serca pełne niepokoju. Co możemy zrobić? Nośmy maski. Myjmy ręce. Zachowujmy dystans.

Dbajmy o siebie i innych. I mimo wszystko bądźmy dobrej myśli. Czas jest trudny, ale go przetrwamy.

Irena Fedorowicz redaktor naczelny

Fot. Piotr Kochański

(3)

spis treści

Na szczyt

38

Z KRAJU 4 Wspomnienie

5 Krwiodawcy nie tylko od święta 6 Patriotyzm XXI wieku, Najlepsze

filmy, Obrazy do kupienia

TEMAT MIESIĄCA: Grupy Interwencyjne Służby Więziennej 8 Nieustraszeni i niezastąpieni

ROZMOWA MIESIĄCA 10 Specjaliści w służbie

U NAS

12 Funkcjonariusz GISW w mundurze MultiCam

26 Służyć i pracować bezpiecznie (3) 27 Mamy czym się pochwalić 33 Z myślą o rodzinie, Konkurs

rozstrzygnięty, Najlepsze wiersze wybrane

ZAWSZE GOTOWI 14 Ratował i kierował 15 Zauważył i zadziałał

LUDZIE

16 To coś, co po mnie zostanie

Z NAMI

18 Nie spisujemy nikogo na straty (1)

21 Kim są ludzie ulicy

30 Jak diagnozować przestępców seksualnych?

34 Praca jak każda inna

PO SŁUŻBIE 22 Sokolnik

NASZE SPRAWY

24 12 pytań: Mariusz Konefał 42 Pobiegli, bo pamiętają

PSYCHOLOG RADZI

25 Pracoholizm – uzależnienie aprobowane społecznie

SŁUŻBA DLA INNYCH 28 Żonkile nadziei, Psia krew,

Dobro wraca, Pomoc w czasie pandemii

HISTORIA

36 Mundur więzienny w II RP (1)

PASJE 38 Na szczyt LISTOPAD 2020 r.

www.dialtech.pl

tel. 61 82 09 900, 606 627 801

KOMFORT PRACY SŁUŻBY WIĘZIENNEJ

Ratował i kierował akcją

14

Krwiodawcy nie tylko od święta

5

ot. Arkadiusz Bargieł fot. OSP Czerniejewo fot. archiwum Szymona Sokołowskiego

Okładka:

Grupa Interwencyjna Służby Więziennej, Areszt Śledczy w Warszawie-Białołęce, fot. Piotr Kochański

(4)

z kraju

W poniedziałkowy poranek, 19 paździer- nika br., dotarła do nas smutna wiadomość o  śmierci mjr. Rafała Dymowskiego, star- szego wychowawcy działu penitencjarnego Zakładu Karnego w  Nysie, który w  wieku 48 lat przegrał walkę z koronawirusem.

„Dymek”, bo pod takim przydomkiem był znany wśród załogi, wyróżniał się nie tylko swoim dwumetrowym wzrostem. Był człowiekiem wyjątkowym, dla każdego miał czas, starał się każdego wysłuchać, każde- mu pomóc. Czy to funkcjonariuszom, czy też osadzonym, z którymi na co dzień pracował.

Sport i pomaganie ludziom to było jego po- wołanie. Jako sportowiec zawodowo grał w piłkę siatkową. Dorobek miał imponujący.

Na swoim koncie miał występy w siatkarskiej reprezentacji Polski. Z AZS-em Częstochowa trzykrotnie zdobył tytuł Mistrza Polski, a bę- dąc reprezentantem Stali Nysa, wywalczył z nią wicemistrzostwo Polski. I to ten tytuł był dla niego bardzo ważny, ponieważ choć Rafał pochodził z  Namysłowa, to z  Nysą związał się na dobre i tu założył rodzinę.

Krótko po zakończeniu kariery sportowej zaczął pracować z trudną młodzieżą w Mło- dzieżowym Ośrodku Wychowawczym w Nysie. Tam z łatwością potrafił nawiązać kontakt nawet z  najbardziej zamkniętym w  sobie wychowankiem. Wstąpienie do Służby Więziennej było kontynuacją wy- branej przez niego drogi zawodowej. Pra- cę wychowawcy w  dziale penitencjarnym rozpoczął w 2003 r. w Zakładzie Karnym nr  1 w  Strzelcach Opolskich, a  kontynu- ował w  Zakładzie Karnym w  Grodkowie.

Służbę w Zakładzie Karnym podjął w Nysie w 2006 r.

Od pierwszych do ostatnich dni w  jed- nostce Rafał zawsze był sobą. Do swoich obowiązków podchodził z  dużym zaanga- żowaniem, przez co zyskiwał duży szacunek zarówno wśród przełożonych, funkcjonariu- szy, ale także osadzonych, którym starał się pomóc w powrocie do społeczeństwa.

Kto znał „Dymka” prywatnie, ten wie- dział, jak bardzo ważna była dla niego ro- dzina. W  wolnych chwilach wraz z  żoną i synami zwiedzał ciekawe miejsca, nierzad- ko położone dosłownie „o rzut kamieniem”.

Opowiadał o nich tak ciekawie, że później wielu z nas podążało jego śladem. Lubił spę- dzać czas na swojej działce, gdzie uprawiał warzywa, owoce i obserwował przyrodę.

Rafał był także naszym zakładowym

„poetą”. Potrafił o  każdym napisać kilka słów, a  były to słowa bardzo trafne, ujęte w humorystyczną formę. Było to widoczne

zwłaszcza wtedy, kiedy pisał o koleżankach i kolegach odchodzących na emeryturę.

Jakże trudno o  Koledze pisać w  czasie przeszłym. Trudno uporać się ze wspomnie- niami, tym bardziej kiedy dotyczą bliskich nam ludzi, którzy odeszli nagle, niespo- dziewanie i  już ich nie ma. Bardzo trudno sformułować słowa oddające pełnię tego, co czujemy w  tej chwili, jeszcze trudniej je wyrazić.

Będzie nam Ciebie brakowało, Rafale...

Cześć Twojej pamięci!

W imieniu przyjaciół i kolegów mjr Henryk Hoc zdjęcia archiwum jednostki

Wspomnienie

19 października br. zmarł mjr Rafał Dymowski, starszy wychowawca w Zakładzie Karnym w Nysie. Kiedy 5 października poczuł się źle, poprosił o urlop sądząc, że to chwilowa niedyspozycja. Nie wrócił już do służby – pokonał go koronawirus.

20 października o 15.00 kadra Zakładu Karnego w Nysie wyszła przed jednostkę i pod masztem z narodową flagą oddała hołd zmarłemu koledze, którego doczesne szczątki w tym czasie były poddawane kremacji.

Mjr Rafał Dymowski, sportowiec, ceniony i lubiany funkcjonariusz, miał 48 lat. Pozostawił żonę i dwóch synów.

Cześć Jego pamięci!

(5)

z kraju

W

ielka zbiórka krwi to sposób na uczczenie Narodowego Święta Niepodległości. Służ- ba Więzienna po raz kolejny uczestni- czy w  ogólnopolskiej akcji „Nasza krew –  Nasza Ojczyzna”. Organizuje ją Straż Graniczna, a  uczestnikami są pracow- nicy i  funkcjonariusze wszystkich służb mundurowych. Efekty są spektakularne:

w latach 2012-2019 około 25 000 krwio- dawców oddało 11 550 litrów krwi i  jej składników.

Główny cel akcji to ratowanie życia przy pomocy krwi –  lekarstwa, którego nie da się wyprodukować. Zbiórka roz- poczęła się 20 października, kilka dni po święcie, które dawcy krwi i szpiku obcho- dzili 15. dnia minionego miesiąca. Dzięki akcji mundurowych popularność daw- stwa może wzrosnąć, a funkcjonariusze służb państwowych zaprezentują się spo- łeczeństwu jako ci, którzy gotowi są na pomoc ojczyźnie i drugiemu człowiekowi.

Tegoroczną, 9. edycję, zaplanowano do 20 grudnia. Przez dwa miesiące w bankach krwi z pewnością przybędzie krwi, której w  czasie pandemii tak bardzo brakuje.

Więziennicy są w czołówce wśród służb pod względem ilości oddanej krwi. Pod- czas ubiegłorocznej akcji „Nasza Krew – Nasza Ojczyzna” co trzeci z 2155 litrów krwi pochodził od dawcy ze Służby Wię- ziennej, która zarejestrowała oddanie 705 litrów krwi i jej składników.

Druga fala pandemii koronawirusa nie zatrzymała grudziądzkich więzien- ników. Członkowie powstałego w  tym roku Klubu Honorowych Dawców Krwi zachowali rygory reżimu sanitarnego.

Z  własnymi długopisami, we wcześniej ustalonych odstępach czasu i w dystan- sie społecznym w Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Gru- dziądzu stawiło się kilkudziesięciu funk- cjonariuszy obu tamtejszych zakładów karnych, by wspomóc banki krwi.

Klub Honorowych Dawców Krwi Pol- skiego Czerwonego Krzyża przy Areszcie Śledczym w  Gdańsku także zainicjował kolejną akcję zbiórki krwi. 14 październi- ka pod bramą gdańskiego aresztu stanął mobilny krwiobus, w którym 21 funkcjo- nariuszy oddało 9 450 ml krwi.

Klub HDK „Kropla Życia” z  Zakła- du Karnego w  Wierzchowie regular- nie wspiera banki krwi. 25 września

w Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Szczecinie funkcjo- nariusze tej jednostki po raz kolejny od- powiedzieli na apel i oddali krew, osocze i płytki krwi. Zakład Karny w Wierzcho- wie został uhonorowany certyfikatem Firmy Promującej Honorowe Krwio- dawstwo. St. sierż. Bartłomiej Muryn, prezes Klubu HDK ,,Kropla Życia”, a za- razem przewodniczący Zespołu ds. Po- pularyzacji Honorowego Krwiodawstwa w Służbie Więziennej, został wyróżnio- ny Medalem Pamiątkowym XX Rocznicy

Ustanowienia Św. Maksymiliana Marii Kolbego Patronem Honorowych Daw- ców Krwi w  Polsce. Tę honorową od- znakę st. sierż. Bartłomiejowi Muryno- wi 12  października wręczył dyrektor Zakładu Karnego w Wierzchowie ppłk.

Radosław Pewniak.

(O  krwiodawcy rekordziście w  szere- gach naszej formacji piszemy na s. 16 – red.)

JSam zdjęcia Anna Piskur, Joanna Gwizdała,

Bartłomiej Muryn, Dorota Zwolańska

Krwiodawcy nie tylko od święta

(6)

z kraju

D

o 26 listopada br. w  Żagańskim Pałacu Kultury czynna jest druga charytatywna wystawa prac ma- larskich autorstwa osadzonych w Zakła- dzie Karnym w Krzywańcu. Dochód z ich sprzedaży jest przeznaczony na potrzeby Hospicjum św. Brata Alberta w  Żarach.

Obrazy powstały w ramach programu re- socjalizacyjnego „Okno na świat”, który po- mysłodawczyni, st. wychowawca kpt. Ewa Igiel, koordynuje nieprzerwanie od 2009 r.

6 października, w pierwszym dniu wysta- wy, sprzedano 30 spośród ponad stu prac.

Szczegółowe informacje oraz cennik ob- razów tutaj: https://zpk.zagan.pl/okno-na- -swiat/. Dostępność wybranych prac można sprawdzić telefonicznie: 68 4776478

zdjęcie Małgorzata Trzcionkowska,

„Gazeta Lubuska”

F

unkcjonariusze Zakładu Karnego w  Żytkowicach 28 października uczestniczyli w  akcji sprzątania Grobu Poległych za Ojczyznę w  1939 r.

w Garbatce Letnisko oraz mogił pomor- dowanych mieszkańców. Porządkując

teren cmentarza, na którym znajdują się groby żołnierzy poległych w czasie dru- giej wojny światowej mogliśmy okazać im szacunek i pamięć za ich bohaterstwo i po- święcenie. To też okazja do refleksji nad znaczeniem niepodległości Polski i ceną, jaką za nią zapłacili nasi przodkowie, wal- cząc o wolność dla nas wszystkich.

W  czasie drugiej wojny światowej zginęło 15 proc. funkcjonariuszy Straży Więziennej. Dzisiaj nie musimy podej- mować tak dramatycznych wyborów, jak nasi przodkowie walczący o niepod- ległość Rzeczypospolitej. Potrzebujemy mądrych obywateli, którzy swój patrio- tyzm i oddanie ojczyźnie okażą poprzez szacunek dla godła, flagi, ojczystego ję- zyka, naszej historii i przestrzegania pra- wa. Nasza codzienna, sumienna dobrze

pełniona służba, dobrze wykonywana praca, poszanowanie praw i  godności innych to wyraz patriotyzmu XXI wieku.

Udział funkcjonariuszy Służby Wię- ziennej w akcjach charytatywnych, pro- społecznych i  patriotycznych ma od- zwierciedlenie w  procesie resocjalizacji osób pozbawionych wolności. Kadra penitencjarna realizując liczne programy resocjalizacji, których celem jest kształ- towanie u osadzonych postaw społecznie akceptowalnych uczy, że bezinteresowna praca na rzecz innych osób, kształtowa- nie szacunku dla własnego kraju i  jego historii, a tym samym rozwijanie postaw patriotycznych i obywatelskich to cechy warunkujące właściwe funkcjonowanie w  społeczeństwie po odbyciu kary po- zbawienia wolności.

Zbigniew Śpiewak zdjęcie Paweł Wójcik

VIII

International Film Festival in Olsztyn

„Prison Movie” został rozstrzygnięty, ale gala zaplanowana na 29 października musi poczekać. Oto lau- reaci międzynarodowego przeglądu fil- mów o tematyce więziennej:

„Kobiety za kratami” reż. Karolina Daczkowska

„Jakaś część mnie” reż. Krzysztof Ku- czyński

„Do wolności” reż. Bartłomiej Perlak

„Blues zza krat” reż. Wojciech Góra, Jacek Czapla

„Zapomniana kraina” reż. Mariusz Ja- kubcewicz

„Piotrek i  Krzysztof – profilaktyka z szansą” reż. Paweł Przewoźny

„Życie w ZK Włocławek” reż. Michał Paczkowski

Na zdjęciu prezentujemy planszę z  filmu nagrodzonego przez Dyrektora

Generalnego Służby Więziennej za szcze- gólne walory resocjalizacyjne. Miło nam tym bardziej, że jego reżyser – Bartłomiej Perlak – publikował na łamach Forum.

Obrazy do kupienia Patriotyzm XXI wieku

Najlepsze filmy

(7)

reklama

APARATY SAMOINKASUJĄCE tel. 61 82 09 900, 606 627 801 www.dialtech.pl

TELEFONIA DLA OSADZONYCH

KOMFORT PRACY SŁUŻBY WIĘZIENNEJ

(8)

temat miesiąca: Grupy Interwencyjne Służby Więziennej

Nieustraszeni i niezastąpieni

Wykwalifikowani, odporni na stres, świetnie wyszkoleni – mówi się, że są elitą Służby Więziennej. W jednostkach reagują na poważne zagrożenia, poza murami realizują konwoje najbardziej niebezpiecznych osadzonych. Są wszędzie tam, gdzie może zostać zakłócony porządek.

Dziś w całej Polsce jest 15 etatowych Grup Interwencyjnych Służby Więzien- nej. Przez 10 lat, a  więc czasu, gdy zo- stały powołane, zmieniło się wszystko:

usytuowanie, wyposażenie, sprzęt, szko- lenia. Niezmienny pozostał zakres zadań i trzymanie wysokich standardów. Funk- cjonariusz GISW-u musi być maksymalnie wykwalifikowany. Wymaga się od niego sprawności fizycznej, ale i  umiejętności pracy w zespole. Odwagi, zdecydowania oraz opanowania. Sprawdzi się, jak mó- wią szefowie poszczególnych grup, chłop duży, silny i szybki. A przy tym umiejący współpracować.

By dostać się do GISW-u, trzeba przejść test sprawności fizycznej. Mor- derczy. Tu nie ma taryfy ulgowej, a oce- na pozytywna jest dopiero początkiem.

Potem kandydata czeka dwumiesięczna służba kandydacka, która jest perma- nentnym egzaminem. Szkolenie obejmu- je przepisy ochronne, taktykę konwojo- wą, obsługę broni i udzielenie pierwszej pomocy przedmedycznej. Oceniane są indywidulane predyspozycje, ale i  zdol- ność współpracy oraz przydatność dla grupy. Żaden indywidualista, nawet jeśli jest asem, nie ma szans tu zostać. Byłby zagrożeniem dla kolegów. Operatorzy z  GISW-u  polegają na swoich umiejęt- nościach, wzajemnym zaufaniu, zgraniu zespołu.

– Pamiętam taką interwencję, bardzo medialną – mówi  funkcjonariusz z  po- znańskiej grupy. –  Były zapaśnik pobił policjantów, był bardzo pobudzony, trze- ba go było przewieźć do innej jednostki.

W pięciu pojechaliśmy po niego. Byłem najstarszy. Wchodziłem do celi pierw- szy, a  sytuacja była naprawdę bardzo niebezpieczna. Przeszła mi myśl, że nic nie może się stać, bo wiem, kogo mam z  tyłu, co potrafię ja i  koledzy. To jest

właśnie zaufanie do siebie wynikające z  wielogodzinnych wspólnych trenin- gów, perfekcyjnie wyćwiczonych sche- matów i procedur.

Obowiązkowe treningi

Praca GISW w głównej mierze polega na zapobieganiu zdarzeniom nadzwyczaj- nym. Ale świadomość obecności funkcjo- nariuszy grupy w jednostce i ich gotowo- ści wpływa też tonująco na osadzonych.

W  większości wypadków wystarczy, że się pojawią albo, że mogą się pojawić.

Więźniowie wiedzą, że z czarnymi, bo tak ich nazywają, nie ma dyskusji.

– Efekt jest taki, że u nas od kilku lat nie stosujemy środków przymusu bezpo- średniego. Wszyscy wiedzą, że jest ekipa, która w pięć minut zrobi porządek – opo- wiada funkcjonariusz z poznańskiej grupy interwencyjnej. – Likwidujemy zagroże- nie bez użycia siły. Sama nasza obecność powoduje, że osadzeni odstępują od swo- ich działań.

– My specjalizujemy się w  najtrud- niejszych robotach, więc jeśli zdarzają

się interwencje, są to zadania naprawdę specjalne – dodaje kolega z grupy gdań- skiej.

Do cel wchodzą wtedy, gdy osadzony odmawia wykonania polecenia, niszczy sprzęty, grozi samouszkodzeniem, jest agresywny. Zgodnie z procedurą wzywa ich wtedy dowódca, negocjują i  gdy nie uda się pokojowo rozwiązać problemu, interweniują.

– Mieliśmy na przykład w  Gdańsku taką sytuację, że osadzony chcąc wymu- sić jakąś decyzję, zaczął się ciąć i chciał się wieszać –  opowiada funkcjonariusz.

–  Negocjacje nie przyniosły skutku, za- padła decyzja, że wchodzimy. Akcja jest wtedy szybka, każdy wie, co robić.

– Jesteśmy tak wyszkoleni, żeby mieć oczy wokół głowy –  dodaje dowódca.

–  Potrafimy przewidzieć zagrożenia, je- steśmy przygotowani na każdy scena- riusz. Podczas interwencji wykorzystuje- my takie środki i siły, żeby z jednej strony uniknąć urazów ze strony agresywnego osadzonego, a z drugiej właśnie jemu za- pewnić bezpieczeństwo.

(9)

temat miesiąca: Grupy Interwencyjne Służby Więziennej

Dlatego tak ważne są treningi, ciągłe ćwiczenia, powtarzanie procedur. Jed- nym z  elementów doskonalenia się jest wymiana doświadczeń i  udział w  zawo- dach, ale podstawą są codzienne szkole- nia indywidualne i w grupach. Całą grupą trenują sześć dni w miesiącu (do niedaw- na były to tylko cztery dni). Obowiąz- kowo. Nie ma od tego wyjątku. Do tego dochodzą wyjazdy, spotkania z  innymi służbami, obozy kondycyjne.

– Na co dzień trudno się spotkać. Żeby zrobić szkolenie z  interwencji, trzeba czterech, pięciu osób. A często mamy tyle zadań, że w jednostce zostaje tylko jeden z nas – tłumaczy dowódca GISW w Po- znaniu. –  Zawsze też mamy przy sobie całe wyposażenie. Pracujemy w systemie ośmiogodzinnym, ale  jesteśmy dyspo- zycyjni 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.

Zadania specjalne

Co robią na co dzień? W jednostkach działają na pierwszej linii. Oprócz tego prowadzą kontrole. Znajdują w  celach

niedozwolone substancje i  narzędzia.

Wiedzą, gdzie szukać i  będą szukać do skutku. Jeśli na przykład znajdą w  celi kluczyk imbusowy, znaczy, że coś jest gdzieś ukryte. Pytanie gdzie i co. Spraw- dzają wtedy każdą rzecz, każdy kąt.

– No bo po coś ten kluczyk jest, praw- da? – mówi funkcjonariusz. – Takie prze- szukanie jest żmudne i czasochłonne, ale w kilku jest nam łatwiej niż funkcjonariu- szowi ochrony w pojedynkę. Potem oka- zuje się, że klucz był potrzebny do rozkrę- cenia czajnika, a w jego podstawie ukryte były pendrive i karta do telefonu. Skoro jest karta, musi być też urządzenie. Znaj- dujemy je ukryte w częściach w klozecie.

Wewnątrz jednostki nie noszą broni.

Są w nią wyposażeni, gdy konwojują osa- dzonych między więzieniami, do szpitali, urzędów, na pogrzeby, ale też, gdy pilnują ich podczas pobytu w szpitalu.

– Bardzo często jeździmy z osadzony- mi na badania – mówią funkcjonariusze z Gdańska.

– Zdarzało się, że siedzieliśmy na in- tensywnej terapii cały miesiąc pilnując

osadzonego, który próbował odebrać sobie życie –  dodaje funkcjonariusz z Poznania.

Wszyscy przyznają, że w  ich robocie nie ma nudy i  rutyny. Każdy dzień jest inny i to jest fascynujące. Oczywiście nie jest to praca dla każdego, bo stres jest tu dużo większy. Z badań przeprowadzonych kilka lat temu wynika, że operatorzy grup interwencyjnych charakteryzują się bar- dzo wysokim poczuciem skuteczności, maksymalną odpornością na stres i niskim poziomem agresji, co jest szczególnie waż- ne w ich pracy. Umiejętność opanowania, niereagowania na prowokacje przy abso- lutnej skuteczności, to cechy, których nie da wyuczyć się w rok czy dwa.

– Ta wiedza nie jest nigdzie zapisana, musi być przekazana, a jest tego napraw- dę dużo –  mówi dowódca poznańskiej grupy. – Głęboko w człowieka musi wejść.

– Weźmy na przykład taki pogrzeb – dodaje jeden z funkcjonariuszy. – Wie- ziemy osadzonego na cmentarz, a to new- ralgiczne miejsce. Nie wiadomo, co bę- dzie się działo, emocje są ogromne. Jest żal, płacz, mogą pojawić się pretensje, agresja słowna. I  my musimy wiedzieć, jak reagować, jak zachować zimną krew, a przy tym pamiętać, że ryzyko jest pod- wyższone i jesteśmy na celowniku.

Po dziesięciu latach funkcjonowania GISW-ów można śmiało powiedzieć, że nie ma tu ludzi przypadkowych. To profe- sjonaliści i pasjonaci. Ludzie, którzy lubią to, co robią, są wszechstronnie wyszko- leni i znają się na robocie. Wiedzą też, że trening siłowy jest szalenie ważny, ale nie zastąpi myślenia i, że czasem trzeba odpuścić.

– Mieliśmy kiedyś takie zdarzenie.

Osadzony cały pokrwawiony trzymał nóż przy gardle, grożąc, że się zabije jeśli nie dostanie zgody na rozmowę telefo- niczną – opowiada jeden z funkcjonariu- szy GISW. –  Stał w  korytarzu, tuż przy aparacie. Dowódca nie chciał się zgodzić.

Negocjował z nim, że najpierw ambulato- rium i  opatrzenie ran, potem rozmowa.

My staliśmy w  gotowości. W  którymś momencie mówię do dowódcy, żeby od- puścić i  pozwolić mu zadzwonić. Że to nic nie zmieni. I  faktycznie. Osadzony zadzwonił, odrzucił nóż, pierwsza pomoc została udzielona. To było nasze zwycię- stwo. Obyło się bez użycia siły.

Anna Krawczyńska zdjęcia Piotr Kochański,

archiwa jednostek

(10)

Pana ludzie to specjaliści od sytuacji kryzysowych w Służbie Więziennej?

– To specjaliści najwyższej klasy. GISW tworzą ludzie, którzy mają zapobiegać sytuacjom kryzysowym, a jeśli już się ta- kie przydarzą, są od tego, by likwidować powstałe zagrożenia i ich skutki.

GISW zostały powołane w styczniu 2010  r. Jak wcześniej służba sobie bez nich radziła?

– Już w 2005 r., kiedy byłem kierownikiem ochrony w Areszcie Śledczym w Środzie Wielkopolskiej, rozpoczęliśmy w  jedno- stce zorganizowany proces szkolenia funkcjonariuszy z zakresu działań inter- wencyjnych, konwojowych, strzeleckich i z udzielania pierwszej pomocy. Powstała tam nieetatowa grupa konwojowo-inter- wencyjna o  nazwie Rubikon. Dyrektor wyposażył nas w  odrębny sprzęt, mieli- śmy przyznane dodatkowe uzbrojenie, dostęp do pojazdu, do strzelnicy.

To był pierwowzór późniejszej GISW?

– To był prototyp GISW. W  innych jed- nostkach też prowadzono szkolenia, ale chyba nigdzie o takim zasięgu jak nasze.

Miałem przyjemność szkolić funkcjona- riuszy nie tylko ze Środy Wielkopolskiej, ale z całego okręgu poznańskiego i okrę- gów ościennych. Trwało to do czasu, kie- dy powstała koncepcja grup etatowych usankcjonowanych zarządzeniem Dy- rektora Generalnego Służby Więziennej w 2010 r. GISW, licząc 240 funkcjonariu- szy, zaczęły działać w 15 okręgach. I tak jest do dzisiaj.

Jakie jednostki specjalne służyły wam za wzór?

– Korzystaliśmy z  doświadczeń różnych jednostek, takich jak wojskowe GROM i  Formoza, policyjnych antyterrorystów, obecnie kontrterrorystów, czy Straży

Granicznej i wybieraliśmy to, co najbardziej przydatne w naszej służbie. Bo ze względu na jej specyfikę nie wszystkie działania Po- licji czy wojska są u nas do przyjęcia.

Jak wypadają nasze grupy na tle in- nych?

– Podam przykład. Funkcjonariusz Policji z grupy kontrterrorystycznej w Poznaniu powiedział mi niedawno, że gdyby dzisiaj miał kogoś zabrać na akcję, to wolałby naszych chłopaków, niż swoich. Stwier- dził, że poziom naszego wyszkolenia jest bardzo wysoki. To cenna opinia człowieka, który blisko dziesięć lat z nami współpra- cuje i  ma świetne rozeznanie, co nasze grupy potrafią, jak reagują w różnych sy- tuacjach.

Ale przecież szkolicie się podobnie.

– Tak, ale tu trzeba wziąć pod uwagę specyfikę działań poszczególnych grup.

Żołnierze GROM-u mieliby ogromne pro- blemy, żeby wyciągnąć z  celi oszalałego więźnia. Pewnie wrzuciliby do celi granat i byłoby po sprawie. My w podobnym za- grożeniu musimy bardzo uważać, żeby stosując środki przymusu, w miarę możli- wości i okoliczności wyrządzić temu osa- dzonemu jak najmniejszą krzywdę. Kiedy np. policjanci gonią złodzieja na ulicy, koncentrują się na tym jednym człowie- ku. My, wchodząc do oddziału więzienne- go, gdzie jest stu czy więcej osadzonych, likwidując zagrożenie w  jednej celi nie możemy dopuścić, żeby to zagrożenie rozszerzyło się na inne cele czy oddziały mieszkalne. Dlatego bardzo trudno jest porównywać specyfikę pracy żołnierza, policjanta i funkcjonariusza Służby Wię- ziennej. Są jednak elementy wspólne, np.

konwojowanie, strzelectwo, samoobrona i tutaj w niczym nie ustępujemy tamtym grupom. Czasem to one zwracają się do nas z prośbą o przeszkolenie. Szkolimy na

przykład strażników granicznych w dzia- łaniach interwencyjnych w  małych po- mieszczeniach, bo to jest nasza zawodo- wa specjalność.

Jakich środków używacie podczas interwencji?

– To zależy od potrzeb i zadań, jakie funk- cjonariusze GISW mają wykonać w kon- kretnej sytuacji. Jeżeli jadą kontrolować jednostkę, to pobierają sprzęt niezbędny do kontroli, jeśli są wzywani do działań interwencyjnych, to ubierają się w  inny zestaw mundurowy niż wtedy, kiedy są oddelegowani do zadań konwojowych, np.

przewożenia więźniów tzw. niebezpiecz- nych z  jednostki do jednostki. Na tym też polega ich wszechstronność. Potrafią funkcjonować w jednym czasie w trzech, czterech wymiarach. Tego nie umieją ani policjanci, ani żołnierze, bo nie są do tego szkoleni. W czasie interwencji GISW sto- suje siły i środki określone w przepisach.

Należą do nich środki przymusu bezpo- średniego, w tym użycie siły czy środków chemicznych. Mamy na wyposażeniu tasery, czyli urządzenia elektryczne do obezwładniania, ale też broń bojową. Na szczęście dotąd nie została ona użyta podczas interwencji.

Kto trafia do grupy?

– Przyjmujemy głównie ludzi młodych, sprawnych fizycznie. Z  przynajmniej dwuletnim nienagannym stażem służby w naszej formacji. Zarządzenie Dyrektora Generalnego Służby Więziennej dotyczą- ce funkcjonowania GISW, znowelizowa- ne w  sierpniu br., przewiduje nowy test sprawności fizycznej, który sam ułożyłem i  dwumiesięczny okres tzw. służby kan- dydackiej, którego wcześniej nie było. To cały proces wstępnego szkolenia, który jest oceniany przez dowódcę grupy i spe- cjalistę okręgowego. Dopiero pozytywne

Specjaliści w służbie

Z ppłk. Piotrem Zdunowskim, st. spec. Biura Ochrony i Spraw

Obronnych w Centralnym Zarządzie Służby Więziennej, opiekunem

wszystkich Grup Interwencyjnych Służby Więziennej (GISW)

w Polsce, rozmawia Elżbieta Szlęzak-Kawa.

(11)

rozmowa miesiąca

opinie ich obu decydują o tym, czy kandy- dat stanie się pełnoprawnym członkiem GISW. Okres wstępny ma odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie: czy ten czło- wiek będzie umiał pracować w  zespole i zintegruje się z nim. Tu nie ma miejsca dla indywidualistów. Funkcjonariusz GISW w działaniu nigdy nie ogląda się na swoje plecy, bo wie, że tam zawsze stoi kolega.

A może koleżanka?

– Mamy jedną panią w okręgu rzeszow- skim. Mówi, że radzi sobie w GISW dosko- nale. Wychowywała się z pięcioma brać- mi. Ze względu na płeć nie ma w grupie żadnej taryfy ulgowej. Musi wykonywać wszystkie zadania z takim samym zaanga- żowaniem i poświęceniem, jak jej koledzy.

Przechodzi też takie same testy sprawno- ściowe, jak oni. I daje radę.

Jaki im pan zgotował tor przeszkód w nowym teście sprawnościowym?

– Zacznijmy do tego, że funkcjonariusz grupy jest ponadprzeciętnie sprawny fizycznie. Co roku przechodzi taki sam test, jak ten pierwszy, egzaminacyjny.

Nie tylko kandydaci, ale także wszyscy czynni funkcjonariusze GISW muszą go przejść. Założenie jest takie, że gdy im się nie powiedzie, mogą mieć drugą pró- bę. Trzeciej już nie ma. System oceny jest zerojedynkowy. Albo się poszczególne zadanie zalicza albo nie. Jeśli GISW mają mieć charakter jednostek specjalnych, to wymagania muszą być bezwzględne. Bo ta jednostka nie jest dla każdego. Ja tych chłopaków pod bardzo wieloma względa- mi traktuję jako elitę w tej służbie.

W jakim systemie pracują grupy?

– To etatowi funkcjonariusze GISW, więc dla nich nie ma odrębnych stanowisk pra- cy w więzieniach. Niemniej, gdy są takie potrzeby, wyrażamy zgodę, żeby czasowo oddelegować ludzi z  GISW do pomocy w jednostkach penitencjarnych przy re- alizacji podstawowych zadań. Głównie konwojowych, ale też do dozorowania, zabezpieczania, czy doprowadzania osa- dzonych. Pomagają też jako oddziałowi czy widzeniowi.

Rozumieją te potrzeby, czy się bun- tują?

– Rozumieją, choć to im się nie podoba.

Ale są zdyscyplinowani i  bez gadania muszą wykonać polecenie, mając na celu dobro i bezpieczeństwo jednostek peni- tencjarnych.

Umiejętność pracy w  zespole, zdy- scyplinowanie, podporządkowanie…

Jakie jeszcze cechy musi mieć czło- nek GISW?

– Cecha absolutnie konieczna to stupro- centowa dyspozycyjność. Dzwoni tele- fon i jest wyjazd, często w nocy. Zwykle ja jestem sprawcą, że grupa zbiera się w  trybie alarmowym i  wyjeżdżamy na przykład na drugi koniec Polski, żeby skontrolować którąś z dużych jednostek.

Badamy skazanych na obecność substan- cji niedozwolonych w organizmie, doko- nujemy kontroli cel, pomieszczeń, rejo- nów. I wracamy.

A po takiej kontroli idzie w więzienną Polskę informacja, że GISW działają.

– Oczywiście. Nawet gdybyśmy tylko przeszli się po oddziałach czy placach spacerowych, od razu będziemy przez osadzonych zauważeni i na długo pozo- stawimy po sobie odpowiednie wrażenie.

Taka prewencja: pokazanie grupy, siły i  zdecydowania wpływa na ostudzenie nastrojów w oddziałach czy w całej jed- nostce. I takie zadania też wykonujemy.

Zdarza się, że ktoś odchodzi z tej eli- tarnej grupy?

– Naprawdę rzadko. To są pojedyncze przypadki w ciągu roku. Bo ludzie w GISW są bardzo zintegrowani. Przyjaźnią się i  mają do siebie zaufanie. Ich integracja wybiega daleko poza ramy służbowe.

Bywa też, że decydują o wyeliminowaniu kogoś ze swojego grona. Niektórzy nie dają rady z  dyspozycyjnością, czy z  tre- ningami. Czasem rezygnują sami, czasem o ich odejściu decyduje dowódca grupy.

Cieszy mnie, że coraz częściej odchodzą, bo awansują. Dyrektorzy chętnie sięgają po funkcjonariuszy GISW, jak po specja- listyczne zaplecze kadrowe. Moi pod- opieczni zostają zastępcami dyrektorów jednostek, kierownikami, inspektorami czy dowódcami zmiany. To stanowiska, które mają istotny wpływ na bezpieczeń- stwo w  jednostkach. Dyrektorzy rozu- mieją, że GISW wykonują najbardziej niebezpieczne zadania w  więzieniach.

Poza tym są to ludzie sprawdzeni i godni zaufania.

Jeszcze kilka lat temu można było usłyszeć głosy, że w  służbie taki dziwny twór jak GISW jest zbędny.

To się zmieniło.

– Tak, bo życie weryfikuje wszystko. Przez te 10 lat zmieniły się nie tylko GISW, ale

też funkcjonariusze, osadzeni i same wię- zienia. W tym wszystkim grupy, z łatwo- ścią dostosowujące się do nowych prze- pisów i  wyzwań, stały się nieodłączną częścią naszej formacji. Nie obawiam się o ich przyszłość, bo one już wrosły w tę służbę. Zapracowały na swoją dobrą opi- nię. Nieraz słyszę od dyrektorów jedno- stek: „Co by było gdyby nie GISW? Kto by to zrobił?”. Te grupy będą funkcjonować i się rozwijać.

Mają na swoim koncie spektakular- ne interwencje.

– Wiele. Niektóre sfilmowaliśmy i wyko- rzystujemy podczas szkoleń. Na przykład tę, która od otwarcia kraty do chwili cał- kowitego unieruchomienia agresywnego więźnia trwała zaledwie cztery sekundy.

Jak się zmieniły GISW przez te 10 lat i jak według pana będą wyglądały za następne 10?

– Przez cały ten czas systematycznie formowaliśmy te grupy, żeby osiągnęły taki poziom wyszkolenia, jaki prezen- tują dzisiaj. Zmieniło się dużo: wypo- sażenie, umundurowanie, samochody.

Ciągle rozszerza się zakres ich działań.

Dzisiaj już nie tylko sami się szkolą, ale mają obowiązek szkolenia i  dzielenia się swoimi umiejętnościami z  innymi funkcjonariuszami Służby Więziennej.

Rozwój GISW to jest ciągły proces. Sta- le zabiegamy, żeby w  tej strukturze coś zmieniać i  poprawiać. Zmieniają się też przepisy. Rozporządzenie Ministra Spra- wiedliwości z  12 października pozwala naszym funkcjonariuszom w niektórych sytuacjach występować bez mundu- rów. Na podpis ministra czeka przepis, który pozwala GISW realizować zada- nia o  charakterze pościgowym. Czarne mundury, mało praktyczne w  naszych działaniach, zastępujemy umundurowa- niem kamuflażowym MultiCam. Mamy też specjalnie dostosowane do potrzeb grup samochody. Jest ich 15, a od grud- nia będzie dodatkowych 17. Nieoznako- wanych. Marzymy o  wpisaniu GISW do Ustawy o  Służbie Więziennej. Możemy się też pochwalić własną odznaką, którą ustanowił Dyrektor Generalny. Może ją uzyskać każdy funkcjonariusz GISW, któ- ry ma w niej przynajmniej czteroletni staż i nienaganną opinię, dowódca oraz osoby niezwiązane bezpośrednio z grupami, ale takie, które im się przysłużyły.

zdjęcie Piotr Kochański

(12)

u nas

Funkcjonariusz GISW

1. Rękawice taktyczne strzeleckie 2. Kamizelka kuloodporna

3. Ochraniacze na kolana 4. Hełm kevlarowy 5. Okulary strzeleckie

6. 5,56 karabinek Beretta ARX160

7. Apteczka pierwszej pomocy 8. Pas nośny sztywny

9. Worek zrzutowy

10. Pojemnik na środki łączności 11. Kajdanki szczękowe

12. Rękawice taktyczne interwencyjne

1

2

3

4 5

6

7

8 9

10

11

12

(13)

u nas

w mundurze MultiCam

15. Taśma nośna jednopunktowa 16. Magazynki do Beretty 17. Celownik kolimatorowy 18. Oświetlenie taktyczne 19. Karabińczyk uniwersalny 20. Odznaka GISW

21. Zasobniki na magazynki do Glocka 22. Pałka teleskopowa

13. Kajdanki jednorazowe 14. 9 mm pistolet Glock 17

13

14

15

17 16

18

19 20

22 21

zdjęcia Piotr Kochański

(14)

Są tam, gdzie dzieje się coś nieprzewidzianego. Akurat jadą na służbę czy robią zakupy w sklepie i… ratują czyjeś życie, łapią złodziei albo zatrzymują pijanych kierowców. Sami mówią skromnie, że zrobili tylko to, co zrobić należało. W cyklu „Zawsze gotowi” prezentujemy sylwetki funkcjonariuszy i pracowników Służby Więziennej, którzy nie zostali obojętni i pospieszyli z pomocą.

zawsze gotowi

Kierownik ozetu w  Pobiedziskach i  rzecznik dyrektora Zakładu Karnego w  Gębarzewie wspomina, że było już ciemno, kiedy jechał krajową 15-tką z Gniezna w kierunku Wrześni. Mimo to zbliżając się do zakrętu zauważył, że coś jest nie tak jak zazwyczaj. Zna okolicę, bo pokonuje ją codziennie w drodze do pracy i do domu, tym razem jednak zobaczył, że w rowie, kołami do góry, leży rozbity biały samochód. Upewnił się włączając długie światła, a potem wszystko potoczyło się błyskawicznie.

Wisiały na pasach

Żeby nie stwarzać niebezpieczeństwa, nie zatrzymał się na zakręcie, ale kilka- dziesiąt metrów dalej i  włączył światła awaryjne. Razem z  żoną wyszli z  samo- chodu i kiedy kapitan biegł do rozbitego auta, jego żona dawała znać innym kie- rowcom, żeby zwolnili, bo na zakręcie zda- rzył się wypadek. – Kiedy dobiegłem do rowu, zobaczyłem w tych ciemnościach, że spod maski samochodu leżącego na dachu wydobywa się dym –  relacjonuje funkcjonariusz. –  Właściwie to już był wrak. Nie spodziewałem się, że zastanę w nim żywych ludzi. Schyliłem się, zajrza- łem do środka i zobaczyłem dwie kobiety wiszące głowami w dół na pasach bezpie- czeństwa. Były zakleszczone pomiędzy fotelami… Gdy mnie zobaczyły, zaczęły naraz krzyczeć i płakać.

Kapitan spojrzał na gęstniejący dym i  w  głowie miał jedną myśl: czy zdąży je wydobyć, zanim samochód wybuchnie.

Działał automatycznie. Ponieważ w żaden sposób nie mógł otworzyć drzwi od strony pasażera, a te drugie były wciśnięte w zbo- cze rowu, krzyknął do kobiet, żeby osłoniły głowy i nogą próbował wybić boczną szy- bę. Nie było to łatwe, ale szyba w końcu ustąpiła. Potem musiał jeszcze wyłamać drzwi, żeby dostać się do środka. Nie było możliwości wyjęcia kluczyków ze stacyj- ki. Nie dało się też odpiąć pasów bezpie- czeństwa. – Musiałem je przeciąć nożem – wspomina. – Uwolniłem najpierw kobie- tę za kierownicą. Miała obrażenia głowy i nogi, nie była w stanie samodzielnie opu- ścić wraku. Wziąłem ją na ręce i przenio- słem kawałek dalej. W tym czasie już nad- biegali inni kierowcy. Zebrał się mały tłum.

Pomogłem wydostać się drugiej kobiecie.

Ona była w  lepszym stanie i  o  własnych siłach przeszła kilka kroków.

Wydawał polecenia

Pomagając kobietom, kapitan zaczął wydawać polecenia gapiom. Jednemu polecił zadzwonić na numer alarmowy, innym, żeby zabezpieczyli drogę, a  kie- rowcom kazał przynieść gaśnice i użyć ich w miejscu, skąd wydobywał się dym. Ran- na kobieta dygotała i uskarżała się na ból w okolicach kręgów szyjnych. Miała uraz nogi i skaleczoną głowę. – Zdjąłem bluzę i  okryłem ją, unieruchomiłem też nogę i starałem się stabilizować ją w jednej po- zycji – wyjaśnia. – Druga kobieta była po- obijana i rozmawiała przez telefon z kimś z rodziny.

Krystian Rynarzewski po ok. 10 minu- tach oddał poszkodowane w ręce straża- ków, którzy pierwsi przybyli na miejsce.

Potem dotarła policja i  karetka pogoto- wia. –  Kiedy medycy opatrywali ciężej ranną, była bardzo roztrzęsiona. Podsze- dłem do niej i zażartowałem, żeby się nie gniewała, że jej trochę zdemolowałem samochód: wybiłem szybę i  wyrwałem drzwi – wspomina kierownik.

Młodym, nieco ponad 20-letnim, ko- bietom zdaniem funkcjonariusza życie ocaliły zapięte pasy bezpieczeństwa.

Podczas dachowania nie wypadły z auta.

Prawdopodobnie przed zakrętem pró- bowały wyprzedzić inny samochód, ale jechały zbyt szybko, a nawierzchnia była mokra i wyrzuciło je w stronę rowu. Za- nim jednak do niego wpadły, ich auto wybiło się do góry, złamało gałąź na wy- sokości blisko trzech metrów, po czym spadło na dach. Patrząc na uszkodzenia samochodu trudno uwierzyć, że pasażer- ki przeżyły ten wypadek.

Następnego dnia do Zakładu Karnego w Gębarzewie zadzwonił pracodawca obu pań, żeby podziękować kapitanowi Ryna- rzewskiemu za ratunek. – Powiedział, że z nimi już wszystko dobrze, że wyszły ze szpitala – dodaje. – W zakładzie dyrektor też mi pogratulował, a media rozpisywa- ły się o tym wypadku. A ja myślę, że każ- dy funkcjonariusz, czy w  mundurze, czy bez, postąpiłby tak jak ja. Pomógłby bez wahania. Dlaczego tak sądzę? Bo wierzę w ludzi.

Elżbieta Szlęzak-Kawa zdjęcie Krystian Rynarzewski

Ratował

i kierował akcją

Spokojny powrót z rodziną do

domu zakłócił widok, na który

kpt. Krystian Rynarzewski

zareagował natychmiast.

(15)

Funkcjonariusz miał dzień wolny i po 9. rano zjechał z krajowej 10-tki w drogę powiatową, tak jak kierowała go nawiga- cja. Nawierzchnia była kiepska, po obu stronach rosły drzewa i krzaki. Na łagod- nym łuku drogi zauważył leżące kawałki plastikowych części, odłamki szkła i moc- no odrapane drzewo.

Widok jak z horroru

– Aha, pomyślałem, niedawno musiał tutaj być wypadek – wspomina. – Rozej- rzałem się i zobaczyłem, że zza krzaków wystaje coś czerwonego. Dobrze, że pro- wadziłem busa, więc siedziałem wyżej i  miałem lepsze pole widzenia, niż gdy- bym jechał osobówką. Zastanowiło mnie tylko, jak to możliwe, żeby samochód nie został uprzątnięty po wypadku.

I  wtedy Mariusz Świetlik dostrzegł, że w  tym kompletnie rozbitym aucie siedzi ktoś w  kolorowym swetrze. Na- tychmiast się zatrzymał, włączył świa- tła awaryjne, w biegu wystawił jeszcze trójkąt ostrzegawczy i  momentalnie znalazł się przy tamtym samochodzie.

Mówi, że widok jak z  horroru, natych- miast podniósł mu poziom adrenaliny.

– Za kierownicą siedziała zakleszczona, półprzytomna ponad 40-letnia kobieta – relacjonuje. – Krew, w dużej mierze już zaschnięta, była wszędzie. Ciągle leciała jej też z nosa, z oka, z ucha… Czoło mia- ła pocięte, chyba odłamkami stłuczonej szyby. Dobrze, że wystrzeliły poduszki powietrzne i otworzyła się boczna kur- tyna, ale i tak patrząc na ten wrak trudno uwierzyć, że kobieta żyła.

Nie miał wątpliwości, że jej stan jest ciężki. Przypuszczał, że spędziła we wra- ku dłuższy czas. Cudem udało mu się od- blokować i  otworzyć przednie drzwi od strony pasażera, bo te drugie były całko- wicie zgniecione. – Kiedy mnie zobaczy- ła, powiedziała: „Panie kochany, tyle tu

już samochodów przejeżdżało i  nikt się nie zatrzymał…”. Powiedziała również co ją boli, jak się nazywa, ile ma lat. Nie pa- miętała jak doszło do wypadku, tyle tylko, że ją wyrzuciło z drogi. Co chwilę traciła i odzyskiwała przytomność, a ja próbowa- łem z nią rozmawiać.

Funkcjonariusz od razu zatelefonował na numer alarmowy. Nie mógł jednak do- kładnie określić, gdzie się znajduje. Był 250 km od domu, przy mało uczęszcza- nej drodze. Wybiegł na nią i  zatrzymał pierwszy nadjeżdżający samochód. – Za- pytałem młodego kierowcę, co to za miej- scowość, a  on, że Brudzewice. Spojrzał na wrak, rzucił, że ta kobieta jest z jego wioski i… odjechał. Później przejeżdżały jeszcze inne samochody, ale nikt się nie zatrzymał. Przerażająca znieczulica.

Czekała na mnie

Mariusz Świetlik przez następne pół godziny, aż do przyjazdu służb ratow- niczych, czuwał przy poszkodowanej.

Nie mógł jej ruszyć, była całkowicie

zakleszczona. Potem nawet strażacy ze specjalistycznym sprzętem długo nie mogli wydostać rannej z auta. Wcześniej funkcjonariusz starał się utrzymać z nią kontakt, a  kiedy zadzwonił jej telefon, odebrał. Dzwoniła z pracy zaniepokojona kierowniczka. Powiedział jej o wypadku, a ona zapewniła, że powiadomi męża ko- biety. – Wyglądało na to, że ta pani dobrą godzinę czekała w aucie na ratunek. Dzi- siaj wszyscy mi mówią, że czekała na mnie – uśmiecha się sierżant sztabowy.

Po tym, jak zrelacjonował wszystko przybyłym na miejsce wypadku policjan- tom, poważnie zastanawiał się, czy nie wracać do domu. Ostatecznie jednak do- jechał do Szczecina, choć jak mówi, całą drogę był myślami przy tej kobiecie. Za- stanawiał się, czy będzie żyła. – Po trzy- nastej wracałem tą samą drogą. Obok miejsca zdarzenia stał jeszcze radiowóz.

Zapytałem policjantów, co z  kobietą.

Odpowiedzieli, że na pewno ma połama- ne obie nogi, rękę i  właśnie przechodzi w szpitalu operację.

Funkcjonariusz przyznaje, że kiedy wrócił do domu, do późnych godzin noc- nych siedzieli z żoną i rozmawiali o tym, co się stało. A także o szczęśliwym zbiegu okoliczności. – Bo akurat tamtą drogą po- prowadziła mnie nawigacja, bo zauważy- łem te szkła na drodze i ślady na drzewie, a przede wszystkim ten samochód, bo był czerwony. Gdyby miał kolor zielony, pew- nie wtopiłby się w tło i nie zauważyłbym go – zastanawia się.

Jednak jak by na to nie patrzeć, tym zbiegom okoliczności bez wątpienia po- mogły czujność, spostrzegawczość, uważ- ność i zaangażowanie funkcjonariusza.

Elżbieta Szlęzak-Kawa zdjęcie nadesłane przez Komisariat Policji w Brudzewicach, Arkadiusz Bargieł

zawsze gotowi

Zauważył i zadziałał

Sierż. sztabowy Mariusz Świetlik, starszy oddziałowy w Zakładzie

Karnym w Koronowie, w drodze do Szczecina pomógł rannej kobiecie,

która zakleszczona w roztrzaskanym aucie przez godzinę samotnie

czekała na ratunek.

(16)

ludzie

Marek Gorczyca od 23 lat jest honoro- wym dawcą krwi. Oddaje ją, aby ratować innych. – Nikt nie wyprodukował jeszcze krwi. Taka jest prawda, nie ma co się oszu- kiwać. To najlepsze lekarstwo na świecie – przekonuje.

Pierwszy raz podzielił się swoją krwią z potrzeby serca. Była zima, dżdżysto. Do- wiedział się, że jego bliscy znajomi mieli wypadek. Jechali samochodem i  wpadli w  poślizg. Dziewczyna była w  śpiączce.

Krew była potrzebna na gwałt. Rodzina zorganizowała zbiórkę. –  Chciałem im pomóc – opowiada funkcjonariusz.

Poszedł do punktu pobrań i bez zbęd- nych formalności oddał krew. Miał na- dzieję, że pomoże – jego krew czy inna.

Nieważne. Potrzebna była każda. – Była okazja, żeby pomóc –  opowiada. Odtąd minęło już sporo czasu, a Marek nie za- niechał krwiodawstwa. Systematycznie dzieli się tym, co ma cennego. Oddał już 61 240 ml krwi – to stan na 31 sierpnia tego roku. Tak ma zapisane w książeczce honorowego dawcy krwi. Miał ich wyro- bionych już kilka, bo szybko się zużywają.

– Jedna wystarcza na parę lat – wyjaśnia.

– 27 października znowu będą mnie kłuć.

Od ponad 20 lat wypompowują ją ze mnie po 450 ml krwi jednorazowo – co 56 dni minimum, taka jest zalecana przerwa dla dawców. Wcześniej oddawałem osocze krwi, po 600 ml w odstępach trzydziesto- dniowych – opowiada.

Co roku oddaje sześć litrów krwi. Oso- cza byłoby więcej. Punkt pobrań krwi w  Lubsku został zlikwidowany, gdzie oddawał osocze i miał blisko. Od tamtej pory jeździ do Żar i oddaje krew pełną.

Stateczność w służbie

Pracował w  branży budowlanej. Ro- dzice namawiali go, aby zaczął odkładać na emeryturę i  miał coś stałego. Posłu- chał ich, rzucił budowlankę i zatrudnił się w Służbie Więziennej, dokładnie było to 1 października 2003 r. Nigdy nie żałował tej decyzji.– Po półtora roku pracy w dziale ochrony, zwolniło się miejsce dla kierowcy i wskoczyłem na to stanowisko. Bardzo się ucieszyłem – mówi st. sierż. sztab.

Dziś jest starszym kierowcą. Przy- znaje, że prowadzenie auta sprawia mu dużą przyjemność. To pasja i  więcej!

Praca, którą kocha. – Od wczesnej mło- dości lubię jeździć – opowiada z entuzja- zmem. –  Za młodu hobbystycznie robi- łem uprawnienia. Wszystkie, jakie tylko można było. W wolnej chwili brałem się za kolejne kategorie prawa jazdy: A, B, C, D, E…, na auta ciężarowe z przyczepą, ciągniki, wózki widłowe, akumulatoro- we, ADR-y, czyli uprawnienia do przewo- zu rzeczy niebezpiecznych… Wszystkie miałem przed służbą. Full wypas! Tylko uprawnienia kierowcy autobusów zrobi- łem już jako funkcjonariusz.

Krew kierowcy

Jest z  rocznika 69. Rodzice, praca, rola, mleko prosto od krowy –  tak było dawniej. Marek ciepło wspomina tamte chwile. Ale czasy się zmieniły. Teraz mle- ko jest z kartonu i jest służba. I raz na dwa miesiące – oddawanie krwi. Z zamiłowa- nia! Ma grupę krwi najbardziej popular- ną i pasującą do każdej innej – 0RH plus.

Żyły widoczne. Ręce chłopa ze wsi – jak sam mówi. Urodzony dawca.

Kiedy starszy kierowca chce oddać krew, pisze raport do przełożonych. Pi- smo zatwierdzają transportowiec, kie- rownik działu kwatermistrzowskiego i dyrektor więzienia. – Potem mam dzień wolny. Zwykle zgłaszam swoją chęć z ty- godniowym wyprzedzeniem, nigdy z dnia na dzień. Do stacji krwiodawstwa jadę, kiedy nie mam zaplanowanych wyjazdów, konwojów, pilnych spraw służbowych – wyjaśnia funkcjonariusz.

A wyjazdów w jednostce zwykle jest dużo. Zakład Karny w  Krzywańcu znaj- duje się w lesie. Podlegają mu dwa oze- ty: w  Wałowicach oddalonych o  64 km i w Lubsku – prawie 30 km drogi. – Jeździ

To coś, co po mnie zostanie

Jest rekordzistą w Służbie Więziennej*. Oddał już ponad 61 litrów krwi. – Chociaż jakaś cząstka mnie może komuś pomóc – mówi st. sierż.

sztab. Marek Gorczyca z Zakładu Karnego w Krzywańcu. Ma wszystkie odznaki honorowego dawcy krwi. Również tę najwyższej rangi:

„Zasłużony dla zdrowia narodu”. Na co dzień siedzi za kółkiem.

I kocha swoją robotę.

W krwioobiegu dorosłego człowieka krąży około 5-6 l krwi. Oprócz krwi peł- nej dawcy mogą oddawać osocze, płytki krwi, krwinki czerwone lub krwinki białe.

Najczęstszym rodzajem donacji jest pobranie krwi pełnej. Standardowo pobiera się około 450 mililitrów krwi. Zabieg trwa zwykle kilka minut. Obecnie krew pełną można pobierać od kobiet nie częściej niż 4 razy do roku, od mężczyzn nie częściej niż 6 razy do roku. Minimalna przerwa między donacjami nie może być krótsza niż 8 tygodni. Po zakwalifikowaniu przez lekarza dawca otrzymuje lekkostrawny poczęstunek, a następnie przygotowuje się do pobrania krwi. Na zakończenie rów- nież otrzymuje poczęstunek. Na mocy przepisów prawa osoba, która oddała krew, może być w tym samym dniu zwolniona z obowiązku pracy czy nauki w szkole.

Więcej https://krwiodawcy.org

(17)

ludzie

się non stop – mówi starszy sierżant szta- bowy. – Konwoje na miejscu i w Polskę.

Jest u nas kilku kierowców i mamy kilka służbowych aut, m.in. dwa operacyjne Fordy Transity, jedną dużą więźniarkę na 20 osadzonych Mercedes Atego i  kilka półosobowek, do których jestem przy- dzielony. Zwykle jeżdżę z szefem więzie- nia. A jak potrzeba, to w konwój.

Zdrowa dieta

Do punktu pobrań krwi w Żarach je- dzie 20 km. Wcześniej się przygotowuje.

Na kilka dni przed oddaniem krwi zmie- nia tryb żywienia. W  przeddzień nie je tłustych potraw, unika smażonego i cięż- kostrawnego. Za to je więcej warzyw, witamin, owoców –  to co wartościowe, na przykład czerwone buraki. Na słodkie też się skusi. – Bo jak nam dają czekoladę, to widocznie można – uśmiecha się. – Ale w granicach normy.

– Zanim pielęgniarka pobierze mi 450 ml krwi do specjalnego worka, który bę- dzie przekazany dalej, nakłuwa i  bierze 50 ml próbki krwi do badania –  mówi Marek. –  Wykaz jest automatyczny, od razu widać skład krwi, również wyniki wątrobowe. Wszystko wychodzi, lista na czerwono pokazuje, czego brakuje w or- ganizmie. Mamy pomagać, a nie szkodzić.

Raz zdarzyło się, że lekarz powiedział do

niego: „coś pan za dużo zjadł” i tego dnia został zdyskwalifikowany. Miał zbyt sła- bą hemoglobinę, kilka kresek brakowało do normy, dla krwiodawcy –  zbyt mało.

Zalecono mu dietę, wypoczynek i  sen!

A szczególnie na kilka dni przed kolejnym oddaniem krwi.

– Jesteśmy producentem krwi, jest w niej to, co jemy. Jako dawca krwi, de- likatniej muszę się odżywiać. Choć jem wszystko, szczerze mówiąc. Kasze, ryż na mleku lubię… Ale uważam, żeby w nie- wielkich ilościach. Nie napycham się. To ma znaczenie. W  moim wieku metabo- lizm jest spowolniony. Pilnuję wagi, aby nie przytyć. Przy wzroście 182 cm, nigdy nie ważyłem ponad 100 kg. Myślę, że jest dobrze. Pięć kilogramów w  dół czy w górę, to nie ma znaczenia.

Podziękowania za krew

Za podzielenie się własną krwią dawca otrzymuje symboliczne podziękowanie.

Jest mały poczęstunek, kawa lub herbata, z cukrem lub bez, jak kto woli. – Dostaję też dziesięć czekolad. Mam dzień wolny od pracy, czyli sześć dodatkowych wol- nych dni w roku. A także zwrot kosztów dojazdu. Za 45 przejechanych kilome- trów ryczałtowo otrzymuję 12 zł – wyja- śnia Marek. – Oddam krew i wracam do domu. Czasem jestem zmęczony, czasem

nie. Wpływa na to też pogoda. Potem zwykle trochę majsterkuję.

Marek lubi pracę w  ogrodzie, a  od wiosny tego roku również pszczelar- stwo. – Mój tata od 50 lat jest pszczela- rzem – opowiada. – 400 metrów od siebie mieszkamy. Chcę mu trochę pomóc, bo widzę, że słabnie z wiekiem. Ma już 77 lat.

Troszeczkę zaniedbał pasiekę i pomagam mu ją wzmocnić. Dlatego uczę się tego fachu. Na wiosnę kupiłem dla siebie trzy pnie (rodziny pszczele), a dziś mam już ich dwadzieścia. On ma swoje pszczoły, a te- raz i ja. Miód był zawsze u nas w domu.

Cichy bohater

– Nasz kadrowiec też jest krwiodaw- cą – Marek, nie chce się chwalić, więc to podkreśla. Uważa, że w Służbie Więzien- nej ktoś może oddał więcej krwi od niego.

Ludzie nie przyznają się, a nikt nie prowa- dzi takiej statystyki.

Bliscy wiedzą, że oddaje krew. I koledzy w pracy. Zdarzyło się, że za jego przykła- dem ktoś został krwiodawcą. Marek ma z tego dużą satysfakcję. Otrzymał wszyst- kie możliwe odznaki honorowe „Zasłużo- ny Honorowy Dawca Krwi”. – Lubię odda- wać krew – przyznaje. – To coś, co po mnie zostanie, chociaż jakaś cząstka mnie może komuś pomoże. Tyle już udało mi się dać…

Nie każdy jednak może. Są przeciwwska- zania. Tego nie widać, nie czuć, a  jednak człowiek życie ratuje.

Dawca krwi to taki cichy, niewidoczny bohater – uważa nasz rozmówca. Nie wie, czy komuś konkretnemu uratował życie.

I nie musi tego wiedzieć. Krew ze stacji trafia do pacjenta. Krąży. Tak jak w  na- szych żyłach, podtrzymuje życie.

Zostać krwiodawcą nie jest trudno.

Wystarczy chęć, wartościowa krew, mocne żyły i dobry stan zdrowia. – Róż- ne o  nas krążą opinie –  mówi Marek.

–  Niektórzy obawiają się, że do końca życia trzeba będzie to robić, bo organizm przyzwyczaja się do wzmożonej produk- cji krwi, a  potem niebezpiecznie będzie przestać. Ale o tym nie myślę.

Agata Pilarska-Jakubczak zdjęcia Piotr Hamera

* Ostatnio pracownicy PCK przeliczyli st. sierż.

sztab. Markowi Gorczycy donacje osocza krwi na krew pełną. Wyszło, że do końca sierpnia oddał ponad 61 litrów krwi pełnej. Wysunął się na pozycję lidera dawców w Służbie Więziennej.

Jeśli ktoś z  czytelników oddał więcej litrów krwi, prosimy o  kontakt z  redakcją: forum@

sw.gov.pl.

(18)

z nami

Olga Dyrko w Służbie Więziennej jest od kwietnia 2004 r. Obecnie w  stopniu kapitana, na stanowisku starszego wy- chowawcy w Areszcie Śledczym na Słu- żewcu w  Warszawie odpowiada za po- moc postpenitencjarną.

– Przygotowanie skazanych do ży- cia na wolności zaczyna się od początku odbywania kary – zaznacza. – Należy ich ukierunkować pod względem wykształ- cenia, nauki zawodu, zredukować defi- cyty, poddać terapii, jeśli jest diagnoza uzależnienia, nauczyć nawyku pracy.

Wielu ludzi więzienie ratuje przed za- piciem się na śmierć. Bywa też „domem”, do którego wracają i funkcjonują w nim lepiej niż na wolności. W obliczu nadcho- dzącej zimy osoby bezdomne są skłonne popełnić drobne przestępstwo, aby prze- zimować w więzieniu.

– Czytałem fragmenty raportu bada- nia o  pomocy postpenitencjarnej, gdzie były osadzony stwierdził, że warunki wię- zienne są zbyt dobre – podkreśla Jakub Wilczek, prezes Ogólnopolskiej Federacji na rzecz Rozwiązywania Problemu Bez- domności.

– Pandemia niczego nie zmieniła w tej kwestii – mówi kapitan Dyrko.

– Skalę tego problemu zmniejsza za- sądzanie zastępczych kar pozbawienia wolności, grzywny oraz kar ograniczenia wolności –  zauważa Magdalena Kamiń- ska z Zarządu Głównego Stowarzyszenia Patronat.

Dlaczego niektórzy wybierają pobyt za kratami zamiast schroniska czy noc- legowni? Bo nie potrafią sprostać wyma- ganiom tych placówek. Ustawa o pomocy społecznej mówi, że właściwą miejscowo do pomocy osobom w kryzysie bezdom- ności jest gmina ostatniego miejsca za- meldowania na pobyt stały. –  Zaledwie

38 proc. przebadanych przez nas w tym roku placówek zadeklarowało, że przyj- mują bez ograniczeń ludzi z  ostatnim adresem zameldowania w  innej gminie – wskazuje Jakub Wilczek.

W Patronacie

Ponadto przebywając w  placówce dla osób bezdomnych, trzeba poddać się reżimowi. Między innymi abstynencji.

Wytrzymują, ile potrafią. Czasem, jeden dzień. – Kiedyś przywieźli nam pana z Za- kładu Karnego w Siedlcach, po godzinie wyszedł i nie wrócił – opowiada Magda- lena Kamińska.

– Nasz oddział Patronatu współpracu- je ze Służbą Więzienną stale od początku, czyli od 30 lat – mówi Anna Bajko, prezes zarządu Białostockiego Oddziału Sto- warzyszenia Penitencjarnego Patronat.

Nie spisujemy nikogo na straty (1)

– Zwykle tych prawdziwych bezdomnych „wyłapuje” wychowawca w oddziale przejściowym, przy przyjęciu do jednostki. Ci, którzy deklarują bezdomność to zwykle osadzeni, którzy ubiegają się o najem lokalu socjalnego – mówi kpt. Olga Dyrko z aresztu na Służewcu. Wśród osób bezdomnych większość ma za sobą wyrok karny.

Niektórzy za powód bezdomności uważają pobyt za kratami.

Białostocki oddział Patronatu dysponuje 23 miejscami

(19)

z nami

–  Nasi podopieczni przede wszystkim otrzymują miejsce do zamieszkania. Są to osoby, które faktycznie nie mają dokąd pójść lub takie, które chcą zmienić swo- je dotychczasowe życie, nie wracając do dawnego środowiska. Mamy 23 miejsca.

Są to pokoje 1, 2 lub 3-osobowe. Nasza siedziba to stara kamienica i  pokoje są przechodnie. Mieszkańcy otrzymują od nas całodzienne wyżywienie, na start odzież, obuwie, środki czystości. Nikogo nie spisujemy na straty.

Rotacja w  ośrodkach readaptacyj- nych jest duża, często byli więźnio- wie popełniają kolejne przestępstwa.

–  Około 15 procent do nas wraca.

A drugie tyle chodzi na terapię – stwier- dza Kamińska. –  Prawie wszyscy mają nieuregulowane sprawy prawne, zadłu- żenia, egzekucje komornicze. Boją się, że kiedy podejmą legalną pracę, komor- nik zabierze im pensje.

Według kpt. Dyrko więźniom najtrud- niej przychodzi cierpliwość w dążeniu do celu. A największy problem jest z osoba- mi bezdomnymi, które nie mogą chodzić.

Niewiele placówek świadczy bowiem im pomoc z uwagi na brak odpowiedniej in- frastruktury. – Miałam kiedyś problem ze znalezieniem miejsca noclegowego dla skazanego, który poruszał się na wózku inwalidzkim i miał opuścić zakład karny.

Jednak udało się i osoba ta nie trafiła na ulicę – wspomina Olga Dyrko.

– Wychowawcy dzwonią do nas, pyta- ją o miejsce, troszczą się, ale nie wszyst- kie osoby do nas potem trafiają – wyja- śnia Magdalena Kamińska z  Patronatu.

Po wyjściu z  więzienia najpierw idą od- wiedzić rodzinę lub wracają do nałogu.

Tłumaczymy im, że nie ma kontrolowa- nego picia. Trzeba zerwać z nałogiem raz a dobrze.

Według Hanny Czaban, która od kilku- dziesięciu lat współpracuje z białostocki- mi placówkami dla bezdomnych, a sama jest kierownikiem tutejszego ośrodka Patronatu dla byłych więźniów, nawet 70 proc. podopiecznych tych placówek może być po wyrokach.

Pomoc w czasie pandemii

Pomoc bezdomnym w dobie „korony”

zmieniła się, mówiąc najkrócej, dramatycz- nie. Wprowadzono ograniczenia w przy- jęciach do placówek dla bezdomnych.

Powstały specjalne miejsca „buforowe”, służące obserwacji przyjmowanych osób pod kątem objawów koronawirusa, zanim zostaną one wpuszczone do placówki.

Oczywiście wszystko to wiąże się z  ogromem problemów administracyj- nych i  przedłużającymi się terminami, a – jak łatwo zgadnąć – osoba w kryzysie

W  Polsce bez dachu nad gło- wą żyje 30 330 osób, w  tym 6007 w  tzw. miejscach niemieszkalnych.

To wynik badania przeprowadzone- go w nocy z 13 na 14 lutego 2019 r.

Ministerstwo Rodziny, Pracy i  Poli- tyki Społecznej organizuje je co dwa lata. Badanie pokazuje wyłącznie liczbę osób, do których udało się do- trzeć. – Dwa lata wcześniej mieliśmy 33 408 bezdomnych, zaś w  2015 r.

36 161 – mówi Jakub Wilczek. Z ba- dań wynika, że liczba doświadcza- jących bezdomności zmniejsza się.

– Trend ten może się jednak zmienić w badaniu w 2021 r., ze względu na skutki społeczno-gospodarcze epi- demii koronawirusa –  przewiduje Wilczek. – W środowisku organizacji pozarządowych najczęściej mówi się o  40-45 tys. osób bezdomnych, jed- nak jest to wyłącznie nasza intuicja niepoparta żadnymi badaniami.

Ile osób bezdomnych może być po wyrokach i pobytach w więzieniu, trudno powiedzieć. W ogólnopolskim badaniu respondenci są również py- tani o przyczyny bezdomności i jedną z  możliwych odpowiedzi jest opusz- czenie zakładu karnego –  w  2019 r.

wskazało ją 1649 respondentów, w 2017 r. – 2035, w 2015 r. nie prze- prowadzono tej części badania.

Anna Bajko, prezes Zarządu Biało- stockiego Oddziału Stowarzyszenia Penitencjarnego Patronat, kurator specjalista Sądu Rejonowego w  Bia- łymstoku

Magdalena Kamińska, sekretarz Za- rządu Głównego Stowarzyszenia Pe- nitencjarnego Patronat i prezes Od- działu w Warszawie, starszy kurator zawodowy IV Zespołu Kuratorskiej Służby Sądowej Sąd Rejonowy dla Warszawy-Pragi Północ

Hanna Czaban, kierownik ośrodka dla osób bezdomnych w Białymstoku

Kpt. Olga Dyrko, starszy wychowaw- ca ds. pomocy postpenitencjarnej w  Areszcie Śledczym na Służewcu w Warszawie

(20)

z nami

bezdomności potrzebuje pomocy „tu i te- raz”. Nie można poprosić jej, żeby pocze- kała na udzielenie pomocy w domu. Nie dla wszystkich jest to jednak jasne. Przy- kładowo, zgodnie z wytycznymi sanepidu osoba w bezdomności ulicznej z objawa- mi koronawirusa powinna odbyć… izola- cję domową.

Z  kolei testy na obecność koronawi- rusa dostępne są wyłącznie dla osób po- siadających ubezpieczenie zdrowotne.

Istnieje co prawda procedura nadania uprawnienia do świadczeń opieki zdro- wotnej przez ośrodek pomocy społecz- nej, jednak trwa ona w niektórych miej- scach nawet dwa tygodnie.

– W  niektórych miastach Polski ofe- ruje się bezdomnym bezpłatne testy w  kierunku Covid-19. W  Warszawie Fundacja „Chleb życia” siostry Małgo- rzaty Chmielewskiej wykonuje je przy ul. Gniewkowskiej 50 – mówi Magdalena Kamińska z Patronatu. – Nie mieliśmy do tej pory chorych na koronawirusa. Nasi podopieczni dostają od nas maseczki, dezynfekują ręce, sprzątają wszystkie pomieszczenia dwa razy dziennie. Usta- lamy dyżury.

Wszystko to, a  także konieczność pozostawania w  zamkniętej placówce i utrudnienia w dostępie do innych form pomocy, jak np. odwoływanie umó- wionych zabiegów medycznych, rodzi mnóstwo problemów natury psycholo- gicznej: stres, stany depresyjne, konflik- ty, stosowanie przemocy, przemycanie

alkoholu czy samowolne opuszczenia placówek. –  Na problemy te wskaza- ło niemal 70 proc. badanych przez nas w czerwcu placówek – podkreśla Jakub Wilczek.

Z kolei osoby żyjące w miejscach nie- mieszkalnych, w pierwszych miesiącach lockdownu nie rozumiały zachodzących wokół nich gwałtownych zmian, co rów- nież było dla nich źródłem stresu – brak ludzi na ulicach, zamknięte restauracje i  galerie handlowe, zupełnie inne za- sady kontaktu ze streetworkerami, no

i oczywiście nieznane zagrożenie w po- staci wirusa. Z  systemowego punktu widzenia najważniejszym problemem było zapewnienie tym osobom łatwe- go dostępu do żywności, co udało się dzięki zmianom w zasadach dostępu do żywności unijnej z  Banków Żywności, oraz środków ochrony osobistej. Znane są jednak kuriozalne przypadki karania przez policję osób w kryzysie bezdomno- ści za brak maseczek, czy też po prostu –  za poruszanie się w  przestrzeni pu- blicznej podczas wiosennego lockdow- nu. Na szczęście w Polsce zjawisko to nie przybrało skali masowej jak we Francji czy w Hiszpanii.

Agata Pilarska-Jakubczak zdjęcia archiwa bohaterów artykułu i Stowarzyszenia Penitencjarnego Patronat Jakub Wilczek, współzałożyciel i  od 2014 r. prezes Ogólnopolskiej Federa- cji na rzecz Rozwiązywania Problemu Bezdomności. Od 2011 r. przedstawi- ciel Polski w  FEANTSA (Europejskiej Federacji Organizacji Krajowych Pra- cujących z Osobami Bezdomnymi), a od 2018 r. wiceprezes tej organizacji. Od 2015 r. członek Komisji Ekspertów ds.

Przeciwdziałania Bezdomności Rzecz- nika Praw Obywatelskich. Od 15 lat związany zawodowo z Towarzystwem Pomocy im. św. Brata Alberta w Zabrzu i Wrocławiu, w latach 2007-2019 czło- nek Zarządu Głównego i Rady Naczel- nej Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta. Koordynator projektów wspie- rających osoby w  kryzysie w  wycho- dzeniu z bezdomności i reintegracji ze społeczeństwem. Animator współpracy w środowisku pozarządowym.

Referenties

GERELATEERDE DOCUMENTEN

Na wstępie dyrektor Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Lu- blinie płk Włodzimierz Jacek Głuch podkreślił, jak cenne jest to, że w kon- ferencji uczestniczy

Dlaczego konieczne jest zajęcie się zjawiskiem przemocy w rodzinach funkcjonariuszy Służby Więziennej.. Na to

W Ośrodku Szkolenia Służby Więziennej w Kulach, Od- dział Zamiejscowy w Sulejowie odbyła się konferencja zorganizowana przez Biuro Emerytalne CZSW oraz Kra- jowy Związek Emerytów

Działania Służby Więziennej w zakre- sie promocji zdrowia i profilaktyki za- grożeń zdrowia w środowisku więzien- ników nabierają szczególnego znacze- nia, propagowanie tego

W Centrali Monitorowania Biura Dozoru Elektroniczne- go Centralnego Zarządu Służby Więziennej w Warsza- wie 10 lipca odbyło się posiedzenie wyjazdowe sejmowej Komisji Sprawiedliwości

en de staatssecretaris van Financien de antwoorden op de vragen van de leden Mei Li Vos Groot en Kerstens alien PvdA over zzp ers die door de Bbz regeling in de knel raken ingezonden

bestek nr:.

Het verstrekken van een subsidie van € 21.915,40 aan Novadic- Kentron voor 2019 met als doelstelling preventie van. verslavingsproblematiek voor zowel jeugd